James opadł bezwładnie opok niej. Widziała
jego cierpienie. Nie myślała racjonalnie. Słyszała tylko strzępki rozmów.
„To był szlachetny czyn, synu Caroline…”
„PZRESTAŃ!”
„Nie mów do mnie „synu Caroline”. Jeżeli to,
co mówisz jest prawdą to ja nie jestem jej synem.”
„Ja w
życiu się do ciebie nie przyłącze.”
„Jesteś
odważny synu Caroline.”
„ zwykły szesnastolatek”
„Byłbyś
naprawdę wspaniałym Śmierciożercą…”
„Mylisz
się!!! Ja się brzydzę czarną magią! Rozumiesz! B R Z Y D Z Ę… Wolę zginąć, niż
przystać do ciebie…”
- A
więc jak wolisz… Crucio!
Czuła siłę tego zaklęcia.
Zobaczyła jak Rogacz wije się. Liny, którymi był związany, puściły. Nie byłą
pewna czy Śmierciożerca cofnął zaklęcia, czy może siła Cruciatusa była tak
wielka, że liny przerwały się. Nie dbała o to. Nie myślała racjonalnie.
Usłyszała kszyki. Mężczyzny i kobiety. Obydwa przepełnione bólem. Pierwszy
należał do Jamesa. Szarpał się i wrzeszczał. Dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, że drugi krzyk należy do niej. Krzyczała, choć nie wiedziała, co to
może dać. Próbowała złapać chłopaka za rękę, a nie mogła. Wiedziała, że ten
widok będzie prześladował ją we wszystkich koszmarach. Zakrwawiona twarz, na
której malował się niewyobrażalny ból. Zamknięte oczy i złamany nos. Nie miał
okularów. Leżały trochę dalej. Próbowała sobie przypomnieć, co wie o tej
klątwie. To zaskakujące, jak człowiek reaguje w takich sytuacjach. O Zaklęciach
Niewybaczalnych czytała już tyle razy, a teraz nie potrafiła przypomnieć sobie
nic, co mogłoby jej pomóc. I nagle dostała olśnienie. Przypomniała sobie.
„ Klątwa Cruciatus, wbrew pozorom nie jest
tylko zaklęciem wywołującym ból. Większość czarodziejów nie zdaje sobie sprawy
z tego, że te zaklęcie może uśmiercać. Staje się tak w chwili, gdy klątwa
„przetrzymywana” jest kilka minut”
Przeraziła się.
Ile trwało zaklęcie rzucone
na Jamesa? Dwie minuty? Trzy? A może
więcej? Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Strach całkowicie opętał jej mózg. Nie
myślała racjonalnie. Nie potrafiła. Nie miała siły pomóc ukochanemu. Nie miała
odwagi. Wiedziała to. Była tchórzem. Tylko zgrywała odważną. W rzeczywistości
przeraźliwie się bała. Nie miała pojęcia, co może zrobić. Jeżeli się postawi to
Voldemort ją zabije. Parsknęła ironicznie. To tak! Przecież jej marne życie
było ważniejsze od życia Jamesa. Jamesa, który przed chwilą sam zasłonił ją
WŁAŚNYM ciałem. Poczuła obrzydzenie do siebie. Zdała sobie sprawę, jaka jest
egoistką. Jednak zanim podjęła jakąkolwiek decyzję z kręgu Śmierciożerców
wystąpiła jedna osoba. Po sylwetce można było zgadnąć, że jest to mężczyzna.
Młody chłopak. Nic więcej. Na sobie miał czarną szatę z kapturem założonym na
głowie a na twarzy maskę. Stanął śmiało, a potem wypowiedział zaklęcie. Jego
słowa były przesycone nienawiścią, ale jego głos wydawał się Rudej dziwnie
znajomy. Nie znała tego zaklęcia, ale nie podziałało. Chłopak niezrażony wypowiedział
klątwę głośniej, ale już spokojniej. Bez emocji.
-Sectumsempra!
Krzyknęła przerażona. Na ciele Jamesa
pojawiły się ogromne rany. Wyglądało to tak, jakby ktoś nacinał go sztyletem.
Niewiele myśląc podbiegła do niego. Nikt jej nie zatrzymał. Każdy wiedział, że
to już koniec. Że wystarczy mała chwila i syn słynnego Aurora umrze. Wiedziała
i Lily. Lord Voldemort i ten jego przeklęty Śmierciożerca zamordowali Jamesa
Pottera. Wiedziała, że już nie ma szans, że wszystko stracone. Nie liczyła na
cud. Delikatnie podniosła głowę Pottera, w wtedy ten otworzył oczy. Widziała w
nich ból spowodowany zaklęciem, złość na Voldemorta, ale przede wszystkim na
matkę. Widział miłość, troskę i jakby… tęsknotę. Tęsknotę za spokojnym życiem,
za szczęściem, za brakiem bólu, za Emmą, za przyjaciółmi i… za nią. Tęsknotę za
każdym skrawkiem życia bez Lorda Voldemorta, za lataniem na miotle, za
quidditchem, za każdym szlabanem. Nawet za szkołą. Widziała, że stara jej się
coś powiedzieć. Otworzył usta i bezdźwięcznie wyszeptał „przepraszam”. To jedno
słowo, wydajające się w tej chwili nie na miejscu. Jedno słowo. Ostatnie słowo
Jamesa Pottera.
***
Upadła. Kasztanowo-rude włosy opadły na jej twarz. Twarz miał zastygłą w dziwnej agonii.
Przeczekała ten stan, ale ból nasilił się. Ogarnął ją smutek.
- Qadın (Pani) nic się nie
stało? – chyba tylko z przyzwyczajenia zapytała
- Zwołaj wszystkich
Strażników. Każde miejsce przy mezie*
ma być zapełnione. – czysty dźwięk potoczył się po korytarzu. Spojrzała na
swoją Mistrzynię z dziwnym wyrazem twarzy. Zebranie? Dzisiaj? Było to dość niezwykłe, jednak nie
kwestionowała decyzji Qadın. Nie miała
prawa. Posłusznie oddaliła się, by
powiadomić resztę.
*
Qadın wstała bacznie
przyglądając się zgromadzonym.
- Wenzake**!- na sali zrobiło się cicho.
Każda para oczu była wpatrzona w nią. - Maono*** przyszła do mnie. Smutna. Pełna bólu. Wielkiego bólu. Rozpacz, cierpienie,
oto co wam niosę. Zawiodłyśmy. Wszytkie razem i każda z osobna. I moja w tym wina wielka. Wiem to i przepraszam.
Pozostaje nam już tylko Namaz. –
szmer zdziwnie przeszedł po komnacie.
Słowa tej pradawnej pieśni wypowiadane były tylko w wyjątkowych
sprawach. W wyjatkowych prośbach. – Tak, Strażnicy. Kiume***** umiera…
Szepty
zamieniły się w cieszę. Na twarzach zebranych malował się szok. Dwadzieścia
dwie postaci poupadały na kolana i zaczęły nucić melodię. Po chwili z dźwięków
wyłoniły się słowa:
- Domine! Ne anima a corpore separari. Ne Daemon vincere. Et dimitte nobis salute.******
*~*
*meza- stół (suahili)
**Wenzake- towarzysze (suahili)
***Maono- wizja (suahili)
**** Namaz- modlitwa (azerski)
*****Kiume- Mężczyzna (suahili)
****** Panie! Nie pozwól by dusza rozstała się z
ciałem. Nie pozwól, by Zły Duch zwyciężył. Wybacz nam i ocal życie. (łacina)
***
Szedł szybko. Koło niego szła Dor i Lunatyk.
Przed nim Dumbledore z McGonagall, która wyraźnie protestowała, by oni szli. Za
nimi szedł profesor Flitwick i nauczyciel
Obrony Przed Ciemnymi Mocami, profesor Flume. Wiedział też, że Aurorzy właśnie
zostają powiadamiani o zaistniałej sytuacji. Bał się. Po raz pierwszy w życiu
się bał. Odczuwał strach przed tym, co zastaną na miejscu, czy James będzie…
NIE! Tą myśl szybko wyrzucił z głowy. Rogacz przeżyje i wszystko będzie dobrze.
Musi być, bo nie może stracić i jego. Jamesa Pottera- Huncwota, przyjaciela i…
brata.
***
Później wszystko potoczyło się jak w
zwolnionym tempie. Głowa chłopaka bezwładnie zawisła na jej rekach. Usłyszała
własny krzyk. Przepełniony był bólem. Bólem po stracie kogoś naprawdę
bliskiego. Rozpłakała się. Płakała z bólu i bezsilność. Nie mogła nic zrobić, a
może nie potrafiła? Tak bardzo pragnęła, żeby zdarzył się cud. To było jak
marzenie. Marzenie tak nierealne, że nie ma prawa się spełnić. Tak odległe, że
nie ma powodów do wiary. Utraciła wiarę w to marzenie. Nie potrafiła wierzyć,
że będzie lepiej.
„Wszystko
będzie dobrze…”
Nic nie będzie dobrze! Bo niby co ma być?!
„Wszystko
będzie dobrze…”
PRZESTAŃ!
„Wszystko
będzie dobrze…”
Nie mów tak!
„Wszystko
będzie dobrze…”
Po co? James, po co mi to mówisz? Co to da?
„Wszystko
będzie dobrze…”
„Wszystko będzie dobrze…”
NIE PRAWDA!!!
Czekała na śmierć.
„Lily
nie czekaj na nią! Zmierz się z nią! Wszystko będzie dobrze, tylko uwierz”
Otworzyła oczy. To James. To on do niej
mówił. Spojrzała w bok. Leżał tam. Martwy. Nie mógł nic powiedzieć. A jednak
słyszała go. Mówił do niej. Przez jedną sekundę naprawdę myślała, że on żyje.
Myliła się. Jedna, samotna łza potoczyła się po jej bladym policzku. Uniosła oczy wyżej. Widziała Voldemorta,
który podnosił różdżkę a potem usłyszała szept:
- Nie powinieneś dziś tu przychodzić Tom…
Zamarła. Znała ten glos, ale nie potrafiła sobie
przypomnieć, do kogo należał. Skupiła uwagę raczej na tym, do kogo się zwracał.
Tom? Kim on jest?
- Aurorzy już są powiadomieni…
- I co z tego? Zanim oni się zjawią wy tu
wszyscy będziecie martwi- szepcząc to skierował różdżkę na wysoką postać w
jasnej pelerynie. Potem zobaczyła jak zielony promień zderza się ze złotym.
Usłyszała krzyki rzucanych zaklęć. Zanim zemdlała poczuła jak ktoś ja szarpie i
krzyczy jej imię.
„Wszystko
będzie dobrze…”
***
Alexandro!
Nie pakuj się jeszcze. Dokładnie przed chwilą
odwiedziłam Hogwart. Będziesz mogła tam pojechać, ale dopiero po świętach.
Wybuchło jakieś zamieszanie. Nie wiem dokładnie, (wszystko co wiem dowiedziałam
się od nauczyciela astronomii) ale podobno sam Dumbledore, z kilkoma nauczycielami
i uczniami musiał wyruszyć na poszukiwanie dwóch zaginionych uczniów. Wyglądało
mi to na poważną sprawę i nie chciałam się wtrącać. Podobno zaginął syn Aurora,
który tego samego dnia zginął ze swoją małżonką. To takie straszne!
Babcia
P.S. Dostałaś paczkę z książkami i przyborami
szkolnymi?
Alex Cooney czytał już ten
list kilka razy. Dostała go wczoraj. W tej chwili były na nim ślady łez,
ponieważ płakała. Nie wiedziała, dlaczego. Nie płakała od czas śmierci siostry.
Przez te dwa lata żyła w pewnej melancholii. Wstawał wcześnie rano, jadła,
uczyła się i spała. Dzień za dniem wlókł się niemiłosiernie, a każdy z nich był
taki sam. Niczym się nie różniły. Była
buntowniczką. Każdego dnia buntowała się przed czymś, żeby przerwać melancholię.
By jeden dzień różnił się od drugiego choćby najmniejszym szczegółem. Wiedziała,
że często jest niekulturalna, a wręcz opryskliwa. Mimo to uczyła się dobrze.
Tak bardzo starał się nie
płakać. Przecież to tylko szkoła! Ale
w głębi serca wiedziała, że to nie „tylko szkołą”. To była szansa na wyrwanie
się ze św. Heleny. To było jej marzenie, które teraz zniknęło. Jeszcze jeden miesiąc. Tylko, że tu
miesiąc wyglądał inaczej. Tu wszystko się mogło zdarzyć…
W pewnej chwili do pokoju
wpadła Lana, jej współlokatorka. Stanęła jak zamurowana. Nie była
przyzwyczajona do widoku płaczącej Alex. Podeszła do niej i objęła ją ramieniem. Cooney
starła ostatnie łzy z policzków i spojrzała na koleżankę, Była śliczną blondynką,
z dużymi, zamglonymi oczami, małym noskiem i czerwonymi ustami. Nie była
wysoka. Warto też wspomnieć, że jej babcia była wilą, a prababcia jasnowidzką.
Jednak na razie nie było żadnych znaków, że ten dar odziedziczyła. Alexandra lubiła jej poczucie humoru, ambicje
i szczerość. Stała się dla niej drugą siostrą. Zastąpiła ją. Radziła sobie w
każdej sytuacji.
- Już mi lepiej…
- Na pewno?
- Tak.
- A co się takiego stało?
- Nie jadę do Hogwartu…
- CO???
- Znaczy się pojadę, ale
dopiero po świętach.
- Tak mi przykro…
- Dzięki… A co się stało-
widząc, że przyjaciółka nie wie o co chodzi dodała- no wiesz, wpadłaś tu taka
podekscytowana, więc pomyślałam, że masz mi coś do powiedzenia.
- A, tak. Moja mama przysłała
mi Proroka. No wiesz zawsze mi przysyła.
- Tak wiem, i co w związku
z tym?
- Na pierwszej stronie jest
artykuł o pewnym chłopaku. Nazywa się James Potter. To syn Aurora.
- A co to ma do mnie? Nie
znam go.
- Tak ci się tylko wydaje-
mówiąc to rzuciła jej na kolanach gazetę. Na pierwszej stronie widniały
fotografia rodziny czarodziejskiej. Mężczyzna z ciemnymi włosami i okularami,
które przykrywały jego granatowe oczy. Wysoki i dobrze zbudowany. Obejmował
swoją żonę. Ona miała piwne oczy i dobrotliwy wyraz twarzy. Trzymała za rączkę
swoje najmłodsze dziecko. Dziewczynka miał najwyżej 12 lat. Miała ciemne oczy,
długie włosy, ostro zakończony podbródek i szeroki uśmiech na twarzy. Była
idealną kopią brata. Gdyby nie różnica wieku, można by pomyśleć, że są
bliźniakami. Spojrzała na chłopaka. Był wysoki i bardzo przystojny. Włosy
sterczały mu we wszystkich kierunkach. Na jego twarzy widniał uśmiech,
zdradzając niezwykłą pewność siebie. Mimo to największą uwagę przykuwały jego
orzechowe oczy, skryte za szkłami okularów. Oczy, które tak kochała. W których
zakochała się, gdy tylko je zobaczyła. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku.
Wszystkie wspomnienia wróciły. Szczyty gór, rześkie powietrze, skradnięte
całusy i długie spacery.
- Max…- wyszeptała gładząc
go na zdjęciu
- Nie.
- Co nie?
- Ten chłopak nazywa się
James Potter.
- Ale jak to? Ja jestem
pewna.
- I masz rację. Tylko
widzisz tu pisze, że to syn Aurora. W
tych czasach na pewno kazali mu skłamać. Mama opowiadała mi, że Aurorzy muszą
spełniać taki specjalny program. No wiesz, zmieniają tożsamość podczas rozmów z
mugolami. A z tego, co mi opowiadałaś, że on nie widział, że jesteś czarownicą,
bo myślałaś, że to on jest mugolem.
- Lana?
- Co?
- Bierz czasem oddech.
- Ha ha. Bardzo śmieszne.
Powiem ci, że nie ma w tym wszystkim nic do śmiechu. Jeśli naprawdę to on, to
jest źle. Zostawię cię tutaj, a ty przeczytaj artykuł.
Potem wyszła zostawiając za
sobą głuchą ciszę. Alexandra zbladła. Co takiego zawierał ten artykuł? Drżącą
ręką wzięła gazetę.
Jakie straszliwe fakty skrywają się za Nocą
Duchów?
Co naprawdę stało się 31 października?
Z przykrością zawiadamiamy,
że w Noc Duchów został zamordowany wybitny Auror Roger Potter wraz z małżonką,
Caroline. Nad ich domem wisiał Mroczny Znak, więc Ministerstwo Magii jest
przekonane, że zostali zabici na rozkaz Sami-Wiecie-Kogo. Niektórzy uważają, że
sam Ten Którego Nie Wolno Wymawiać zamordował małżeństwo. Istnieją pogłoski, że
to właśnie pana Pottera wybrał sobie na szpiega. Chciał go zwerbować, ale nie
udało mu się to. Jednak nie ma żadnych dowodów dla poparcia tej hipotezy. Sama
naszukałam się wiele, ale tylko jedna osoba potrafiła powiedzieć mi coś, co
jest godne zainteresowania. Niejaki Caradoc Greergrass (lat 65) zapewniał mnie
„ Mówię pani, słyszałem taki dziwny śmiech. Należał do mężczyzny, ale był jakiś
zimny i wysoki. Ten człowiek był bardzo zadowolony. Jestem pewien, że śmiech
ten należał do Czarnego Pana”. Ta informacja nie dostarcza nam żadnej odpowiedzi,
ale wiele pytań. Do kogo należał tajemniczy śmiech? Czy Sami-Wiecie-Kto
faktycznie pojawił się tej nocy Dolinie Godryka? Jeśli tak, to dlaczego? Czy
Potterowie byli aż tak dla Niego ważni?
Ta sprawa jest wciąż dla nas
zagadką, ale szef biura Aurorów, pan Bartemiusz Crouch poinformował mnie, że
osobiście zajmie się tą sprawą. „Roger był nie tylko wspaniałym człowiekiem.
Posiadał wielką moc czarodziejską i był naprawdę wyśmienitym Aurorem. Sam
osobiście zajmę się tą sprawą.”- Mówi pan Crouch.
Małżeństwo miało dwoje
dzieci. Córka, która niedawno ukończyła 10 lat została przeniesiona, za zgodą
Ministra Magii, do szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Z tego, co udało
mi się ustalić, sam dyrektor tej starożytnej uczelni, zaproponował takie
rozwiązanie. Brat Emmy Potter, James obecnie jest w Hogwarcie, na 6 roku.
Siostra ma być tam pod jego opieką. Ale czy to wszystko wyjdzie? Z zaufanych
źródeł wiem, że tego samego dnia młody Potter zaginął z jakąś dziewczyną. Nie
udało się ustalić jej tożsamości. Krąży historia, że jest to niejaka Lily Evans,
czarownic pochodząca z rodziny mugolskiej i wielka miłość pana Pottera.
Najprawdopodobniej i tym razem zamieszany jest w to Ten którego Imienia Nie
Można Wymawiać. Wiem, że sam Albus Dumbledore wraz z kilkoma nauczycielami i
trojgiem uczniów- przyjaciół zaginionych udał się do Zakazanego Lasu, by
stoczyć bitwę z Czarnym Panem i Śmierciożercami. Udało mi się podsłuchać, że
dziewczynie nie się nie stało. Jest w ciężkim szoku, ale przeżyje. Ze stanem
Jamesa Pottera jest gorzej. Słyszałam dwie wersje i trudno mi stwierdzić, która
jest prawdziwa. Jedni mówią, że nie przeżył, inni, że jego stan jest bardzo
poważny, ale jednak tli się w nim jeszcze trochę życia. Nie ulega wątpliwości
to, że nawet, jeśli żyje, to nie wiadomo czy dożyje jutrzejszego dnia.
Padma Skeeter
Gazeta wypadła z rak
dziewczyny, która skuliła się i zaczęła szlochać. Już sama wiadomość, że jej
ukochany zakochał się sprawiał jej wiele bólu. Mimo to, nie to było teraz
najważniejsze. Max, to znaczy James mógł nie dożyć jutra. O ile jeszcze żył…
***
Powoli się budziła. Już nie
słyszała żadnych hałasów. Czuła, że ktoś nią trzęsie.
- Auć! To boli!
- Przepraszam…- usłyszała
szept Dorcas
- Dor? A gdzie jest James?
Nic mu nie jest?
Ale zamiast niej,
odpowiedział jej Dumbledore.
- Lily, tak mi przykro…
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz