***
W pokoju zrobiło się
zupełnie cicho. Atmosfera zagęściła się.
Wszyscy patrzyli na Syriusza z
Emmą na rękach. Chłopak usiadł trzymając łkającą dziesięciolatkę i cicho
powtórzył:
- Nie żyją…- nie mógł tego
pojąć. Caroline i Roger byli dla niego jak rodzice, których nigdy nie miał. To
oni go przygarnęli. Dali mu dom, prawdziwą rodzinę i miłość. Traktowali go jak
drugiego syna. Nigdy nie narzekali. Odbierali tony listów ze skargami nie tylko
na Jamesa, ale i na niego, Syriusza Blacka. Kochał ich. Teraz to wiedział.
Kochał dużo bardziej niż swoich rodziców. Kochał jak rodziców. A teraz ich
stracił. Nagle poczuł się samotny. Zdał sobie sprawę, że teraz nie ma nikogo,
kogo mógłby nazwać rodziną. Spojrzał na Emmę. Ją też kochał. Była dla niego jak
rodzona siostra. Podziwiał ją. Była taka silna. Wiedział, że rodzina jest dla
niej najważniejsza. Spojrzał na jej śliczną buzię. Była jeszcze dzieckiem.
Dzieckiem z okrągłą buzią, zaróżowionym policzkami i szklistymi oczami
otoczonymi mokrymi, posklejanymi rzęskami. Wiedział, że poradzi sobie w życiu..
Nie było to kwestia tylko wyglądu. Em miała niesamowity charakter. Z jednej
strony wrażliwa, delikatna i krucha- słodka dziewczynka. Z drugiej odważna,
samodzielna i nieprzewidywalna, lubiąca żarty- prawdziwa Huncwotka, a także
prawdziwa siostra Rogacza. W tej chwili zamarł. Rogacz! Zupełnie zapomniał! Gdy
tylko o tym pomyślał usłyszał delikatny głosik panny Potter:
- Łapa, gdzie jest James?-
Spojrzał na nią. Jej ciemnoorzechowe oczy wprost błagały o odpowiedź.
Spojrzał na Dumbledorea:
- Profesorze, my właśnie
przyszliśmy tu w sprawie Jamesa. Chodzi o to, że…
I opowiedział o wszystkim.
O tym jak przez cały dzień nie mogli znaleźć Pottera, o liście od Caroline
Potter, o pożegnaniu Jamesa, o zniknięciu Lily Evans i o tym, że to właśnie
dyrektor może pomóc. Ten słuchał i wydawał się spokojny. Nie był zdziwiony. Po
chwili powiedział:
- To wszystko jasne…
- Nie rozumiem, co jest
jasne?- zapytał z nutką ironii
- Mamy w Hogwarcie
Śmierciożercę, choć może być to osoba po prostu pełniąca służbę u Voldemorta,
która nie mam wypalonego Mrocznego Znaku na ramieniu.
- Ale kim jest ta osoba?
- Panie Black, miałem pana
za bystrego. Naprawdę nie domyśla się
pan , kto to jest?
- Dafnie Ogden- wyszeptał zamiast Syriusza Remus.
- Dokładnie panie Lupin, dokładnie.
- I NIC Z TYM PAN NIE
ZROBIŁ? WIEDZĄC, ŻE W SZKOLE JEST ŚMIERCIOŻERCA?? POZWOLIŁ JEJ PAN OPĘTAĆ
JAMESA?- Tego wybuchu nikt nie przewidział. Wszyscy stali przerażeni gniewem
Blacka, natomiast samemu Syriuszowi było wszystko jedno. Mogli go nawet wyrzucić,
ale nie dbał o to. Gniew pulsował mu w skroniach. Musiał ratować Rogacza za wszelką cenę.
Chwycił za różdżkę:
- Do tej pory nie
wiedziałem, kto jest Śmierciożercą. Dopiero dzisiaj poznałem prawdę. Dzięki
wam…- Słowa dyrektora dochodziły do niego jak przez mgłę. W tej chwili czuł
tylko potrzebę uratowania przyjaciela. Zaczął biec. Na oślep. Przed siebie. Nie
bacząc na uczniów. Na błoniach przystanął. Oddychał ciężko. Nie wiedział gdzie iść
dalej. Zdezorientowany zaczął się rozglądać. Musiał podjąć decyzję. Szybką
decyzję. Wtedy poczuł na swoim ramieniu rękę. Odwrócił się. Dorcas położyła
ręce na biodra, robiąc groźną minę:
- Przecież wiesz, że James
jest też naszym przyjacielem…
- Nie dasz rady sam…-
Wyszeptał nieśmiało Lunatyk
Za tą dwójką stał Albus
Dumbledore.
- A gdzie…?
- Zostali z Emmą… ciężko
było ją zatrzymać… chciała iść z nami… do Jamesa…
Spojrzał na swoich
przyjaciół i poczuł, że jednak nie jest sam. Wstąpiła w niego nowa siła i
wiara, że uratują Rogacza…
***
Przenieśmy się teraz do
południowej części Anglii, gdzie mieści się hrabstwo Devon. Przy ujściu rzeki
Exe stoi nieduża wieś (liczy niecałe 1800 mieszkańców) Lympstone. Posiada ona
naprawdę fascynującą historię, która sięga czasów starożytnego Rzymu. Niewielu
zdaje sobie sprawę z niezwykłości tej miejscowości. Otóż mieści się w niej
Ośrodek dla Magicznie Upośledzonych Św. Heleny. Trafia tam pod opiekę wiele
czarownic i czarodziejów z rodzin mieszanych. Są to pół- elfy, pół- wile, pół-
olbrzymy, pół- syreny. W Ośrodku przebywają również wilkołaki i wampiry a także
niektórzy z nie umarłych, czyli Upiory i Gladniaci*, a także przeróżni
czarodzieje z wadami magicznymi i charłaki. Nikt nie jest tu przetrzymywany.
Rodzic lub prawny opiekun w każdej chwili może odebrać swoje dziecko albo je
zapisać. W Ośrodku uczy się je jak żyć normalnie wśród społeczności
czarodziejskiej.
Zbudowany z czerwonej cegły
gmach, w którym mieścił się Ośrodek św. Heleny był ogromny. Na swój sposób
tajemniczy i straszny. Na samym szczycie, tuż pod dachem mieściły się pierwsze
pokoje. Jasno oświetlone pomieszczenia zamieszkiwali ci, którzy byli
„najzdrowsi” i ci, którym niewiele brakowała do opuszczenia tego miejsca.
Jednak w miarę jak piętra zbliżały się ku ziemi, stawały się ciemniejsze i straszniejsze.
Często dobiegały od nich jęki, piski, krzyki i wycie. Pod ziemią były specjalne
pomieszczenia dla Upiorów. Wychowankowie Ośrodka uczyli się jak w szkole.
Większość lubiła uczyć się w tej „szkole”. Tu czuli, że mogą być normalni, że
mogą żyć jak każdy inny czarodziej. Do tych nielicznych, którzy nienawidzili
tego miejsca była Alex Cooney, ponieważ ona uważała, że nie musi tu być. Dla
niej to miejsce było więzieniem. Więzieniem, do którego wtrącili ją rodzice. Nienawidziła
ich. Oboje byli czarodziejami czystej krwi i bardzo się tym szczycili, dlatego
gdy w ich rodzinie pojawiła się ona, „niedołężny” metamorfomag, postanowili
wysłać ją do Ośrodka dla Magicznie Upośledzonych św. Heleny. Mimo to Alex nie
uważała się za niedołężną. Przeciwnie. Nie przejmowała się swoją chorobą. W
rzeczywistości miała racje. Byłą metamorfomagiem z wadą, nazywaną D.N.O. Nie
było w tym nic groźnego.
W tej chwili panna Cooney
siedziała na parapecie w swojej sypialni i rozmyślała. Przypomniała sobie słowa
uzdrowiciela:
„Czasem, gdy czarodziej,
który jest metamorfomagiem przeżywa jakiś silny wstrząs, dochodzi do
pomniejszenia mocy magicznej. Jest to możliwe na dwa sposoby. Oba bardzo
rzadkie. Pierwszy, to ten, w którym czarodziej ma problemy ze swoimi
metamorfozami. Drugi, to właśnie twój przypadek. Kiedy przeżyłaś „ten wstrząs”
twoje moce jakby „zamknęły się” w jakiejś części ciebie. Jest to proces
nieodwracalni i bardzo powolny. Twój umysł pozwala tylko na jakąś część twojej
zmiany wyglądu. Dlatego potrafisz zmieniać kolor oczu i włosów…”
Pogładziła swoje długie,
blond włosy. Wszystko, co mówił ten „mężczyzna w białym fartuchu” było prawdą.
Przynajmniej tak jej się zdawało. Faktycznie mogła zmieniać kolor oczu w każdej
chwili. Prawdą było też to, że zmieniała wygląd swoich włosów. Lubiła to. Posłowało
to do niej, ponieważ była typem buntowniczki i figlarki. Lubiła przygody i nie
bała się wyzwań. Była odważna, wysportowana i wygadana. Uwielbiała robić
kawały, a za punkt honoru stawiała sobie łamanie zasad. Mimo to zawsze
zachowywała umiar. Wiedziała, kiedy przestać. Ponadto była wspaniałą uczennicą
i wielu zazdrościło jej stopni. Jednak pod skorupą śmiałej i wesołej Alex, kryła
się dziewczyna pełna rozpaczy, żalu i smutku. To właśnie „ten wstrząs” to
spowodował. Chorobę i te 2 lata spędzone tutaj. Pamiętała to jak dziś. Wszystko
zaczęło się w wakacje pomiędzy czwartym a piątym rokiem nauki w Durmstrangu
(nawiasem mówiąc tej szkoły także nienawidziła. Wybrali ją rodzice, a ona
musiała po prostu spełnić rozkaz i się tam uczyć). Poznała wspaniałego
chłopaka. Po prostu ideał. Jeden cudowny miesiąc chodzenia po górskich
szlakach, rozmów przy ognisku i delikatnych całusów, gdy tylko jej rodzice nie
patrzyli. Było tak, ponieważ Padma i Fabian Cooney nie tolerowali taj miłości,
ponieważ chłopak był mugolem. Nie mogli znieść, że ich córka zakochała się w
niemagicznej osobie. Gdy dowiedzieli się o potajemnych spotkaniach pary,
wściekli się. Trzymali córkę w domku i nie pozwali wychodzić. Jednak nie to
było najgorsze. Podczas powrotu do domu, mieli wypadek. Siostra Alex, Kate
poniosła śmierć na miejscu. Dziewczyna nikomu o tym nie powiedziała, ale to
właśnie załamało ją. Kate była dla niej nie tylko siostrą. Była najlepszą
przyjaciółką, osobą, do której mogła przyjść z każdym problemem. Kochała ją…
wtedy zaczęła się rozwijać je choroba. Gdy wszystko wyszło na jaw, rodzice nie
mogli pozwolić sobie na taką hańbę. Zamknęli ją w św. Helenie. Nie widziała ich
od dwóch lat i… już ich nie zobaczy. Tydzień temu dowiedziała się, że zmarli.
Nawet nie znała przyczyny! Nie obchodziło ją to. Nie smuciła się, nie płakała. Wręcz
odwrotnie! Była szczęśliwa! Dlaczego? Ponieważ teraz jej prawnymi opiekunami
byli jej dziadkowie, o zupełnie innych poglądach niż rodzice. Oni uważali, że
jej choroba nie jest niczym strasznym.
Oni wszystko załatwili. Za
trzy tygodnie miała opuścić to miejsce za zawsze i rozpocząć naukę w Szkole
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!!! To był naprawdę wielki powód do radości.
***
Szedł powoli. Mijał drzewo
za drzewem. Zagłębiał się coraz bardziej w las. Nie bał się. Starach opuścił go dawno. Ale czy na pewno? W
tej chwili odczuwał dziwny lęk. Lęk przed tym, jaką śmierć zgotuje mu
Voldemort. Chciałby wiedzieć. Tymczasem on miał zapowiedziane, że nie będzie
lekko. Dlaczego po prostu nie może dostać Kedavrą? Ale nie, on miał cierpieć.
Dla niego miało zostać wynalezione nowe zaklęcie. Dlaczego? Przecież nie był
kimś ważnym… Rozmyślanie przerwał mu jakiś szelest. Nim się zorientował został
związany liną. Nie szamotał się. Nie próbował wyswobodzić. Domyślił się, kim są
ci ludzie. Czarodziej z maską na głowie
skierował na niego różdżkę. Spodziewał się ataku, ale on nie nastąpił. Został
uniesiony w górę. Śmierciożerca bez słowa naprowadzał go na właściwą drogą. W
tej chwili już nie myślał. Znał to miejsce. Wiedział, że ta Polana zaraz im się
ukaże. Nie mylił się. Między drzewami ukazało się przejście, przez która weszli
na ciemną polankę, na której tyle razy przebywał razem z Huncwotami. Usłyszał
podniecone szepty. Było ich tam kilkunastu. Nie więcej. W tej chwili zapragnął
tylko jednego. Walczyć. Jeżeli miał zginąć, to w walce. Czarny Pan wiedział, co
robi. Upokarza go. Hańbi dumę. Rozglądnął się. Nie widział GO. Czyżby się nie zjawił?
- Nic bardziej mylnego
Jamesie Potterze. Jestem tu…- wydawało mu się, że te słowa ktoś wypowiedział mu
prosto do ucha. Był to głos mężczyzny, wysoki, brzmiał bardziej jak syk węża.
Rozejrzał się. Nikogo przy nim nie było. Zastanawiał się tylko skąd ten
człowiek wiedział, co chodzi mu po głowie. Czyżby
umiał czytać w myślach?
- Czytanie w myślach? Tylko
mugole tak mówią. Umysł to nie książka, którą się czyta. Ja jestem mistrzem
legilimencji. Przede mną nie można kłamać. W tej chwili wiem, o czym myślisz i
co czujesz. Przyznam się, że zaskoczyłeś mnie. Nie boisz się…- gdy tylko wypowiedział te słowa, przed Rogaczem z
nikąd zmaterializował się sam Lord Voldemort. Była to chuda postać. Jego dłonie
przywodziły na myśl wielkie, blade pająki. Długie, białe palce zaciśnięte były
na różdżce. Jednak największą uwagę przykuwała twarz. Bielsza od nagiej
czaszki, z wielkimi, szkarłatnymi oczami, ze szparkami zamiast nozdrzy
- Naprawdę szkoda zabijać
tak wspaniałego czarodzieja czystej krwi, jakim ty jesteś. To marnotrawstwo.
Nie lubię przelewać czystej krwi. Niestety tym razem to nieuniknione. Wiesz, za
kogo poniesiesz śmierć?
- Oczywiście! Za Lily
Evans.- Sam zdziwił się mocą swoich słów.
Gdy tylko to powiedział, po
Polanie potoczył się szaleńczy, zimny śmiech.
- Za tą szlamę powiadasz…
Otóż nie. Myślisz, że zaprzątałbym sobie moją wartościową głowę jakąś rudą
szlamą? Nie doceniasz mnie… Moje zamiary sięgają dużo dalej… Ta szlama była
tylko przynętą, na którą cię zwabiłem. Prawdziwy problem tkwi w twoim ojcu, a
właściwie w rodzicach, choć z początku i ja o tym nie widziałem. Widzisz
zaczęło się od tego, że chciałem mieć w swoich szeregach Rogera Pottera. Mieć
go dla siebie lub unicestwić go. To był plan doskonały i jakże… prosty. Twój ojciec oddałby za ciebie
życie. Wystarczyło porwać ciebie i zmusić twojego rodziciela by do mnie
dołączył. Jednak byłoby z tym sporo kłopotów. Po co zaraz porywać? Czy nie lepiej, żebyś sam do mnie przyszedł? Przecież byłoby z tym o wiele mniej zachodu.
Potrzebowem tylko… przynęty. Moja
wierna Śmierciożerczyni przekazała mi informacje, że kochasz- wypowiedział to z nutą obrzydzenia- tę szlamę, Lilyanne
Evans. Widzisz teraz, jak świetny był mój plan? Zagrozić, z jeżeli nie
przyjdziesz i nie dasz się zabić za nią to ona zginie. Ty miałeś się zjawić, o
tak jak jesteś teraz. Sam, gotowy na śmierć. Moi Śmierciożercy mieli przekazać
twojemu ojcu, żeby samotnie zjawił się, bo tylko on może ocalić Ci życie.
Miałby do wyboru: dać mi zbić ciebie, albo zostać moim sługą. To był plan
idealny. Wydawałoby się, że nic nie może pokrzyżować mi planów. A jednak…-
zaczął przypatrywać się mu z zaciekawieniem i całkowicie zmienił temat- Jesteś
podobny do ojca, wiesz? Ale tylko z wyglądu. Charakter masz po matce. A
przynajmniej jego większość…
- A co ma do całej tej
sytuacji?- Był ciekaw. Czarny Pan wyjawiał mu tan „idealny” i nagle powiedział,
że jest podobny do matki.
- Co to ma do tej
sytuacji?- Powtórzył szeptem to pytanie- widzisz James, wszystko. To twoja
matka pokrzyżowała mi plany.
- Ale… jak?- Nie mógł w to
uwierzyć. Jego spokojna, cicha, sympatyczna matka? Nie to niemożliwe.
-
Tak. Twoja spokojna, cicha i sympatyczna matka.
Tylko widzisz, ja znam twoją matkę z trochę innej strony… o tak… nawet
nie wiesz jak byliśmy do siebie podobni…
- CO???
- Co cię tak dziwi młody
Potterze? Wiesz chyba, że twoja matka wychowała się w mugolskie sierocińcu.
Była trochę młodsza. Jednak te kilka lat nie pozwoliło jej mieć te same
marzenia, co miałem ja. Oboje chcieliśmy być wielcy, chcieliśmy być
nieśmiertelni- już nie był pewny, czy Voldemort mówi na głos, czy słowa
powstają w jego myślach- Tak było przez rok. Dwie sieroty porzucone przez
rodziców. A potem zaadoptowali ją. Przyrzekliśmy sobie, że kiedyś będziemy
razem opanowywać świat, że razem będziemy nim rządzić.. Ileż to razy mówiła mi,
że mnie kocha.- Jego oczy pojaśniały-
rzecz jasna ja nigdy nie odwzajemniałem tego uczucia. Pożądałem jej. To
wszystko. Ale ona była słaba. Przytoczyć ci
jej słowa? „Tom, ja potrzebuję mężczyzny,
przy którym będę mogła stać się wielka. Najlepsza…” dokonała tego. Ożeniła
się z twoim ojcem i…
- KŁAMIESZ!!!- Nie mógł już tego słuchać. Nie chciał…- PO CO
MI TO MÓWISZ??? CO Z TEGO MASZ???
- Może stałem się sentymentalny,
ale chcę ci to opowiedzieć. Bo widzisz, ja do niedawna nie wiedziałem, że
Caroline Haydon jest żoną Rogera Pottera, tego samego, którego chciałem mieć w
swoich szeregach. Tylko, że trochę się zmieniła… szkoda… naprawdę szkoda, że
musiała zginąć…
- CO???- Czyżby się
przesłyszał, czy to może być prawda?
- Tak James. Twoi rodzice
nie żyją. Zabiłem ich tego wieczoru… W sumie nie musisz umierać. Nie jesteś mi
już do niczego potrzebny. Ale dlaczegóż to maiłbym pozbawić mojego nowego sługę
do wypróbowania nowego zaklęcia? Dlaczego nie miałbym pozwolić moim
Śmierciożercą się tobą pobawić? A ja sam? Czy mnie należy mi się odrobina
rozrywki? Jest jeszcze jeden powód- zamyślił się- pewna… legenda. To doprawdy
niesamowite, czyż nie? Umrzeć w imię legendy, której sam pewnie nie znasz…
- TY POTWORZE!!!- To
wszystko, co miał do powiedzenia. W tej chwili już nic go nie obchodziło.
Chciał zginąć. Szybko. Po prostu zniknąć.
- Crucio!- Poczuł niewyobrażalny ból. Pragnienie śmierci jeszcze bardziej wzrosło.
Zaklęcie było dużo silniejsze niż to, którym oberwał od Dafnie. Wił się, ale nie krzyczał. Sznury oplotły się
jeszcze bardziej wokół jego ciała. Gdy
już myślał, że to się nie skończy, usłyszał krzyk:
- NIE!!! ZOSTAW GO!!!
Potem po Polanie potoczył
się zimny śmiech.
- Patrz synu Caroline,
szlama, za którą miałeś zginąć przyszłą ci na ratunek…
Ale żadne z ich dwojga nie
zwracało na te słowa najmniejszej uwagi. Lily podbiegła do chłopaka, lecz zanim
cokolwiek powiedziała ona również dostała Cruciatusem.
Upadła na ziemię. Po lesie potoczył się krzyk dziewczyny. Wiła się z tego
wewnętrznego bólu. Do jej oczu napłynęły łzy. Chciała, aby to wszystko się
skończyło. Żeby umarła. A potem nagle wszystko ustało i oboje usłyszeli:
- Nie lubię, jak ktoś mnie nie słucha.
Zapamiętajcie to. Wiesz co, synu Caroline? Twoja szlamowata ukochana o wiele
lepiej krzyczy. To mi sprawia większą przyjemność…- znów wymierzył różdżkę w
Lily. Ta skuliła się, gotowa na następny cios. Usłyszała formułkę zaklęcia, ale
nic się nie stało. Powoli otworzyła oczy. Nad sobą zobaczyła czuprynę czarnych
włosów i twarz Jamesa wykrzywioną z bólu. Zrozumiała. Ochronił ją własnym
ciałem. Oczy miał zamknięte, zacisnął zęby, ale nie krzyczał. Ciało wygiął w
łuk. Po chwili Voldemort cofnął zaklęcie, a Potter opadł bezwładnie obok niej.
Otworzył oczy. Były pełne bólu. Jednak nie był to tylko ból po klątwie. To był
ból po słowach. Po słowach największego czarnoksiężnika tego stulecia. Usłyszał
szept przy swoim uchu:
- Wszystko będzie dobrze…
- To był szlachetny czyn, synu Caroline…
- PZRESTAŃ! Rozumiesz! Przestań! Nie mów do
mnie „synu Caroline”. Jeżeli to, co mówisz jest prawdą to ja nie jestem jej
synem. W ogóle nie jestem do niej podobny! Rozumiesz? Ja w życiu się do ciebie
nie przyłącze.- Nie wiadomo skąd, siła powróciła. Emocje wzięły górę. - Jesteś
po prostu żałosny! Lord Voldemort! Wielkie mi coś! Nazywasz sam siebie Lordem
tak? Wiesz, co..
- ZAMILCZ!- Po raz pierwszy tej nocy Voldemort
krzyknął, a potem dodał już szeptem- Jesteś odważny synu Caroline. Podczas
kiedy wszyscy boją się wymawiać mojego imienia, TY, zwykły szesnastolatek
mówisz je bez cienia strachu. Byłbyś naprawdę wspaniałym Śmierciożercą…
- Mylisz się!!! Ja się brzydzę czarną magią!
Rozumiesz! B R Z Y D Z Ę… Wolę zginąć, niż przystać do ciebie…
- A więc jak wolisz… Crucio!- I znów to samo uczucie. To był ból
niedopisania. Potworny, wewnętrzny ból. Liny puściły. Wszystko zaczęło mu
wirować. Słyszał już tylko krzyk Lily, połączony z własnym. Zdawało mu się, że
zaklęcie trwa już kilka minut. Dwie, trzy? Może więcej? Wiedział, że to
wystarczy by umrzeć… Czekał na śmierć. Na ulgę.
Już tylko tego pragnął. W swojej głowie widział sylwetki ludzi.
Rodziców, Emmy, Lily, Huncwotów… potem wszystko się rozpłynęło. Przeszył go
potworny ból. Miał wrażenie, że ktoś wypalał mu dziury skórze, a zaraz potem
poczuł zapach krwi. Już nie myślał. Widział, że śmierć jest blisko. Z wielkim
trudem otworzył oczy. Nad sobą ujrzał zapłakaną twarz Lily. Chciał jej
powiedzieć, że ją kocha. I że kocha Emmę. Żeby wytłumaczyła wszystkim, co się
stało, ale zdołał tylko bezgłośnie wyszeptać „przepraszam”. Usłyszał jeszcze
tylko przeraźliwy, zimny śmiech. Śmiesz szaleńca i mordercy. A potem ogarnęła
go ciemność. Widział już, że nie będzie cierpiał… Był gotowy na śmierć…
***
*Kilka słów o wychowanka
Ośrodka dla Magicznie Upośledzonych Św. Heleny (nazwa wymyślona przeze mnie.
Wiadomości o nie umarłych zaczerpnięte są z neta, a o wampirach z legend
ludowych, oraz trochę pomysłów moich):
*PÓŁ- ELFY- osoba, która w
bliższej lub dalszej rodzinie ma elfa. Są różne rodzaje przynależności do pół-
elfów. Można być bardziej czarodziejem (rzadziej mugolem- pojedyncze przypadki)
lub bardziej elfem. Zależy to od tego, kim dla danej osoby jest ten elf. Jeżeli
jest to którejś z rodziców lub dziadków to jest się bardziej elfem. Wtedy taka
osoba ma większą moc magiczną, posiada tzw. wewnętrzne oko (wrodzona nauka
oklumencji), a także zaobserwuje się też takie zmiany w wyglądzie jak
szpiczaste uszy, niski wzrost i blada skóra.
Jeżeli jest to ktoś z dalszej rodziny, to jest się bardziej
czarodziejem.(Posiada wtedy zwykłe cechy ludzkie)
*PÓŁ- WILE- są do
dziewczęta, których matki, babki lub osoby z bliższej rodziny są wilami.
Zazwyczaj są to osoby, które posiadają niezwykły dar oczarowywania mężczyzn.
Wyróżniają się niezwykłą urodą.
*PÓŁ- OLBRZYMY- osoby, u
których jedno z rodziców jest olbrzymem. Wyróżniają się ponadprzeciętnym
wzrostem i niezwykłą siłą. Słabo czarują.
*PÓŁ- SYRENY- dziewczęta,
których matką była syrena. Osoby z pozoru normalne. Ich jedyną, niezwykłą cechą
jest cudny śpiew, który odurza mężczyzn. Notowane są przypadki powodujące
choroby psychiczne a nawet śmiertelne. Są to dziewczyny, u których w okresie
dojrzewania dochodzi do przemiany- gdy tylko wejdą do wody (całe nogi muszą być
pod powierzchnią wody) w miejscu nóg pojawia się syreni ogon.
*WILKOŁAKI- czy musze to
coś dodawać? (Każda informacja na temat wilkołaków jest identyczna z książką
J.K. Rowling. A więcej o wilkołakach dowiesz się na podstawie życia R.J. Lupina)
*WAMPIRY- Osoby o bardzo
wyostrzonych zmysłach. Krwiopijcy, którzy potrafią przemieniać się w
nietoperza. Potrafią panować na nocnymi drapieżnikami. Nie potrafią znieść
zapachu czosnku i dyni, dlatego ludzie w Halloween umieszczaj dynie przed
domem. Z wiekiem nie można zaobserwować u nich odbicia lustrzanego. Są dwa
rodzaje wampirów. Nieśmiertelne i Groźne. Nieśmiertelne, czyli tak zwane
„oswojone wampiry” i TYLKO TAKIE znajdują się w Ośrodku. Są to osoby, które
potrafią zapanować nad rządzą krwi. Po prostu przestają być krwiopijcami, stają
się wegetarianami. Groźne to wampiry, które nie panują nad rządzą krwi. Nie są
tolerowana przez środowisko czarodziejów i można je zabić. Istnieją tylko trzy
sposoby zabicia takiego wampira: odcięcie głowy, spalenie lub przebicie za
pierwszym razem serca takiego osobnika hebanowym kołkiem
*NIE UMARLI- są to osoby,
które po śmierci powróciły do życia. Przeważnie błąkają się w najciemniejszych
zaułkach świata. Często widywane są w miejscach swojej śmierci. W porównaniu z
duchami są materialni, ( czyli da się ich dotknąć). Istoty te odporne są na
wszelakie zaklęcia, trucizny, paraliż oraz najróżniejsze choroby:
-UPIORY- powstają one z
tych ludzi, którzy kogoś zabili. Wyglądem ci nie umarli przypominają swoją
postać za pierwszego życia. Ich ciała pokrywa szara, nieowłosiona skóra. W
oczodołach zaś osadzone są białe, mętne oczy, które nie wyrażają żadnych uczuć.
Ciała tych nie umarłych są niszczone przez najmniejsze nawet promienie światła
słonecznego, dlatego w Ośrodku jest dla nich specjalna Sala Ciemności. Są
zupełnie odseparowane od ludzkości, jednak czarodzieje pozostawili nie zabijać
ich, ponieważ są nieszkodliwe. Mugole moją o tym zupełnie niepoprawne wyobrażenie
- GLADNIACI- mroczne i
ciemne widma, na podstawie poprzedniego wcielenia. Są oni mało widoczni w
ciemnych. Najbardziej zauważalni są w czasie pełni, gdy księżyc świeci
najjaśniej. Postają one z osób, które popełniły samobójstwo. Teoretycznie nie są
niebezpieczni. Mogą je widzieć tylko czarownice, czarodzieje i ci, którzy mają
tzn. wewnętrzne oko ( widzą zmarłych, mają zdolności paranormalne, w tym Mugole).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz