niedziela, 15 lipca 2012

9. Niefizyczny ból.


***
W pokoju zrobiło się zupełnie cicho. Atmosfera zagęściła się.  Wszyscy patrzyli  na Syriusza z Emmą na rękach. Chłopak usiadł trzymając łkającą dziesięciolatkę i cicho powtórzył:
- Nie żyją…- nie mógł tego pojąć. Caroline i Roger byli dla niego jak rodzice, których nigdy nie miał. To oni go przygarnęli. Dali mu dom, prawdziwą rodzinę i miłość. Traktowali go jak drugiego syna. Nigdy nie narzekali. Odbierali tony listów ze skargami nie tylko na Jamesa, ale i na niego, Syriusza Blacka. Kochał ich. Teraz to wiedział. Kochał dużo bardziej niż swoich rodziców. Kochał jak rodziców. A teraz ich stracił. Nagle poczuł się samotny. Zdał sobie sprawę, że teraz nie ma nikogo, kogo mógłby nazwać rodziną. Spojrzał na Emmę. Ją też kochał. Była dla niego jak rodzona siostra. Podziwiał ją. Była taka silna. Wiedział, że rodzina jest dla niej najważniejsza. Spojrzał na jej śliczną buzię. Była jeszcze dzieckiem. Dzieckiem z okrągłą buzią, zaróżowionym policzkami i szklistymi oczami otoczonymi mokrymi, posklejanymi rzęskami. Wiedział, że poradzi sobie w życiu.. Nie było to kwestia tylko wyglądu. Em miała niesamowity charakter. Z jednej strony wrażliwa, delikatna i krucha- słodka dziewczynka. Z drugiej odważna, samodzielna i nieprzewidywalna, lubiąca żarty- prawdziwa Huncwotka, a także prawdziwa siostra Rogacza. W tej chwili zamarł. Rogacz! Zupełnie zapomniał! Gdy tylko o tym pomyślał usłyszał delikatny głosik panny Potter:
- Łapa, gdzie jest James?- Spojrzał na nią. Jej ciemnoorzechowe oczy wprost błagały o odpowiedź.
Spojrzał na Dumbledorea:
- Profesorze, my właśnie przyszliśmy tu w sprawie Jamesa. Chodzi o to, że…
I opowiedział o wszystkim. O tym jak przez cały dzień nie mogli znaleźć Pottera, o liście od Caroline Potter, o pożegnaniu Jamesa, o zniknięciu Lily Evans i o tym, że to właśnie dyrektor może pomóc. Ten słuchał i wydawał się spokojny. Nie był zdziwiony. Po chwili powiedział:
- To wszystko jasne…
- Nie rozumiem, co jest jasne?- zapytał z nutką ironii
- Mamy w Hogwarcie Śmierciożercę, choć może być to osoba po prostu pełniąca służbę u Voldemorta, która nie mam wypalonego Mrocznego Znaku na ramieniu.
- Ale kim jest ta osoba?
- Panie Black, miałem pana za bystrego. Naprawdę nie domyśla  się pan , kto to jest?
- Dafnie Ogden- wyszeptał zamiast Syriusza Remus.
- Dokładnie panie Lupin, dokładnie.
- I NIC Z TYM PAN NIE ZROBIŁ? WIEDZĄC, ŻE W SZKOLE JEST ŚMIERCIOŻERCA?? POZWOLIŁ JEJ PAN OPĘTAĆ JAMESA?- Tego wybuchu nikt nie przewidział. Wszyscy stali przerażeni gniewem Blacka, natomiast samemu Syriuszowi było wszystko jedno. Mogli go nawet wyrzucić, ale nie dbał o to. Gniew pulsował mu w skroniach.  Musiał ratować Rogacza za wszelką cenę. Chwycił za różdżkę:
- Do tej pory nie wiedziałem, kto jest Śmierciożercą. Dopiero dzisiaj poznałem prawdę. Dzięki wam…- Słowa dyrektora dochodziły do niego jak przez mgłę. W tej chwili czuł tylko potrzebę uratowania przyjaciela. Zaczął biec. Na oślep. Przed siebie. Nie bacząc na uczniów. Na błoniach przystanął. Oddychał ciężko. Nie wiedział gdzie iść dalej. Zdezorientowany zaczął się rozglądać. Musiał podjąć decyzję. Szybką decyzję. Wtedy poczuł na swoim ramieniu rękę. Odwrócił się. Dorcas położyła ręce na biodra, robiąc groźną minę:
- Przecież wiesz, że James jest też naszym przyjacielem…
- Nie dasz rady sam…- Wyszeptał nieśmiało Lunatyk
Za tą dwójką stał Albus Dumbledore.
- A gdzie…?
- Zostali z Emmą… ciężko było ją zatrzymać… chciała iść z nami… do Jamesa…
Spojrzał na swoich przyjaciół i poczuł, że jednak nie jest sam. Wstąpiła w niego nowa siła i wiara, że uratują Rogacza…

***
Przenieśmy się teraz do południowej części Anglii, gdzie mieści się hrabstwo Devon. Przy ujściu rzeki Exe stoi nieduża wieś (liczy niecałe 1800 mieszkańców) Lympstone. Posiada ona naprawdę fascynującą historię, która sięga czasów starożytnego Rzymu. Niewielu zdaje sobie sprawę z niezwykłości tej miejscowości. Otóż mieści się w niej Ośrodek dla Magicznie Upośledzonych Św. Heleny. Trafia tam pod opiekę wiele czarownic i czarodziejów z rodzin mieszanych. Są to pół- elfy, pół- wile, pół- olbrzymy, pół- syreny. W Ośrodku przebywają również wilkołaki i wampiry a także niektórzy z nie umarłych, czyli Upiory i Gladniaci*, a także przeróżni czarodzieje z wadami magicznymi i charłaki. Nikt nie jest tu przetrzymywany. Rodzic lub prawny opiekun w każdej chwili może odebrać swoje dziecko albo je zapisać. W Ośrodku uczy się je jak żyć normalnie wśród społeczności czarodziejskiej.
Zbudowany z czerwonej cegły gmach, w którym mieścił się Ośrodek św. Heleny był ogromny. Na swój sposób tajemniczy i straszny. Na samym szczycie, tuż pod dachem mieściły się pierwsze pokoje. Jasno oświetlone pomieszczenia zamieszkiwali ci, którzy byli „najzdrowsi” i ci, którym niewiele brakowała do opuszczenia tego miejsca. Jednak w miarę jak piętra zbliżały się ku ziemi, stawały się ciemniejsze i straszniejsze. Często dobiegały od nich jęki, piski, krzyki i wycie. Pod ziemią były specjalne pomieszczenia dla Upiorów. Wychowankowie Ośrodka uczyli się jak w szkole. Większość lubiła uczyć się w tej „szkole”. Tu czuli, że mogą być normalni, że mogą żyć jak każdy inny czarodziej. Do tych nielicznych, którzy nienawidzili tego miejsca była Alex Cooney, ponieważ ona uważała, że nie musi tu być. Dla niej to miejsce było więzieniem. Więzieniem, do którego wtrącili ją rodzice. Nienawidziła ich. Oboje byli czarodziejami czystej krwi i bardzo się tym szczycili, dlatego gdy w ich rodzinie pojawiła się ona, „niedołężny” metamorfomag, postanowili wysłać ją do Ośrodka dla Magicznie Upośledzonych św. Heleny. Mimo to Alex nie uważała się za niedołężną. Przeciwnie. Nie przejmowała się swoją chorobą. W rzeczywistości miała racje. Byłą metamorfomagiem z wadą, nazywaną D.N.O. Nie było w tym nic groźnego.
W tej chwili panna Cooney siedziała na parapecie w swojej sypialni i rozmyślała. Przypomniała sobie słowa uzdrowiciela:
„Czasem, gdy czarodziej, który jest metamorfomagiem przeżywa jakiś silny wstrząs, dochodzi do pomniejszenia mocy magicznej. Jest to możliwe na dwa sposoby. Oba bardzo rzadkie. Pierwszy, to ten, w którym czarodziej ma problemy ze swoimi metamorfozami. Drugi, to właśnie twój przypadek. Kiedy przeżyłaś „ten wstrząs” twoje moce jakby „zamknęły się” w jakiejś części ciebie. Jest to proces nieodwracalni i bardzo powolny. Twój umysł pozwala tylko na jakąś część twojej zmiany wyglądu. Dlatego potrafisz zmieniać kolor oczu i włosów…”
Pogładziła swoje długie, blond włosy. Wszystko, co mówił ten „mężczyzna w białym fartuchu” było prawdą. Przynajmniej tak jej się zdawało. Faktycznie mogła zmieniać kolor oczu w każdej chwili. Prawdą było też to, że zmieniała wygląd swoich włosów. Lubiła to. Posłowało to do niej, ponieważ była typem buntowniczki i figlarki. Lubiła przygody i nie bała się wyzwań. Była odważna, wysportowana i wygadana. Uwielbiała robić kawały, a za punkt honoru stawiała sobie łamanie zasad. Mimo to zawsze zachowywała umiar. Wiedziała, kiedy przestać. Ponadto była wspaniałą uczennicą i wielu zazdrościło jej stopni. Jednak pod skorupą śmiałej i wesołej Alex, kryła się dziewczyna pełna rozpaczy, żalu i smutku. To właśnie „ten wstrząs” to spowodował. Chorobę i te 2 lata spędzone tutaj. Pamiętała to jak dziś. Wszystko zaczęło się w wakacje pomiędzy czwartym a piątym rokiem nauki w Durmstrangu (nawiasem mówiąc tej szkoły także nienawidziła. Wybrali ją rodzice, a ona musiała po prostu spełnić rozkaz i się tam uczyć). Poznała wspaniałego chłopaka. Po prostu ideał. Jeden cudowny miesiąc chodzenia po górskich szlakach, rozmów przy ognisku i delikatnych całusów, gdy tylko jej rodzice nie patrzyli. Było tak, ponieważ Padma i Fabian Cooney nie tolerowali taj miłości, ponieważ chłopak był mugolem. Nie mogli znieść, że ich córka zakochała się w niemagicznej osobie. Gdy dowiedzieli się o potajemnych spotkaniach pary, wściekli się. Trzymali córkę w domku i nie pozwali wychodzić. Jednak nie to było najgorsze. Podczas powrotu do domu, mieli wypadek. Siostra Alex, Kate poniosła śmierć na miejscu. Dziewczyna nikomu o tym nie powiedziała, ale to właśnie załamało ją. Kate była dla niej nie tylko siostrą. Była najlepszą przyjaciółką, osobą, do której mogła przyjść z każdym problemem. Kochała ją… wtedy zaczęła się rozwijać je choroba. Gdy wszystko wyszło na jaw, rodzice nie mogli pozwolić sobie na taką hańbę. Zamknęli ją w św. Helenie. Nie widziała ich od dwóch lat i… już ich nie zobaczy. Tydzień temu dowiedziała się, że zmarli. Nawet nie znała przyczyny! Nie obchodziło ją to.  Nie smuciła się, nie płakała. Wręcz odwrotnie! Była szczęśliwa! Dlaczego? Ponieważ teraz jej prawnymi opiekunami byli jej dziadkowie, o zupełnie innych poglądach niż rodzice. Oni uważali, że jej choroba nie jest niczym strasznym.
Oni wszystko załatwili. Za trzy tygodnie miała opuścić to miejsce za zawsze i rozpocząć naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!!! To był naprawdę wielki powód do radości.
***
Szedł powoli. Mijał drzewo za drzewem. Zagłębiał się coraz bardziej w las. Nie bał się.  Starach opuścił go dawno. Ale czy na pewno? W tej chwili odczuwał dziwny lęk. Lęk przed tym, jaką śmierć zgotuje mu Voldemort. Chciałby wiedzieć. Tymczasem on miał zapowiedziane, że nie będzie lekko. Dlaczego po prostu nie może dostać Kedavrą? Ale nie, on miał cierpieć. Dla niego miało zostać wynalezione nowe zaklęcie. Dlaczego? Przecież nie był kimś ważnym… Rozmyślanie przerwał mu jakiś szelest. Nim się zorientował został związany liną. Nie szamotał się. Nie próbował wyswobodzić. Domyślił się, kim są ci ludzie.  Czarodziej z maską na głowie skierował na niego różdżkę. Spodziewał się ataku, ale on nie nastąpił. Został uniesiony w górę. Śmierciożerca bez słowa naprowadzał go na właściwą drogą. W tej chwili już nie myślał. Znał to miejsce. Wiedział, że ta Polana zaraz im się ukaże. Nie mylił się. Między drzewami ukazało się przejście, przez która weszli na ciemną polankę, na której tyle razy przebywał razem z Huncwotami. Usłyszał podniecone szepty. Było ich tam kilkunastu. Nie więcej. W tej chwili zapragnął tylko jednego. Walczyć. Jeżeli miał zginąć, to w walce. Czarny Pan wiedział, co robi. Upokarza go. Hańbi dumę. Rozglądnął się. Nie widział GO. Czyżby się nie zjawił?
- Nic bardziej mylnego Jamesie Potterze. Jestem tu…- wydawało mu się, że te słowa ktoś wypowiedział mu prosto do ucha. Był to głos mężczyzny, wysoki, brzmiał bardziej jak syk węża. Rozejrzał się. Nikogo przy nim nie było. Zastanawiał się tylko skąd ten człowiek wiedział, co chodzi mu po głowie. Czyżby umiał czytać w myślach?
- Czytanie w myślach? Tylko mugole tak mówią. Umysł to nie książka, którą się czyta. Ja jestem mistrzem legilimencji. Przede mną nie można kłamać. W tej chwili wiem, o czym myślisz i co czujesz. Przyznam się, że zaskoczyłeś mnie. Nie boisz się…- gdy tylko wypowiedział te słowa, przed Rogaczem z nikąd zmaterializował się sam Lord Voldemort. Była to chuda postać. Jego dłonie przywodziły na myśl wielkie, blade pająki. Długie, białe palce zaciśnięte były na różdżce. Jednak największą uwagę przykuwała twarz. Bielsza od nagiej czaszki, z wielkimi, szkarłatnymi oczami, ze szparkami zamiast nozdrzy
- Naprawdę szkoda zabijać tak wspaniałego czarodzieja czystej krwi, jakim ty jesteś. To marnotrawstwo. Nie lubię przelewać czystej krwi. Niestety tym razem to nieuniknione. Wiesz, za kogo poniesiesz śmierć?
- Oczywiście! Za Lily Evans.- Sam zdziwił się mocą swoich słów.
Gdy tylko to powiedział, po Polanie potoczył się szaleńczy, zimny śmiech.
- Za tą szlamę powiadasz… Otóż nie. Myślisz, że zaprzątałbym sobie moją wartościową głowę jakąś rudą szlamą? Nie doceniasz mnie… Moje zamiary sięgają dużo dalej… Ta szlama była tylko przynętą, na którą cię zwabiłem. Prawdziwy problem tkwi w twoim ojcu, a właściwie w rodzicach, choć z początku i ja o tym nie widziałem. Widzisz zaczęło się od tego, że chciałem mieć w swoich szeregach Rogera Pottera. Mieć go dla siebie lub unicestwić go. To był plan doskonały i jakże… prosty. Twój ojciec oddałby za ciebie życie. Wystarczyło porwać ciebie i zmusić twojego rodziciela by do mnie dołączył. Jednak byłoby z tym sporo kłopotów. Po co zaraz porywać?  Czy nie lepiej, żebyś sam do mnie przyszedł? Przecież byłoby z tym o wiele mniej zachodu. Potrzebowem tylko… przynęty. Moja wierna Śmierciożerczyni przekazała mi informacje, że kochasz- wypowiedział to z nutą obrzydzenia- tę szlamę, Lilyanne Evans. Widzisz teraz, jak świetny był mój plan? Zagrozić, z jeżeli nie przyjdziesz i nie dasz się zabić za nią to ona zginie. Ty miałeś się zjawić, o tak jak jesteś teraz. Sam, gotowy na śmierć. Moi Śmierciożercy mieli przekazać twojemu ojcu, żeby samotnie zjawił się, bo tylko on może ocalić Ci życie. Miałby do wyboru: dać mi zbić ciebie, albo zostać moim sługą. To był plan idealny. Wydawałoby się, że nic nie może pokrzyżować mi planów. A jednak…- zaczął przypatrywać się mu z zaciekawieniem i całkowicie zmienił temat- Jesteś podobny do ojca, wiesz? Ale tylko z wyglądu. Charakter masz po matce. A przynajmniej jego większość…
- A co ma do całej tej sytuacji?- Był ciekaw. Czarny Pan wyjawiał mu tan „idealny” i nagle powiedział, że jest podobny do matki.
- Co to ma do tej sytuacji?- Powtórzył szeptem to pytanie- widzisz James, wszystko. To twoja matka pokrzyżowała mi plany.
- Ale… jak?- Nie mógł w to uwierzyć. Jego spokojna, cicha, sympatyczna matka? Nie to niemożliwe.
- Tak. Twoja spokojna, cicha i sympatyczna matka.  Tylko widzisz, ja znam twoją matkę z trochę innej strony… o tak… nawet nie wiesz jak byliśmy do siebie podobni…
- CO???
- Co cię tak dziwi młody Potterze? Wiesz chyba, że twoja matka wychowała się w mugolskie sierocińcu. Była trochę młodsza. Jednak te kilka lat nie pozwoliło jej mieć te same marzenia, co miałem ja. Oboje chcieliśmy być wielcy, chcieliśmy być nieśmiertelni- już nie był pewny, czy Voldemort mówi na głos, czy słowa powstają w jego myślach- Tak było przez rok. Dwie sieroty porzucone przez rodziców. A potem zaadoptowali ją. Przyrzekliśmy sobie, że kiedyś będziemy razem opanowywać świat, że razem będziemy nim rządzić.. Ileż to razy mówiła mi, że mnie kocha.- Jego oczy pojaśniały- rzecz jasna ja nigdy nie odwzajemniałem tego uczucia. Pożądałem jej. To wszystko. Ale ona była słaba. Przytoczyć ci jej słowa? „Tom, ja potrzebuję mężczyzny, przy którym będę mogła stać się wielka. Najlepsza…” dokonała tego. Ożeniła się z twoim ojcem i…
- KŁAMIESZ!!!-  Nie mógł już tego słuchać. Nie chciał…- PO CO MI TO MÓWISZ??? CO Z TEGO MASZ???
- Może stałem się sentymentalny, ale chcę ci to opowiedzieć. Bo widzisz, ja do niedawna nie wiedziałem, że Caroline Haydon jest żoną Rogera Pottera, tego samego, którego chciałem mieć w swoich szeregach. Tylko, że trochę się zmieniła… szkoda… naprawdę szkoda, że musiała zginąć…
- CO???- Czyżby się przesłyszał, czy to może być prawda?
- Tak James. Twoi rodzice nie żyją. Zabiłem ich tego wieczoru… W sumie nie musisz umierać. Nie jesteś mi już do niczego potrzebny. Ale dlaczegóż to maiłbym pozbawić mojego nowego sługę do wypróbowania nowego zaklęcia? Dlaczego nie miałbym pozwolić moim Śmierciożercą się tobą pobawić? A ja sam? Czy mnie należy mi się odrobina rozrywki? Jest jeszcze jeden powód- zamyślił się- pewna… legenda. To doprawdy niesamowite, czyż nie? Umrzeć w imię legendy, której sam pewnie nie znasz…
- TY POTWORZE!!!- To wszystko, co miał do powiedzenia. W tej chwili już nic go nie obchodziło. Chciał zginąć. Szybko. Po prostu zniknąć.
- Crucio!- Poczuł niewyobrażalny ból. Pragnienie śmierci jeszcze bardziej wzrosło. Zaklęcie było dużo silniejsze niż to, którym oberwał od Dafnie.  Wił się, ale nie krzyczał. Sznury oplotły się jeszcze bardziej wokół jego ciała.  Gdy już myślał, że to się nie skończy, usłyszał krzyk:
- NIE!!! ZOSTAW GO!!!
Potem po Polanie potoczył się zimny śmiech.
- Patrz synu Caroline, szlama, za którą miałeś zginąć przyszłą ci na ratunek…
Ale żadne z ich dwojga nie zwracało na te słowa najmniejszej uwagi. Lily podbiegła do chłopaka, lecz zanim cokolwiek powiedziała ona również dostała Cruciatusem. Upadła na ziemię. Po lesie potoczył się krzyk dziewczyny. Wiła się z tego wewnętrznego bólu. Do jej oczu napłynęły łzy. Chciała, aby to wszystko się skończyło. Żeby umarła. A potem nagle wszystko ustało i oboje usłyszeli:
- Nie lubię, jak ktoś mnie nie słucha. Zapamiętajcie to. Wiesz co, synu Caroline? Twoja szlamowata ukochana o wiele lepiej krzyczy. To mi sprawia większą przyjemność…- znów wymierzył różdżkę w Lily. Ta skuliła się, gotowa na następny cios. Usłyszała formułkę zaklęcia, ale nic się nie stało. Powoli otworzyła oczy. Nad sobą zobaczyła czuprynę czarnych włosów i twarz Jamesa wykrzywioną z bólu. Zrozumiała. Ochronił ją własnym ciałem. Oczy miał zamknięte, zacisnął zęby, ale nie krzyczał. Ciało wygiął w łuk. Po chwili Voldemort cofnął zaklęcie, a Potter opadł bezwładnie obok niej. Otworzył oczy. Były pełne bólu. Jednak nie był to tylko ból po klątwie. To był ból po słowach. Po słowach największego czarnoksiężnika tego stulecia. Usłyszał szept przy swoim uchu:
- Wszystko będzie dobrze…
- To był szlachetny czyn, synu Caroline…
- PZRESTAŃ! Rozumiesz! Przestań! Nie mów do mnie „synu Caroline”. Jeżeli to, co mówisz jest prawdą to ja nie jestem jej synem. W ogóle nie jestem do niej podobny! Rozumiesz? Ja w życiu się do ciebie nie przyłącze.- Nie wiadomo skąd, siła powróciła. Emocje wzięły górę. - Jesteś po prostu żałosny! Lord Voldemort! Wielkie mi coś! Nazywasz sam siebie Lordem tak? Wiesz, co..
- ZAMILCZ!- Po raz pierwszy tej nocy Voldemort krzyknął, a potem dodał już szeptem- Jesteś odważny synu Caroline. Podczas kiedy wszyscy boją się wymawiać mojego imienia, TY, zwykły szesnastolatek mówisz je bez cienia strachu. Byłbyś naprawdę wspaniałym Śmierciożercą…
- Mylisz się!!! Ja się brzydzę czarną magią! Rozumiesz! B R Z Y D Z Ę… Wolę zginąć, niż przystać do ciebie…
- A więc jak wolisz… Crucio!- I znów to samo uczucie. To był ból niedopisania. Potworny, wewnętrzny ból. Liny puściły. Wszystko zaczęło mu wirować. Słyszał już tylko krzyk Lily, połączony z własnym. Zdawało mu się, że zaklęcie trwa już kilka minut. Dwie, trzy? Może więcej? Wiedział, że to wystarczy by umrzeć… Czekał na śmierć. Na ulgę.  Już tylko tego pragnął. W swojej głowie widział sylwetki ludzi. Rodziców, Emmy, Lily, Huncwotów… potem wszystko się rozpłynęło. Przeszył go potworny ból. Miał wrażenie, że ktoś wypalał mu dziury skórze, a zaraz potem poczuł zapach krwi. Już nie myślał. Widział, że śmierć jest blisko. Z wielkim trudem otworzył oczy. Nad sobą ujrzał zapłakaną twarz Lily. Chciał jej powiedzieć, że ją kocha. I że kocha Emmę. Żeby wytłumaczyła wszystkim, co się stało, ale zdołał tylko bezgłośnie wyszeptać „przepraszam”. Usłyszał jeszcze tylko przeraźliwy, zimny śmiech. Śmiesz szaleńca i mordercy. A potem ogarnęła go ciemność. Widział już, że nie będzie cierpiał… Był gotowy na śmierć…
***
*Kilka słów o wychowanka Ośrodka dla Magicznie Upośledzonych Św. Heleny (nazwa wymyślona przeze mnie. Wiadomości o nie umarłych zaczerpnięte są z neta, a o wampirach z legend ludowych, oraz trochę pomysłów moich):
*PÓŁ- ELFY- osoba, która w bliższej lub dalszej rodzinie ma elfa. Są różne rodzaje przynależności do pół- elfów. Można być bardziej czarodziejem (rzadziej mugolem- pojedyncze przypadki) lub bardziej elfem. Zależy to od tego, kim dla danej osoby jest ten elf. Jeżeli jest to którejś z rodziców lub dziadków to jest się bardziej elfem. Wtedy taka osoba ma większą moc magiczną, posiada tzw. wewnętrzne oko (wrodzona nauka oklumencji), a także zaobserwuje się też takie zmiany w wyglądzie jak szpiczaste uszy, niski wzrost i blada skóra.  Jeżeli jest to ktoś z dalszej rodziny, to jest się bardziej czarodziejem.(Posiada wtedy zwykłe cechy ludzkie)
*PÓŁ- WILE- są do dziewczęta, których matki, babki lub osoby z bliższej rodziny są wilami. Zazwyczaj są to osoby, które posiadają niezwykły dar oczarowywania mężczyzn. Wyróżniają się niezwykłą urodą.
*PÓŁ- OLBRZYMY- osoby, u których jedno z rodziców jest olbrzymem. Wyróżniają się ponadprzeciętnym wzrostem i niezwykłą siłą. Słabo czarują.
*PÓŁ- SYRENY- dziewczęta, których matką była syrena. Osoby z pozoru normalne. Ich jedyną, niezwykłą cechą jest cudny śpiew, który odurza mężczyzn. Notowane są przypadki powodujące choroby psychiczne a nawet śmiertelne. Są to dziewczyny, u których w okresie dojrzewania dochodzi do przemiany- gdy tylko wejdą do wody (całe nogi muszą być pod powierzchnią wody) w miejscu nóg pojawia się syreni ogon.
*WILKOŁAKI- czy musze to coś dodawać? (Każda informacja na temat wilkołaków jest identyczna z książką J.K. Rowling. A więcej o wilkołakach dowiesz się na podstawie życia R.J. Lupina)
*WAMPIRY- Osoby o bardzo wyostrzonych zmysłach. Krwiopijcy, którzy potrafią przemieniać się w nietoperza. Potrafią panować na nocnymi drapieżnikami. Nie potrafią znieść zapachu czosnku i dyni, dlatego ludzie w Halloween umieszczaj dynie przed domem. Z wiekiem nie można zaobserwować u nich odbicia lustrzanego. Są dwa rodzaje wampirów. Nieśmiertelne i Groźne. Nieśmiertelne, czyli tak zwane „oswojone wampiry” i TYLKO TAKIE znajdują się w Ośrodku. Są to osoby, które potrafią zapanować nad rządzą krwi. Po prostu przestają być krwiopijcami, stają się wegetarianami. Groźne to wampiry, które nie panują nad rządzą krwi. Nie są tolerowana przez środowisko czarodziejów i można je zabić. Istnieją tylko trzy sposoby zabicia takiego wampira: odcięcie głowy, spalenie lub przebicie za pierwszym razem serca takiego osobnika hebanowym kołkiem
*NIE UMARLI- są to osoby, które po śmierci powróciły do życia. Przeważnie błąkają się w najciemniejszych zaułkach świata. Często widywane są w miejscach swojej śmierci. W porównaniu z duchami są materialni, ( czyli da się ich dotknąć). Istoty te odporne są na wszelakie zaklęcia, trucizny, paraliż oraz najróżniejsze choroby:
-UPIORY- powstają one z tych ludzi, którzy kogoś zabili. Wyglądem ci nie umarli przypominają swoją postać za pierwszego życia. Ich ciała pokrywa szara, nieowłosiona skóra. W oczodołach zaś osadzone są białe, mętne oczy, które nie wyrażają żadnych uczuć. Ciała tych nie umarłych są niszczone przez najmniejsze nawet promienie światła słonecznego, dlatego w Ośrodku jest dla nich specjalna Sala Ciemności. Są zupełnie odseparowane od ludzkości, jednak czarodzieje pozostawili nie zabijać ich, ponieważ są nieszkodliwe. Mugole moją o tym zupełnie niepoprawne wyobrażenie
- GLADNIACI- mroczne i ciemne widma, na podstawie poprzedniego wcielenia. Są oni mało widoczni w ciemnych. Najbardziej zauważalni są w czasie pełni, gdy księżyc świeci najjaśniej. Postają one z osób, które popełniły samobójstwo. Teoretycznie nie są niebezpieczni. Mogą je widzieć tylko czarownice, czarodzieje i ci, którzy mają tzn. wewnętrzne oko ( widzą zmarłych, mają zdolności paranormalne, w tym Mugole).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz