niedziela, 15 lipca 2012

8. Próba śmierci.


- Co jeśli Unabii* kłamie?
- Qadın** się nie myli…- westchnęła przypominając sobie postać o błędnym, szklistym wzroku i kaskadzie rudych loków.
- Obyś miała rację…
- Zawsze mam! Jeszcze się nie nauczyłaś?- jej rozmówczyni zaśmiał się dźwięcznie- Musisz wracać. Yer*** czeka.
- Wiem…
- Czym się martwisz?
- Nawet nie wiem, jak on wygląda… Jak go znaleźć?
- Moyo**** cię poprowadzi...- uśmiechnęła sie ciepło. Rozmowa była skończona i obie wiedziały, że tak jest. Nie było czasu. On biegł stanowczo za szybko. Nie przejmował sie nimi.  Zastało go bradzo niewiele. Spojrzała na oddalającą sie postać.  Ufała jej. Jednak czy to rozsądne powieżać tak ważne zadanie tak młodej osobie? Była zbyt... nieobliczalna. Wierzyła jednak, że tym razem wypełni zadanie  bezbłędnie. Tu nie było miejsca na pomyłki. Jesli taka nastapi to będzie koniec. Koniec ich świata.  Koniec nie tylko ich istnienia, ale również koniec ludzkich żyć. Jeśli nie zdążą uratować tego, co przyrzekały chronić wszystko się skończy. Skończy się wszelkie życie.  To była ich prywata woja, która ważyła losy istnień. Tu było miejsce tylko na śmierć i życie.  Jeśli wygrają, przeżyją, ale jeśli przegrają… Nie! Nie ma żadnego ‘przegrają’. Westchnęła. Bała się tej porażki, która może nastąpić. Nic nie było pewne. Tym bardziej wygrana. Teraz mogła już tylko czekać. I niecierpliwić się, bo czas na pewno nie był jej sprzymierzeńcem…
Time! Inimica mea! Quomodo placare vobis? *****

*~*
* Przepowiednia (suahili)
** Pani (azerski)
*** Ziemia (azerski)
**** serce (suahili)
***** Czasie! Wrogu mój! Jak mam cie przebłagać?
***
 Szedł powoli. Jego nogi same niosły go na tę Polanę. Polanę, na której miał zginąć. To tam miał zakończyć swoje życie. Oh! Jakież ono jest krótkie! Zawsze myślał, że ma przed sobą całe lata. Korzystał z każdej chwili. Śmiał się, robił kawały… Ale czy właściwie tak nie miało być? Przecież był tylko dzieckiem.  Skąd miał wiedzieć, że tak szybko odejdzie z tego świata? Jednak robi to dla niej. Dla Lily Evans. Tak bardzo ją kochał… Zrobiłby dla niej wszystko… Ale ona go nie cierpi. Dlaczego? Czy coś jej zrobił? A dziś?
Jego ukochana będzie się bawić z tym całym Billem, a on… No właśnie, co? Przecież to śmieszne! Zgodził się na to, a teraz wymięka? On? NIE!!! Przyjaciele zrozumieją. Zostawił liścik Łapie...
Już był za domkiem Hagrida. Zatrzymał się. Powróciło wiele wspomnień. Wielka bitwa na śnieżki, twarde ciasteczka gajowego i pierwsze „Evans, umówisz się ze mną?”. To tu wraz z Syriuszem i Peterem zawsze chowali się pod peleryną-niewidką i czekali na przemianę Remusa. Tyle wspomnień. Tyle pięknych dni… Uśmiechnął się do siebie. Na te wspomnienia poczuł przyjemne ciepło. Już się nie bał. Wkroczył śmiało do lasu, jak to robił setki razy.
                                                                  ***
Mała sówka leciała najszybciej jak umiała. Machała swoimi małymi skrzydełkami, zacięcie pokonując opór wiatru. Do nóżki przywiązane miała dwa listy. Mniejszy i większy. Widziała, gdzie ma je dostarczyć. Była już blisko celu. Zobaczyła go. Starożytny zamek, który dumnie wznosił się na niewielkim wzgórzu. Wleciała przez okno jednej z wież. Usiadła na łóżku jednego z właścicieli. Wtedy do pokoju wpadł wściekły Syriusz:
- O cześć Beth… Jamesa nie ma…
Chciał wziąć, jak zawsze od niej listy, ale cofnęła się. Nie próbował więcej. Dostał tylko jeden. Od pani Potter. Dlaczego wysłała dwa osobne listy? Usiadł na łóżku i na szafce zobaczył liścik. Od Jamesa. Przeczytał:
- „Mam nadzieję, że zrozumiecie… To było jedyne wyjście…Przepraszam…” A co to ma znaczyć?  Wymyślił jakiś nowy kawał?
Później otworzył list. Pisany był na szybko- to było widać. Już po pierwszych słowach zorientował się, że coś jest nie tak…
                                                                 ***
Biegła. Nie zważała czy kogoś potrąci. Liczyło się tylko jedno. Odnaleźć Jamesa. Wiedziała gdzie biegnie. Przyspieszyła. To była ostatnia szansa. Wiedziała, że na miejscu nie będzie już żadnej szansy na ocalenie…
Tylko, że jego już tam nie było. Czarna noc i Zakazany Las pochłonęły chłopaka, którego kochała. Tak! Teraz zdała sobie z tego sprawę. Kochała go! Było za późno. Przypomniała sobie słowa Dafnie Dojdziesz na skraj Zakazanego Lasu na zachód od chaty tego całego gajowego. Tam znajdziesz drogę. Będziesz nią szedł, aż dojdziesz na Ukrytą Polanę.
Cicho podeszła do chatki Hagrida i skierowała się na zachód. Namęczyła się sporo, zmian odnalazła drogę. Wąską i kamienistą. Bardzo stromą. Powoli zaczęła się wspinać. Musiała podtrzymywać się wystających korzeni. Wciąż myślała, co będzie, jeśli nie zdąży…
                                                       ***
Dochodziła północ i większość mieszkańców Doliny Godryka poszła już spać, mimo, że była Noc Duchów. Nikt nie miał ochoty świętować. To, co tu się zdarzyło, wstrząsnęło mieszkańcami tego miasteczka. Każdy wiedział, jak wygląda Mroczny Znak, lecz nikt nie spodziewał się go ujrzeć wracając ze sklepu lub po prostu przechodząc niedaleko domu numer 5 mieszczącego się na ulicy Czekoladowych Żab. Tylko nieliczni wiedzieli, że właśnie tam miało się odbyć dzisiejsze spotkanie Zakonu Feniksa. Emelina Doge była jedną z tych nielicznych. Nie była pięknością. Niewysoka, pulchniutka blondynka. Jej zawsze uśmiechnięta twarz w tej chwili wyrażała ból i smutek, a także troskę.  Na jej kolanach spała dziesięciolatka. Niewinne dziecko, któremu właśnie zawalił się świat. Czarne włoski rozsypały się na bawełnianej spódnicy kobiety, a świeże łzy jeszcze nie wyschły z zarumienionych policzków dziewczynki. Choć spała, widać było cierpienie na jej twarzy. Mimo głębokiego smutku, który rzucał cień na jej młodą osóbkę, widać było, że Emma Potter nie należy do osób brzydkich. Wręcz odwrotnie! Widać było, że kiedyś będzie ideałem kobiety i, że złamie nie jedno serce. Emelina przypomniał sobie wielką rozpacz dziewczynki…
…Było już późno, gdy deportowała się na ulicę główną Doliny Godryka. Szła powoli. Miała dużo czasu. Wiedział, że i tak będzie pierwsza. W duch przeklinała dyrektora Hogwartu. Co za głupi pomysł! Kto wymyślił spotkanie Zakonu właśnie dzisiaj, w Noc Duchów? To niedorzeczne! Dziś jest największe prawdopodobieństwo, że ktoś ich nakryje. Czuła, że zdarzy się coś niedobrego! Nie myliła się. Gdy doszła do willi państwa Potter zauważyła grupkę czarodziejów zgromadzonych przy płocie. Chciała ich rozgonić, jednak ciekawość, co ich zainteresowało wygrała. Podeszła:
- Co się stało?
Nikt nie odpowiedział. Jeden tylko staruszek wyciągnął drżący palec w górę. Spojrzała tam. Serce jej zamarło. Zobaczyła najgorszą rzecz, jaką mogła zobaczyć. Mroczny Znak. Wydarła się na ludzi, żeby zrobili przejście i weszła. Wiedziała, co zastanie. W duchu modliła się, żeby zdarzył się cud. Nie zdarzył się. W wejściu zobaczyła dwa martwe ciała…
Caroline i Roger Potter.
Na wspomnienie tej dwójki rozpłakała się. Już nigdy nie będzie się śmiała z żartów Rogera. Nigdy nie spróbuje tych przepysznych potraw Caroline…
… rozejrzała się. Żadnych śladów waliki… to było dziwne... Jednak niedane jej było się zastanowić, co dokładnie się stało, bo w tej chwili do pokoju wkroczyło kilku członków ZF, a za nimi… Emma? Dziewczynka rzuciła się na ciał rodziców i rozpłakała się. Obejmowała matkę i całowała ją w policzek. Potem poprawiała krawat ojca i czochrała jego czuprynę. Aurorzy daremnie próbowali ją oderwać. Potem podeszłą ona, a dziewczynka rzuciła się w jej ramiona i dalej szlochała. To właśnie JEJ zaufała. JEJ. Czterdziestolatce, której zawsze mówiona, że powinna stać się trochę bardziej poważna. Lubiła się śmiać i takąż miała twarz, ale obcy ludzie spostrzegali ją, jako osobę sztywną. Być może była to sprawa nienagannego ubiory i idealnie uczesanych włosów, oraz perfekcyjnego makijażu.
Inni członkowie Zakonu powiadomili Dumbledorea, który miał się pojawić lada chwila, a Em zasnęła. Nic dziwnego miała ciężki dzień…
Z rozmyśleń wyrwało ją chrząknięcie. Spojrzała w górę. Przed nią stał wysoki czarodziej z haczykowatym nosem i okularami-połówkami.
- Dobry wieczór Emelino…
- Och! Nie taki dobry profesorze… biedni Potterowie… Och! I Emma! Nic tylko płakała… nie dało się jej odciągnąć od rodziców. Aż mnie żal serce ściskał, gdy wiedziałam jak całuje matkę i z jaką czułością rozczochruje włosy ojca… Och! Co teraz z nią będzie? Przecież nie ma żadnej rodziny!
- Nie?
- No nie- spojrzała na dyrektora z wyższością, co zdarzał jej się dosyć często- Nie wie pan? W tej rodzinie ostatnio zdarzają się same nieszczęścia. Przecież jej dziadkowie są zbyt chorzy i wiekowi, by się zająć tak rozbrykanym dzieckiem, a jej ciotka ostatnio trafiła do Świętego Munga. Carter Potter jest archeologiem*, więc nie ma jak zająć się dziewczynką. Z kolei…
- Zdaję sobie z tego sprawę Emelino- przerwał jej profesor- jednak zapominasz, ze ona ma brata…
- I co z tego? Jest niepełnoletni! Nie ukończył Hogwartu. Myśli pan, że zrezygnuje i będzie niańczył siostrę?
- Och, nie wątpię w to. Nie dziw się. To rodzeństwo bardzo się kocha. Myślę jednak, że nie będzie to konieczne. Przez to pół roku Emma będzie mogła zamieszkać w Hogwarcie. Rozmawiałem z ministrem i dostałem zgodę na takie rozwiązanie…
- Och!!! NAPRAWDĘ?- Nie był to jednak krzyk kobiety, tylko dziewczynki, która właśnie się obudziła i usłyszała nowinę
- Jeśli tylko chcesz, choć właściwie nie masz wyboru…- powiedział z lekkim uśmiechem. Chciał ją, choć trochę rozweselić. Udało się. Dziecko parsknęło pod zadartym noskiem i odpowiedziało:
- Najbardziej, czego teraz chcę to być z Jamesem….
                                                                      ***
 Drogi Syriuszu
Zapewnie dziwi Cię mój list. No cóż, zawsze traktowałam Cię jak drugiego syna i stwierdziłam, że do Ciebie mogę napisać. To bardzo ważne!
James może być w wielkim niebezpieczeństwie. Nie jest to moje zwykle przeczucie. Chodzi o to, że w młodości znałam Lorda Voldemorta… to smutna i przykra prawda, jednak wtedy był inny. Jednak mniejsza o to. Zrobiłam coś, co on nie może mi wybaczyć. Chodzi o to, że teraz będzie się mścił.  A dziś… dziś jest jeden z niewielu dni, w którym można go zabić. Nie pozwól na to! Proszę cie! Ratuj moje dziecko! Ten list dostaniesz tylko w razie nieobecności Jamesa. Jeżeli Jim nie będzie wracał- powiadomcie Dumbledorea. On jeden będzie mógł pomóc. Wcześniej jednak sprawdź, czy wszyscy z najbliższego otocznia Jamesa są u siebie, ponieważ obawiam się, że Tom będzie chciał wykorzystać kogoś bliskiego mojemu synowi.  Proszę cię, uważajcie na siebie… wszyscy…
Dziękuję…
Caroline Potter

Pięć osób siedział nad listem o tej właśnie treści. Syriusz był jak spetryfikowany. Gdy tylko przeczytał słowa pani Potter, wiedział, że stało się coś niedobrego. Przecież pół dnie szukali Rogacza! Zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy Dorcas, Peter i Remus oznajmili mu, że nie znaleźli przyjaciela. Wtedy pokazał im list. Gdy poszli sprawdzić, czy stało się coś nadzwyczajnego w dormitorium dziewczyn, okazało się, że jest tam Ana, która również szuka przyjaciółki. W ten sposób piąta osoba dowiedziała się o liście…
Wspólnie postanowili iść do dyrektora.
***
Albus Dumbledore siedział wygodnie w fotelu o niesamowicie cienkich nóżkach. Widać było, że głęboko się zastanawia. Spojrzał na ciemnowłosą dziewczynkę siedzącą przed nim. To niesamowite, jak bardzo przypominała mu Ariadnę. Ciemne, duże i ciekawe świata oczy wędrowały po całym pokoju, raz po raz zatrzymując się i oglądając coś z większym zainteresowaniem. Mocno zaznaczona szczęka i idealne kości policzkowe ułożone praktycznie symetrycznie podkreślały jej niezwykłą urodę. Można byłoby pomylić ją z jego siostrą, gdyby nie te włosy i jeszcze coś, co nadawało Emmie niezwykłą pewność siebie. Wystarczyło spojrzeć, by stwierdzić, że zachowuje się identycznie jak brat. Pewna postawa i dumnie uniesiona głowa idealnie pasowały do orzechowych oczu, w których pomimo wielkiego smutku, można było zauważyć iskierki radości. O tak! James i Emma byli idealnym i bardzo kochającym się rodzeństwem, pomimo różnicy wieku. Podczas, gdy czas dzieli ludzi, u tych dwojga on nie liczył się. Po prostu się kochali! Czy trzeba czegoś więcej?
 W tym momencie ktoś zapukał i przez drzwi weszła szesnastolatka o kruczoczarnych włosach. Za nią do gabinetu wpakowały się jeszcze cztery osoby. Zanim któreś z nich cokolwiek powiedziało, po gabinecie potoczył się krzyk:
- SYRIUSZ!
Dziewczynka podbiegła do zdezorientowanego Blacka, wskoczyła mu na ręce, przytuliła się i zaczęła płakać.
Dorcas z niemałym zdumieniem obserwowała tą scenę. Jeszcze nigdy nie widziała Łapy, który z taką czułością i braterską wręcz miłością wypisaną na twarzy głaskał Emmę po głowie. W końcu zapytał:
- Profesorze, co się stało? Dlaczego Emma się tu znalazła?
Jednak odpowiedzi nie udzielił mu dyrektor, tylko płacząca istotka:
- Syri, gdzie jest James? Bo widzisz… chodzi o to… o to, że… moi… rodzice… och!... Łapa! Oni… oni… nie… nie żyją!
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz