- Co jeśli Unabii* kłamie?
- Qadın** się nie myli…- westchnęła przypominając sobie postać o
błędnym, szklistym wzroku i kaskadzie rudych loków.
- Obyś miała rację…
- Zawsze mam! Jeszcze się nie
nauczyłaś?- jej rozmówczyni zaśmiał się dźwięcznie- Musisz wracać. Yer*** czeka.
- Wiem…
- Czym się martwisz?
- Nawet nie wiem, jak on wygląda…
Jak go znaleźć?
- Moyo**** cię poprowadzi...- uśmiechnęła sie ciepło. Rozmowa
była skończona i obie wiedziały, że tak jest. Nie było czasu. On biegł
stanowczo za szybko. Nie przejmował sie nimi.
Zastało go bradzo niewiele. Spojrzała na oddalającą sie postać. Ufała jej. Jednak czy to rozsądne powieżać
tak ważne zadanie tak młodej osobie? Była zbyt... nieobliczalna. Wierzyła
jednak, że tym razem wypełni zadanie
bezbłędnie. Tu nie było miejsca na pomyłki. Jesli taka nastapi to będzie
koniec. Koniec ich świata. Koniec nie tylko ich istnienia, ale również koniec
ludzkich żyć. Jeśli nie zdążą uratować tego, co przyrzekały chronić wszystko
się skończy. Skończy się wszelkie życie.
To była ich prywata woja, która ważyła losy istnień. Tu było miejsce
tylko na śmierć i życie. Jeśli wygrają,
przeżyją, ale jeśli przegrają… Nie! Nie ma żadnego ‘przegrają’. Westchnęła.
Bała się tej porażki, która może nastąpić. Nic nie było pewne. Tym bardziej
wygrana. Teraz mogła już tylko czekać. I niecierpliwić się, bo czas na pewno
nie był jej sprzymierzeńcem…
- Time! Inimica mea! Quomodo placare vobis? *****
*~*
* Przepowiednia (suahili)
** Pani (azerski)
*** Ziemia (azerski)
**** serce (suahili)
***** Czasie! Wrogu mój! Jak mam cie przebłagać?
***
Szedł powoli. Jego nogi same niosły go na tę
Polanę. Polanę, na której miał zginąć. To tam miał zakończyć swoje życie. Oh!
Jakież ono jest krótkie! Zawsze myślał, że ma przed sobą całe lata. Korzystał z
każdej chwili. Śmiał się, robił kawały… Ale czy właściwie tak nie miało być?
Przecież był tylko dzieckiem. Skąd miał
wiedzieć, że tak szybko odejdzie z tego świata? Jednak robi to dla niej. Dla
Lily Evans. Tak bardzo ją kochał… Zrobiłby dla niej wszystko… Ale ona go nie
cierpi. Dlaczego? Czy coś jej zrobił? A dziś?
Jego ukochana
będzie się bawić z tym całym Billem, a on… No właśnie, co? Przecież to
śmieszne! Zgodził się na to, a teraz wymięka? On? NIE!!! Przyjaciele
zrozumieją. Zostawił liścik Łapie...
Już był za domkiem
Hagrida. Zatrzymał się. Powróciło wiele wspomnień. Wielka bitwa na śnieżki,
twarde ciasteczka gajowego i pierwsze „Evans, umówisz się ze mną?”. To tu wraz
z Syriuszem i Peterem zawsze chowali się pod peleryną-niewidką i czekali na
przemianę Remusa. Tyle wspomnień. Tyle pięknych dni… Uśmiechnął się do siebie.
Na te wspomnienia poczuł przyjemne ciepło. Już się nie bał. Wkroczył śmiało do
lasu, jak to robił setki razy.
***
Mała sówka leciała
najszybciej jak umiała. Machała swoimi małymi skrzydełkami, zacięcie pokonując
opór wiatru. Do nóżki przywiązane miała dwa listy. Mniejszy i większy.
Widziała, gdzie ma je dostarczyć. Była już blisko celu. Zobaczyła go.
Starożytny zamek, który dumnie wznosił się na niewielkim wzgórzu. Wleciała
przez okno jednej z wież. Usiadła na łóżku jednego z właścicieli. Wtedy do
pokoju wpadł wściekły Syriusz:
- O cześć Beth…
Jamesa nie ma…
Chciał wziąć, jak
zawsze od niej listy, ale cofnęła się. Nie próbował więcej. Dostał tylko jeden.
Od pani Potter. Dlaczego wysłała dwa osobne listy? Usiadł na łóżku i na szafce
zobaczył liścik. Od Jamesa. Przeczytał:
- „Mam nadzieję, że
zrozumiecie… To było jedyne wyjście…Przepraszam…” A co to ma znaczyć? Wymyślił jakiś nowy kawał?
Później otworzył
list. Pisany był na szybko- to było widać. Już po pierwszych słowach
zorientował się, że coś jest nie tak…
***
Biegła. Nie zważała
czy kogoś potrąci. Liczyło się tylko jedno. Odnaleźć Jamesa. Wiedziała gdzie
biegnie. Przyspieszyła. To była ostatnia szansa. Wiedziała, że na miejscu nie
będzie już żadnej szansy na ocalenie…
Tylko, że jego już
tam nie było. Czarna noc i Zakazany Las pochłonęły chłopaka, którego kochała.
Tak! Teraz zdała sobie z tego sprawę. Kochała go! Było za późno. Przypomniała
sobie słowa Dafnie Dojdziesz na skraj
Zakazanego Lasu na zachód od chaty tego całego gajowego. Tam znajdziesz drogę.
Będziesz nią szedł, aż dojdziesz na Ukrytą Polanę.
Cicho podeszła do
chatki Hagrida i skierowała się na zachód. Namęczyła się sporo, zmian odnalazła
drogę. Wąską i kamienistą. Bardzo stromą. Powoli zaczęła się wspinać. Musiała
podtrzymywać się wystających korzeni. Wciąż myślała, co będzie, jeśli nie
zdąży…
***
Dochodziła północ i
większość mieszkańców Doliny Godryka poszła już spać, mimo, że była Noc Duchów.
Nikt nie miał ochoty świętować. To, co tu się zdarzyło, wstrząsnęło
mieszkańcami tego miasteczka. Każdy wiedział, jak wygląda Mroczny Znak, lecz
nikt nie spodziewał się go ujrzeć wracając ze sklepu lub po prostu przechodząc
niedaleko domu numer 5 mieszczącego się na ulicy Czekoladowych Żab. Tylko
nieliczni wiedzieli, że właśnie tam miało się odbyć dzisiejsze spotkanie Zakonu
Feniksa. Emelina Doge była jedną z tych nielicznych. Nie była pięknością. Niewysoka,
pulchniutka blondynka. Jej zawsze uśmiechnięta twarz w tej chwili wyrażała ból
i smutek, a także troskę. Na jej
kolanach spała dziesięciolatka. Niewinne dziecko, któremu właśnie zawalił się
świat. Czarne włoski rozsypały się na bawełnianej spódnicy kobiety, a świeże
łzy jeszcze nie wyschły z zarumienionych policzków dziewczynki. Choć spała,
widać było cierpienie na jej twarzy. Mimo głębokiego smutku, który rzucał cień
na jej młodą osóbkę, widać było, że Emma Potter nie należy do osób brzydkich.
Wręcz odwrotnie! Widać było, że kiedyś będzie ideałem kobiety i, że złamie nie
jedno serce. Emelina przypomniał sobie wielką rozpacz dziewczynki…
…Było już późno, gdy deportowała się na ulicę
główną Doliny Godryka. Szła powoli. Miała dużo czasu. Wiedział, że i tak będzie
pierwsza. W duch przeklinała dyrektora Hogwartu. Co za głupi pomysł! Kto
wymyślił spotkanie Zakonu właśnie dzisiaj, w Noc Duchów? To niedorzeczne! Dziś
jest największe prawdopodobieństwo, że ktoś ich nakryje. Czuła, że zdarzy się
coś niedobrego! Nie myliła się. Gdy doszła do willi państwa Potter zauważyła
grupkę czarodziejów zgromadzonych przy płocie. Chciała ich rozgonić, jednak
ciekawość, co ich zainteresowało wygrała. Podeszła:
- Co się stało?
Nikt nie odpowiedział. Jeden tylko staruszek
wyciągnął drżący palec w górę. Spojrzała tam. Serce jej zamarło. Zobaczyła
najgorszą rzecz, jaką mogła zobaczyć. Mroczny Znak. Wydarła się na ludzi, żeby
zrobili przejście i weszła. Wiedziała, co zastanie. W duchu modliła się, żeby
zdarzył się cud. Nie zdarzył się. W wejściu zobaczyła dwa martwe ciała…
Caroline i Roger Potter.
Na wspomnienie tej
dwójki rozpłakała się. Już nigdy nie będzie się śmiała z żartów Rogera. Nigdy
nie spróbuje tych przepysznych potraw Caroline…
… rozejrzała się.
Żadnych śladów waliki… to było dziwne... Jednak niedane jej było się
zastanowić, co dokładnie się stało, bo w tej chwili do pokoju wkroczyło kilku
członków ZF, a za nimi… Emma? Dziewczynka rzuciła się na ciał rodziców i
rozpłakała się. Obejmowała matkę i całowała ją w policzek. Potem poprawiała
krawat ojca i czochrała jego czuprynę. Aurorzy daremnie próbowali ją oderwać.
Potem podeszłą ona, a dziewczynka rzuciła się w jej ramiona i dalej szlochała.
To właśnie JEJ zaufała. JEJ. Czterdziestolatce, której zawsze mówiona, że
powinna stać się trochę bardziej poważna. Lubiła się śmiać i takąż miała twarz,
ale obcy ludzie spostrzegali ją, jako osobę sztywną. Być może była to sprawa
nienagannego ubiory i idealnie uczesanych włosów, oraz perfekcyjnego makijażu.
Inni członkowie
Zakonu powiadomili Dumbledorea, który miał się pojawić lada chwila, a Em
zasnęła. Nic dziwnego miała ciężki dzień…
Z rozmyśleń wyrwało
ją chrząknięcie. Spojrzała w górę. Przed nią stał wysoki czarodziej z
haczykowatym nosem i okularami-połówkami.
- Dobry wieczór Emelino…
- Och! Nie taki
dobry profesorze… biedni Potterowie… Och! I Emma! Nic tylko płakała… nie dało
się jej odciągnąć od rodziców. Aż mnie żal serce ściskał, gdy wiedziałam jak
całuje matkę i z jaką czułością rozczochruje włosy ojca… Och! Co teraz z nią
będzie? Przecież nie ma żadnej rodziny!
- Nie?
- No nie- spojrzała
na dyrektora z wyższością, co zdarzał jej się dosyć często- Nie wie pan? W tej
rodzinie ostatnio zdarzają się same nieszczęścia. Przecież jej dziadkowie są
zbyt chorzy i wiekowi, by się zająć tak rozbrykanym dzieckiem, a jej ciotka ostatnio
trafiła do Świętego Munga. Carter Potter jest archeologiem*, więc nie ma jak
zająć się dziewczynką. Z kolei…
- Zdaję sobie z
tego sprawę Emelino- przerwał jej profesor- jednak zapominasz, ze ona ma brata…
- I co z tego? Jest
niepełnoletni! Nie ukończył Hogwartu. Myśli pan, że zrezygnuje i będzie
niańczył siostrę?
- Och, nie wątpię w
to. Nie dziw się. To rodzeństwo bardzo się kocha. Myślę jednak, że nie będzie
to konieczne. Przez to pół roku Emma będzie mogła zamieszkać w Hogwarcie.
Rozmawiałem z ministrem i dostałem zgodę na takie rozwiązanie…
- Och!!! NAPRAWDĘ?-
Nie był to jednak krzyk kobiety, tylko dziewczynki, która właśnie się obudziła
i usłyszała nowinę
- Jeśli tylko
chcesz, choć właściwie nie masz wyboru…- powiedział z lekkim uśmiechem. Chciał ją,
choć trochę rozweselić. Udało się. Dziecko parsknęło pod zadartym noskiem i
odpowiedziało:
- Najbardziej,
czego teraz chcę to być z Jamesem….
***
Drogi Syriuszu
Zapewnie dziwi Cię
mój list. No cóż, zawsze traktowałam Cię jak drugiego syna i stwierdziłam, że
do Ciebie mogę napisać. To bardzo ważne!
James może być w
wielkim niebezpieczeństwie. Nie jest to moje zwykle przeczucie. Chodzi o to, że
w młodości znałam Lorda Voldemorta… to smutna i przykra prawda, jednak wtedy
był inny. Jednak mniejsza o to. Zrobiłam coś, co on nie może mi wybaczyć.
Chodzi o to, że teraz będzie się mścił. A dziś… dziś jest jeden z niewielu dni, w
którym można go zabić. Nie pozwól na to! Proszę cie! Ratuj moje dziecko! Ten
list dostaniesz tylko w razie nieobecności Jamesa. Jeżeli Jim nie będzie
wracał- powiadomcie Dumbledorea. On jeden będzie mógł pomóc. Wcześniej jednak
sprawdź, czy wszyscy z najbliższego otocznia Jamesa są u siebie, ponieważ
obawiam się, że Tom będzie chciał wykorzystać kogoś bliskiego mojemu
synowi. Proszę cię, uważajcie na siebie…
wszyscy…
Dziękuję…
Caroline Potter
Pięć osób siedział
nad listem o tej właśnie treści. Syriusz był jak spetryfikowany. Gdy tylko
przeczytał słowa pani Potter, wiedział, że stało się coś niedobrego. Przecież
pół dnie szukali Rogacza! Zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy Dorcas, Peter i
Remus oznajmili mu, że nie znaleźli przyjaciela. Wtedy pokazał im list. Gdy
poszli sprawdzić, czy stało się coś nadzwyczajnego w dormitorium dziewczyn,
okazało się, że jest tam Ana, która również szuka przyjaciółki. W ten sposób
piąta osoba dowiedziała się o liście…
Wspólnie
postanowili iść do dyrektora.
***
Albus Dumbledore
siedział wygodnie w fotelu o niesamowicie cienkich nóżkach. Widać było, że
głęboko się zastanawia. Spojrzał na ciemnowłosą dziewczynkę siedzącą przed nim.
To niesamowite, jak bardzo przypominała mu Ariadnę. Ciemne, duże i ciekawe
świata oczy wędrowały po całym pokoju, raz po raz zatrzymując się i oglądając
coś z większym zainteresowaniem. Mocno zaznaczona szczęka i idealne kości
policzkowe ułożone praktycznie symetrycznie podkreślały jej niezwykłą urodę.
Można byłoby pomylić ją z jego siostrą, gdyby nie te włosy i jeszcze coś, co
nadawało Emmie niezwykłą pewność siebie. Wystarczyło spojrzeć, by stwierdzić,
że zachowuje się identycznie jak brat. Pewna postawa i dumnie uniesiona głowa
idealnie pasowały do orzechowych oczu, w których pomimo wielkiego smutku, można
było zauważyć iskierki radości. O tak! James i Emma byli idealnym i bardzo
kochającym się rodzeństwem, pomimo różnicy wieku. Podczas, gdy czas dzieli
ludzi, u tych dwojga on nie liczył się. Po prostu się kochali! Czy trzeba
czegoś więcej?
W tym momencie ktoś zapukał i przez drzwi
weszła szesnastolatka o kruczoczarnych włosach. Za nią do gabinetu wpakowały
się jeszcze cztery osoby. Zanim któreś z nich cokolwiek powiedziało, po
gabinecie potoczył się krzyk:
- SYRIUSZ!
Dziewczynka
podbiegła do zdezorientowanego Blacka, wskoczyła mu na ręce, przytuliła się i
zaczęła płakać.
Dorcas z niemałym
zdumieniem obserwowała tą scenę. Jeszcze nigdy nie widziała Łapy, który z taką
czułością i braterską wręcz miłością wypisaną na twarzy głaskał Emmę po głowie.
W końcu zapytał:
- Profesorze, co
się stało? Dlaczego Emma się tu znalazła?
Jednak odpowiedzi
nie udzielił mu dyrektor, tylko płacząca istotka:
- Syri, gdzie jest
James? Bo widzisz… chodzi o to… o to, że… moi… rodzice… och!... Łapa! Oni… oni…
nie… nie żyją!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz