niedziela, 15 lipca 2012

7. Umrę, by ktoś mógł Cię pokochać...


Przez następne tygodnie nic się nie działo. Wszystko było spokojnie. Wszystko? O nie! Nie tak prędko! W całych Hogwarcie słychać było kłótnie Lilyanne Evans i Jamesa Pottera. Kłócili się o wszystko i o nic. Najczęściej wywoływała je dziewczyna. Pewien czarnowłosy Gryfon działał jej na nerwach jak nigdy. Przeszkadzało jej to z kim rozmawia, jak się uśmiecha, czesze, chodzi. Słowem, o wszystko! Jednak największy żal miała o to, że zabrał jej przyjaciółkę. Rozmawiała z kolegami, ale to nic nie dawało. Nie wierzyła im. Tylko, dlaczego ich historie tak bardzo do siebie pasowały?
Aby dowiedzieć się czegoś więcej zajrzyjmy do jej pamiętnika. Wszystko to napisane było jednego październikowego dnia w 1976 roku:

  , …Co ja mam robić? Nie wierze im! Ja po prostu nie mogłam tak postąpić! To nie w moim stylu. Ja zakochana w Jamesie Potterze? O nie! To jakieś szaleństwo! Ale… coś  w trym jest.  Poszczególne historie się zgadzają. Posłuchaj:
Najpierw wersja Dor:
(wszystko to wykrzyczała mi, gdy ja wrzeszczałam na Pottera za to, że zabrał mi przyjaciółkę. On- bezpiecznie się oddalił, bojąc się, że rzucę w niego jakąś klątwą.)
-JAK MOŻESZ WINIĆ GO ZA TO, ŻE JUŻ SIĘ Z WAMI NIE PRZYJAŹNIE??? NO POWIEDZ JAK? JUŻ NIE PAMIĘTASZ JAK TO SIĘ ZACZĘŁO??
Wtedy przecząco pokręciłam głową
-Może Ci przypomnieć?- Powiedziała już spokojnie z lekką nuta ironii- po podróży do szkoły James powiedział Ci, że daje ci spokój. Ty poleciałaś gdzieś na pół dnia, a potem przyszłaś do dormitorium i ryczałaś. A ja nie wytrzymała i zaczęłam się na ciebie drzeć. Pokłóciłyśmy się o to, że nie możesz powiedzieć Jamesowi, że go kochasz właśnie wtedy, gdy on zrozumiał, że nie ma u ciebie szans. Potem wyszłam i przeprowadziłam się do chłopaków a wy znaleźliście sobie nową przyjaciółkę- Dafnie, czy jakoś tak.
- Nie, to nie prawda…
-Evans, czyś ty rozum Staciwą? Naprawdę niczego nie pamiętasz, czy się zgrywasz? Mnie nie bawią te twoje gierki!
I wtedy poszła…

Teraz kolej na wersję Ann:
-Lily, nie mam pojęcia, po co do tego wracasz. Ale tak. To prawda. Po tym, co powiedział James nie było cię pół dnia. Potem przyszłaś zapłakana i pokłóciłaś się z Dorcas…
Remus wszystko to potwierdził. Z resztą nie rozmawiałam. Hestia też odwróciła się od nas. Tylko, dlaczego? No tak! Przecież Dafnie jest lepszą przyjaciółką. Syriusz nie odzywa się do mnie. Wiem tylko, że wini mnie za to, że Potter tak się zmienił. To prawda, teraz jest nie do poznania. Niby jak zawsze wesoły i roześmiany, ale jednak jest coś w nim dziwnego. Nie ma w nim tego blasku, który…
No właśnie, co?
Nie mogę powiedzieć, że go nienawidziłam. O Boże! Dlaczego nie mogę tego powiedzieć? To nie może być prawda… to tylko sen…

Właśnie w tej chwili powróciły wspomnienia.
 Jej pokój i to postanowienie. Tegoroczne lato.
Tęsknota za orzechowymi oczami…

***
Wieczór nastał szybko. Zapowiadał się nieciekawie. Czarne chmury spowiły niebo nad Doliną Godryka. Drzewa utonęły w ciemnej otchłani nocy. Stary cmentarz, opatulony kołderką zmierzchu, wydawał się odległy i śpiący. Było spokojnie i cicho. Domy ustawione jeden blisko drugiego oświetlone były przeróżnymi ozdobami. No tak. Przecież dziś Noc Duchów. Zajrzyjmy do dość dużego domku o pięknym wyglądzie….
Czarne włosy opadały na pożółkły pergamin, gdy urodziwa kobieta szybko kreśliła litery. W domu nie czuło się wesołej atmosfery. Wręcz przeciwnie.  Wszędzie panował mrok. Tylko w miejscu, gdzie siedziała kobieta paliło się słabe światło.  Migotliwy płomień świecy, oświetlał orzechowe tęczówki siedzącej. Gdy skończyła, westchnęła ze smutkiem. Przed nią leżały dwa listy. Jeden był do syna, a drugi do chłopka, którego traktowała jak syna. Miała mu to powiedzieć później, ale nie…  Może nie zdążyć, a on musi dowiedzieć się wszystkiego od niej.  Od swojej matki.
Czuła, że coś może się stać. Jakieś dziwne uczucie nie dawało jej spokoju. Wiedziała, że za każdy błąd trzeba zapłacić. Nawet, jeśli to było tak dawno temu… Westchnęła i przywołała małą sóweczkę. Podała jej małą i dużą kopertę. Wskazała na większą i powiedziała:
-Zanieś ją Jamesowi, a jeśli nie zjawi się to przekaż tę mniejszą Syriuszowi dobrze?
Płomykówka cichutko zahukała i odleciał, a kobieta opadłą na krzesło. Emma* jest u koleżanki a Roger przyjdzie z kilka godzin. A ona? Nagle poczuła, że już czas… i po chwili jej przeczucie spełniło się. Usłyszała szept:
-Caroline…
Odwróciła się. To, co zobaczyła przeraziło ją. Miał czerwone oczy i szparki zamiast nozdrzy. Jego głowa przypominała węża. Ubrany w czarną szatę wzbudzał lęk, tym, co „dokonał”. Jednak panią Potter nie to przeraziło. Ona nie poznał go.
-Tom?
-Już nie nazywają mnie Tomem, teraz jestem znany, jako…
-Doskonale to wiem.
-Pamiętasz, co mi wtedy powiedziałaś. „Tom to niemożliwe! Musimy poczekać z rewolucją…  potrzebuję mężczyzny, przy którym będę mogła stać się wielka. Najlepsza…” i co wykorzystałaś tego wspaniałego pracownika ministerstwa. Jak się miewa małżonek, co?
-Nie mów tak! Ja go kocham!
-Naprawdę- jego oczy świdrowały ją spojrzeniem- przypomnij sobie własne słowa. Pamiętasz, co powiedziałaś, gdy zobaczyłaś tego Pottera. Wtedy, gdy opuszczałaś sierociniec? „Tom, kiedy tylko on pomoże mi wzbić się razem zdobędziemy władzę. Zobaczysz. Razem osiągniemy to, wszystko, co jest nam dane. Władza nad światem przypadnie tam. Tylko nam…”
Wtedy do kuchni wszedł Roger Potter we własnej osobie i popatrzył się na nią z żalem i… niesmakiem. Oczy mu poczerniały ze złości. Nie wiedział, że usłyszał tylko połowę. Gdyby przyszedł chwilę wcześniej, może uwierzyłby. Może zachowałby się inaczej. Poczuł się oszukany. Osobą, która kochał przez całe życie, wbiła mu sztylet prosto w setce, tym samym przecinając je na pół. Nie rozumiał… nie chciał myśleć że…
-A więc to tak! Chciałaś mnie wykorzystać.  Ty kochasz tego potwora!- słowa wypowiedziane w złości, zadudniły w pustym holu. Niebezpieczeństwo było bliskie. Śmierć czaiła się za rogiem. Każdy w tym pomieszczeniu zdawał sobie z tego sprawę. Ale nikt się nie wycofał.
Roger był bardzo wzburzony. Jednak nie bardziej niż Riddle. Ten drugi tylko uniósł różdżkę i wypowiedział dwa słowa:
-Avada Kedavra!
Tylko dwa słowa i zielony strumień. To wystarczyło, by mężczyzna padł martwy na ziemię. W tej chwili całe życie Caroline Potter legło w gruzach. Straciła najbliższą jej osobę. Podła na kolana i objęła męża za szyję. Przed oczami miała jego twarz. Jeszcze widać było tę nutę obrzydzenia… do niej. Nie dziwiła się mu. Same też czuła do siebie wstręt. Te wszystkie błędy, które popełniła… było ich za dużo. O wiele za dużo…
-A więc i mnie zabij- wyszeptała cicho, jednak w jej słowach wyczuwało się silną determinację i moc. Po policzkach popłynęły jej łzy.
-Zmieniłaś się. Nie jesteś dawną Caroline, którą znałem. Która pragnęła być sławna i niezwyciężona. A teraz, co? Chcesz umrzeć wraz z tym nieudacznikiem?
-Nie mów tak o nim!!! On był dla mnie wszystkim! Kocham go!!! A ty… ty jesteś potworem! Nigdy mnie nie znałeś. Byłam młoda, głupia. Po tym jak poznałam Rogera zmieniłam się i byłam szczęśliwa…
-Jak wolisz głupia. Wykończę wszystkich po kolei. Najpierw ty, potem twój syn. On jest taki zakochany w tej szlamie i umrze za nią. Rozumiesz to? Ty tak… ale on… W chwili śmierci pozna tą prawdę… Całą prawdę, bo nie omieszkam mu się powiedzieć.  Ten jeden raz….
-Nie! On dobrowolnie się nie da!
-Mylisz się! To się stanie dziś w nocy…
Ale kobieta już nie panował nad sobą. Widziała, że nie wygra. Mimo to, rzuciła się na czarodzieja z chęcią zemsty. Chciała go udusić. Jednak on miał ten magiczny patyczek. Machnął nim krótko i kobieta upadła na ziemię bez życia.
Dom wypełnił przeraźliwy śmiech. Lord Voldemort podszedł do ciała kobiety. Wytarł przed chwilą jeszcze płynące łzy. Nie, nie kochał jej.  Nie był do tego zdolny. Czuł jedynie przywiązanie. Była jedyną osobą, która przy nim była. Wiązał z nią duże plany. Razem mięli stworzyć imperium, które zawładnęłoby światem. Ale ona się zmieniła. Opętała ja to chora ‘miłość’…
-Taka głupia…
Spojrzał w górę i wyczarował znak. Z czaszki wychodził olbrzymi wąż. Tak. To mroczny znak. I odszedł. Uciekł z tego miejsca. W ten sposób odciął się od przeszłości…
 A dwa ciała nadal leżały obok siebie w wytwornym domku państwa Potterów. Nikt nic nie zauważył. Nikt nie wiedział, że 31 października życie straciło dwoje wspaniałych czarodziejów. Roger i Caroline Potterowie.
***
Biegła korytarzem. Musi zobaczyć się z Jamesem. Porozmawiać i przeprosić. Nagle wpadła na kogoś. Niewysoki szatyn z niebieskimi oczami i wielkim uśmiechem. Bill. Najprzystojniejszy chłopak w szkole, zaraz po dwóch czołowych huncwotach.
-Witaj Lily!
-Och… cześć Bill
-Nareszcie cię znalazłem. Od zakończenia piątej klasy jakoś mnie unikasz.
-Ja? No coś ty…
Prawda była taka, że faktycznie go unikała. Ale teraz nie było to ważna. Chciała iść i znaleźć Pottera. Ale szatyn wykonał ruch, którego najmniej się spodziewała. Pocałował ją. Przyciągnął do siebie. A ona nie miał nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie. Było jej cudownie: poczuła motylki w brzuchu, a na jej twarzy wymalował się lekki uśmiech. Wtedy chłopak przestał. Popatrzył się w jej oczy szepnął „jutro pod portretem Grubej Damy o 18”. Kiwnęła głową a on odszedł.
 I wtedy go zobaczyła. Burza czarnych włosów sterczących we wszystkich kierunkach, okulary kryjące orzechowe tęczówki i uśmiech, którego brakowało. Popatrzył się na jej oczy odwrócił się i odszedł. Zaczęła go gonić:
-James!- Złapała go za rękę, ale on się wyszarpnął. Ta jednak nie dawał spokoju- Potter!!!- To zadziałało. Odwrócił się i zapytał:
-Co?
-Przepraszam…
-Za co?
-Za to, że tak się na ciebie darłam i za ten pocałunek…
-Nie masz, za co…
-???
-Posłuchaj mnie, pamiętasz jak mówiłem, że daję ci spokój? Dotrzymam obietnicy. Co prawda chyba jeszcze nie przeszło mi- a widząc, że dziewczyna nie wie, o czym mówi dodał- wciąż coś do ciebie czuję. Kiedy zobaczyłem cię z tym chłopakiem to… coś się we mnie zagotowało, ale jak widzisz nie zrobiłem awantury. Mogę umrzeć po to, żebyś ty była szczęśliwa i żeby ktoś mógł cię pokochać, tak jak ja ciebie kocham i ze wzajemnością.
Powiedziawszy to odszedł, a Lily stała oszołomiona. W jej głowie pojawił się obraz pustej komnaty. A potem rubinowe drzwi i Czas- piękna damo, przeźroczysta jak dym. Zaczepiła jakiegoś drugoroczniaka:
-Który jest dzisiaj?
-31 październik…
Uczeń odszedł a oda zbladła i nie mogła już nic z siebie wyksztusić.

***
 Błąkał się po lochach. Za chwilę musi iść do lasu. Zabić człowieka. Wykazać się. Udowodnić, że jest warty służyć Czarnemu Panu, że jest godny nazwania siebie Śmierciożercą i że może mieć wypalony Mroczny Znak.  Ręce mu drżały. Wiedział, że tylko w tej chwili może sobie na to pozwolić. Że teraz jest czas na strach. Potem musi być zimny, opanowany. ‘Później’ to czas udawania, swojej najważniejszej, choć nie jedynej próby. Z drugiej jednak strony czuł dziwną satysfakcję. Choć serce drżało, umysł pracował ciężko. Tak bardzo go nienawidził… Zemsta jest słodka. Jednak ta ‘zemsta’ miała już na zawsze pozostawić piętno na jego duszy.
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz