Po raz
pierwszy tego wieczoru Lily zobaczyła w oczach Jamesa strach. Strach o nią.
Widziała to, ale nie umiała mu pomóc. Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła pojąć,
że to wszystko przez nią. Przez nią, jej ukochany musiał cierpieć. Jego oczy
były napełnione nie tylko strachem. Potrafiła wyczytać z nich jego
decyzję. Nie pomyliła się. Nie minęła
minuta je odezwał się:
-Jeśli
zrobię to, co chcesz, zostawisz Lily w spokoju?
-Może…
-MOŻE???
Chcę mieć PEWNOŚĆ- zaakcentował ostatnie słowo
-Nie
rozśmieszaj mnie! Akurat TY masz tu najmniej do rozkazywania. Nie rozumiesz? Ja
już wygrałam, a ty jesteś na straconej pozycji. I tak mi pomożesz. Albo po
dobroci, albo pod działaniem zaklęcia Imperius. Jedyne, co możesz zrobić, to
ocalić tą szlamę.
-Wiec,
co mam zrobić?
-Na
początek udawaj, że jesteśmy parą. Nie mów nikomu o naszej rozmowie i… ŻADNYCH
numerów, zrozumiałeś???
-Tak
Scena
rozmyła się.
Była w
jakimś obskurnym pokoju. Zobaczyła Jamesa i Dafnie. Rozmawiali. Podeszła do
nich, lecz usłyszała tylko kilka słów wypowiedzianych przez czarnowłosą:
-…posłuchaj
mnie uważnie. W nocy z trzydziestego pierwszego października na pierwszego
listopada wymkniesz się z zamku. Dojdziesz na skraj Zakazanego Lasu na zachód
od chaty tego całego gajowego. Tam znajdziesz drogę. Będziesz nią szedł, aż
dojdziesz na Ukrytą Polanę. Tam się wszystko zacznie- uśmiechnęła się drwiąco-
a raczej [dla ciebie] skończy.
-Kto
to zrobi? Kto mnie zbije?
Tamta
tylko podniosła na niego swoje czarne oczy. Dotknęła palcem jego zimnego
policzka. Zdawało się, że jego uroda tylko dodaje jej satysfakcji. Swoim długim
palcem obramowała linię szczęki chłopaka. Potem złożyła krótki, zimny pocałunek
na jego wargach.
-A
wszystko przez tę rudą szlamę…
Odeszła
ponętnie kręcąc biodrami z drwiącym uśmiechem na ustach i satysfakcją wypisaną
na twarzy. Znów była górą…
*
To, co
usłyszała wstrząsnęło nią niezmiernie. Zabije?
Jak to? I dlaczego on mówi to z taką normalną miną, jakby opowiadał o pogodzie.
„A wszystko przez tę rudą szlamę…”
„rudą szlamę”
„ a WSZYSTKO przez tę rudą
szlamę…”
„ A wszystko przesz tę RUDĄ
SZLAMĘ…”
Wiedziała,
że „ta ruda szlama” to ona. Przypomniała sobie wydarzenie w lesie i aż
krzyknęła, gdy uświadomiła sobie, co to oznacza. O Boże, on da się zabić za mnie!
**
Jaka
szkoda, że nie wiedziała jak daleko jest prawdy. Że to, co ona wie to tylko
jakaś cząstka wielkiego planu. Planu Czarnego Pana. Można nazwać to planem
idealnym. Jednak, żeby wszystko poszło zgodnie z nim, chłopak musi dobrowolnie
pozwolić się zabić. Jednak zarówno on jak i jego ruda ukochana nie wiedzieli
wszystkiego. Zarówno ona jak i on myśleli, że poświęca się dla niej. Dla Lily
Evans, którą tak bardzo kocha…
*
Powoli
wyszła z tego przeklętego pokoju. Przeklętego? Nie to nieodpowiednie słowo. Z
jednej strony nienawidziła go. Nienawidziła za to, co jej pokazał, za to, że
James musiał cierpieć. Wszystko, co tam zobaczyła przerażało ją. Czuła lęk,
który delikatnie gładził ja po miedzianych włosach. Czuła ból, który ściskał
jej serce i nasycał się tym. Jednak najbardziej czuła obrzydzenie. Obrzydzenie
do samej siebie, które zwalało ją z nóg. Nie pozwalało jej się poruszyć,
paraliżowało ją. Upadła na ziemię. I wtedy przypomniał sobie tą drugą,
jaśniejszą stronę. Przecież teraz będzie mogła mu pomóc! Zrobi to!!!
Szybko
podniosła się. W tej chwili Pierwszą Komnatę wypełniła mgła i zaczęła
formułować się w postać. Evans krzyknęła.
W tej chwili postać przemieniła się w kobietę. Nie była ona w pełni
cielesna, nie przypominała też ducha. Była jakby pomiędzy nim. „Anioł” ten, jak
pomyślała uczennica był bardzo piękny. Kobieta miała mleczną cerę, podobnie,
jak cale ciało. W białych jak perły zębach odbijało się słońce, choć na dworze
go nie było. Tegoż samego koloru oczy okalały jasne rzęsy. Nad nimi wygięte w
delikatny łuk były brwi. Zdawało się, że jej włosy to są nitki babiego lata.
Były siwe, mimo iż zjawa miał bardzo młodą twarz. Uśmiechała się przyjaźnie.
Potem odezwała się, a jej głos brzmiał jak szumiąca woda:
Witaj
Lily,
Jestem
twoim Czasem.
Twoją
przeszłością,
Przyszłością
a także
Teraźniejszością.
Jestem
całym twoim życiem.
Pokazałam
ci trzy tajemnice.
Nie
za darmo.
Wypuszczę
Cię
Pod
warunkiem jednym:
To,
co tu zobaczyłaś,
Zatrzymasz dla siebie,
I
tylko jednej osobie
Sekrety
te wyjawisz
Lecz
pamiętaj
Wybierz
ją mądrze,
Dojrzale,
Bo
tylko trzy doby masz na to
Trzy
noce
I
trzy dni.
Potem
zapomnisz wszystko
I
ta osoba i ty!
Więc
pamiętaj
Tylko
tyle czasu daje Ci.
Potem
wszystko przepadnie
Zniknie.
Ty
zapomnisz, a on będzie cierpiał…
Ruda
stałą całkowicie zaszokowana. Trzy
doby??? Przecież to za mało czasu! I komu ja mogę o tym wszystkim powiedzieć?
Myślała
nad tym długo. Wcześniej bez wahania powiedziałaby Dorcas. A teraz? Teraz ona
przyjaźni się z Huncwotami. A gdyby tak
powiedzieć któremuś z nich?
Szybko
odrzuciła ta myśl. Hestia też odpadała, przecież teraz przyjaźni się z Dafnie. Nigdy by mi nie uwierzyła. Pozostała
Ann. Tylko, co ona na to poradzi? I jest
jeszcze Remus. Przecież to jego zawsze lubiłam najbardziej. Pomagał mi, był
życzliwy i… jest przyjacielem Jamesa. Ten ostatni argument trafił do niej
od razu. Wiedziała, że pan Lupin pomoże jej… i Jamesowi.
Gdy
podniosłą wzrok zauważyła, że „anioł” zniknął. Rozpłynął się w nicość. Jednak
nie zmartwiła się tym. Wyszła i znów znalazła się w na korytarzu na 7 piętrze.
Postanowiła od razu poszukać przyjaciela.
***
James
był na treningu strasznie rozkojarzony, jednak gdy zobaczył srogi wzrok swojej
dziewczyny od razu wziął się w garść. Zaczęli ostro trenować. Byli najlepszą drużyną
od lat. Ścigające, pałkarze i obrońca spisywali się znakomicie. On sam był w
wyśmienitej formie. Złapał złotego znicza kilka razy. Na dodatek czuł się
wyśmienicie w roli kapitana. Po jakiś trzech godzinach zarządził koniec treningu.
Drużyna szybko się zwinęła. Został sam. Pomyślał o ostatnim dniu września.
Westchnął.
-To
wszystko dla ciebie Lily…
***
Dafnie
szła brzegiem rzeki. Księżyc w kształcie rogala odbijał się w delikatnej tafli
wody. Lecz piękno natury w ogóle jej nie
obchodziło. Liczyły się tylko góry, w których cieniu czuła się bezpiecznie. I
Noc. Stara przyjaciółka, która dotrzymywała jej towarzystwa. Jej stopy delikatnie stawały na trawie. Włosy
rozwiewał jesienny wiatr, szepcząc przestrogę. Wył w rytm jednego słowa. Nieee… Chciał ja powstrzymać. Ale co on
mógł? Zadawała sobie sprawę, że teraz nikt jej nie powstrzyma. Przy boku
swojego Mistrza jest niepokonana. Zawsze
będzie. Przyjrzała się swojemu odbiciu,
gdy tylko jasne światło gwiazd padło na rzekę. Ta zaszumiała doniośle i
przyspieszyła, bojąc się tej obłudy. Dziewczyna stojąca na brzegu odziana była
w brązową sukienkę za kolana, która wdzięcznie wykładała się w fale przy każdym
kroku. Ta sukienka była noszona przez
diabła. Tylko czy czyste zło może
wyglądać tak niewinnie? Może poruszać się z taką gracją? Może być leśną rusałką? Tak, z tej istotki
emanowała siła i magia. Były to czyste cechy. Zupełnie prawdziwe. Teraz zdawała
się wyczekiwać z rozmarzonym uśmiechem na przyszłość. A przyszłość nadeszła
szybko. Uroczy młodzieniec położył jej dłonie na ramionach. Odwróciła się i z ciepłym
uśmiechem przytuliła do chłopaka. Ten
uśmiechnął się delikatnie i ujął jej twarz w dłonie.
- Tak
długo czekałem, querida*
Złożył
na jej ustach delikatny pocałunek. To
było ich miejsce. Dla siebie byli kochankami. Spragnieni miłości uciekali do siebie w te wysokie
góry, by skraść tych kilka krótkich chwil. Młodzieniec o płowych włosach z
zamożnego domu i niewinna, biedna sierota. Pokochał ja od pierwszego wejrzenia.
Darzył ją szczerym uczuciem. Tak bardzo
chciał się dowiedzieć, czy i ukochana czuje to samo.
- Te
quiero…
Na jej dłoń
położył małe, brylantowe serduszko na srebrnym łańcuszku. Spojrzał na nią z
wyczekiwaniem.
-
Czekałam na ten moment. Ja też mam coś dla ciebie. Spójrz na mnie- wyciągnęła
różdżkę. Nie wystraszył się. Przecież często to robiła. Skierowała jej czubek
wprost w jego serce. Ale on wciąż
patrzył na nią z uwielbieniem.
- Avada Kedavra!
Teraz
była już za późno. Nie zdążył nawet krzyknąć.
Na jego przystojnej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Umarł z miłością
wypisaną na twarzy. Nieświadomie
zakochał się w najpotężniejszej czarownicy świata. Wiedźmy, dla której uczucia
innych się nie liczyły. Teraz też uśmiechnęła się z uwielbieniem. Misja- zabić chłopaka, zniszczyć rodzinę-
złamać rodziców. Bonus- zemsta. Mściła się na każdym osobniku płci
przeciwnej. Wykonała piruet a jej śmiech
potoczył się między górami. Potem
odeszła, rzucając przez ramię naszyjnik, który poleciał w stronę rzeki. Ta
przyjęła go z lekkim westchnieniem żalu. A on opadał powoli na dno, by potem
zagrzebać się w piasku. Już stanowił jedność z wodą. Wraz z nią odbijał smutne,
szare promienie księżyca, które oświetlały oblicze kochanka. Matka ziemia przyjęła go z otwartymi dłońmi. A
diamentowy wisiorek, jako ostatnia pamiątka jego miłości pozostał już na zawsze
na dnie rzeki.
***
Biegła
już od dłuższego czasu. Przeszukała już Wielką Salę i Pokój Wspólny Gryfonów, a
także dormitorium Huncwotów i bibliotekę. Niegdzie go nie było. Nagle wpadła na
kogoś, podniosła głowę i…
-Remus!!!
-O!
Lily! Ja też się cieszę- powiedział śmiejąc się.
-Musimy
pogadać.
-Ok.- Dalej
uśmiechnięty spojrzał na jej minę i posmutniał- Coś się stało?
-Nie
tutaj. Znasz jakieś miejsce gdzie moglibyśmy porozmawiać?
-Nawet
kilka. To będzie poważna rozmowa?
-Nie
wiesz jak bardzo… -Westchnęła
-To w
takim pójdźmy do pewnej jaskini…
-Gdzie?
-Zobaczysz.
Obydwoje
skierowali się na skraj Zakazanego Lasu. Szli jakiś kawałek, a potem doszli do
pewnego miejsca. Chłopak machnął różdżką i z nikąd pojawiły się dwie miotły.
Dziewczyna, zachęcana przez kolegę, wsiadła na nią niechętnie. Nigdy nie lubiła
tego środka transportu. Po prostu mu nie ufała. Odbiła się nogami od ziemi.
Lecieli nisko. W końcu dotarli do niewielkiego pagórka, u którego podnóża była
niewielka szparka. Wlecieli przez nią. W środku była idealna kopia hagwarckiego
dormitorium huncwotów.
-Łał!
Wy to zrobiliście?
-A któż
by inny? No a teraz mów!
-Ach
prawda no, więc… w wakacje postanowiłam sobie, że dam Jamesowi szansę…
-Co???
-… a
potem wróciliśmy do szkoły a on powiedział, że daje mi spokój. Poszłam do
dormitorium i ryczałam. Ana mnie pocieszała, ale Dor była wściekła. Nic
dziwnego, zna Rogacza od dzieciństwa. Pokłóciliśmy się, a właściwie moja
przyjaciół wydarła się na mnie, że jestem wredna i nie mam prawa postępować tak
z Jamesem. Następnie przeniosła się do was, a do nas wprowadziła się ta Dafnie-
imię to ledwo przeszło jej przez gardło- co było potem, wiesz. Jakoś dawałam
sobie radę. Aż do dzisiaj. Kiedy zobaczyłam jak oni idą razem i się śmieją
pobiegłam do zamku. Dotarłam na siódme piętro i usiadłam pod ścianą. Płakałam i
rozmyślałam. Potem to się stało, zobaczyłam…
-Drzwi-
dokończył za nią Lupin
-Tak,
skąd wiedziałeś?? A zresztą nie ważne. Weszłam i znalazłam się w komnacie z
trzema drzwiami. Przeszłam przez pierwsze i…
***
Dlaczego
miłość jest taka trudna? Przecież ma uskrzydlać, a nie przycinać jeszcze tak
krótkie skrzydła życia. On ma dopiero skończyć szesnaście lat… 27 marca… Nie,
tej daty już nie dożyje… został mu już tylko miesiąc. Trzydzieści jeden dni i
nocy. Nie mniej i nie więcej. To już przesądzone… stanie tam z dumnie
podniesiona głową, ale nie będzie się bronił. Bał się. Dziwne by było, gdyby
nie odczuwał strachu. Zawsze marzył, by żyć bardzo długo. Teraz to się nie
spełni. Teraz marzył, aby ktoś rzucił po prostu klątwę Avada Kedawra. Ale nie. On miał zapowiedziane, że to nie będzie
taka przyjemna śmierć, że ktoś wymyślił nowe zaklęcie. Specjalnie dla niego…
Zadrżał.
Jego
matka zawsze powtarzała, że trzeba znaleźć klucz do miłości. Coś, co da
świadectwo tego wielkiego uczucia. On szukał go już od dawna, a teraz znalazł.
Jego kluczem do świadectwa miłości była śmierć…
***
Blond
włosy chłopak i rudowłosa dziewczyna rozmawiali szeptem. Jednak nie wiedzieli,
że ktoś ich podsłuchuje. Ktoś, kto blednie z każdym słowem dziewczyny i ktoś,
kto, całkiem nieświadomie, uniemożliwi uratowanie Jamesa.
***
Remus,
w miarę jak słuchał opowieści rudowłosej, robił się coraz bardziej blady. Nie
wierzył w to, co mówiła jego przyjaciółka. Na końcu powiedziała:
-Remusie
pomóż mu, pomóż, póki jeszcze jest…
Gdy miał się odezwać z ukrycia wyszedł blady
jak ścina Syriusz. Dwoje huncwotów usłyszało tylko krzyk:
-Black
coś ty zrobił???!!!Teraz wszyscy o wszystkim zapomnimy!!! Jak wtedy pomożemy
Jamesowi?!!
I nagle
to się stało. Gęsta, szara mgła otoczyła trójkę uczniów. Jasne światło stawało
się rozrywać czasoprzestrzeń. Przecinać powietrze ostrym mieczem. Wiedziała, że teraz już nic jej nie pomoże. Że nie może
już nic zmienić. Poczuła jak coś szarpie
ja w okolicach pępka. I już leciał w nieznane… Potem nagle znaleźli się na błoniach.
NIKT
nie pamiętał, co robił przez ostatnie dwadzieścia minut, a Lilka zapomniała
wszystko. Już nie wiedziała, że kocha Jamesa. Teraz w jej głowie znów siedział
ten nadęty Potter, przez którego straciła przyjaciółkę.
***
*Querida (z hiszpańskiego) zwrot na polski mogę
przetłumaczyć jako ‘moja droga’, ‘najdroższa’, ‘ukochana’ lub po
prostu ‘kochanie’.
*Te quiero- (z hiszpańskiego) kocham cię
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz