niedziela, 15 lipca 2012

5. Wczoraj, jutro, dziś.


Ostatnie dnie września były jeszcze ciepłe, jednak, gdy zwolnił on miejsce październikowi już z samego rana wiał silny i chłodny wiatr. Niegdyś kolorowe liście powoli opadały i pozwalały mu „nieść” się po błoniach. Trawa pożółkła. Zdawałoby się, że wszystkie zwierzęta i rośliny poddały się w walce z tym wiatrem i zimnem. Było jednak coś, co dodawało im otuchy. Słońce. Każdego rana wstawało coraz później, ale wciąż świeciło najjaśniej jak tylko mogło. Ogrzewało zziębnięte zwierzęta. Pozwalało kwiatom nacieszyć się swoim blaskiem. Podnosiło na duchu nie tylko całą naturę, ale i tych, którzy uczęszczali do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Błonia były zatłoczone uczniami, którzy chcieli nacieszyć się ostatnimi ciepłymi promieniami słonecznymi.
Cały zamek wrócił do swojego stałego rytmu, wydawałoby się, że nic się nie zmieniło. Czy na pewno?
Gdyby zajrzeć w głąb tej uczniowskiej gwary odnaleźlibyśmy sześć osób siedzących nad jeziorem.
Remus Lupin usiadł w na trawie, otworzył książkę i swoim zwyczajem uczył się. Syriusz Black, z dziwnym blaskiem w oku, wpatrywał się w Severusa Snape’a, nie zauważając, że oczy Dorcas Meadowes wpatrzone są w niego. James Potter rozłożył się wygodnie na trawie i bawił się zniczem. O jego kolana oparta była Dafnie Ogden. Peter Pettigrew wpatrzony był w złotą piłeczkę, której udawało się ulecieć tylko niewielki kawałek, bo zręczne dłonie Rogacza natychmiast ją łapały.
Z początku takie ustawienie Dafnie nie było przyjmowane przez uczniów. Konkretniej przez uczennice, bo chociaż dawniej James i tak nie zwracał na nie uwagi, to przynajmniej był wolny. Każda miała nadzieję, że wreszcie da sobie spokój „z tą całą Evans”. Ich życzenie spełniło się, lecz na krótko. Nie minęły 2 tygodnie jak ich ukochany związał się z nową dziewczyną, a trzeba też wspomnieć, że była bardzo ładna. Z czasem musiały się jednak do tego przyzwyczaić i znów wielbić go z daleka.
Z wyboru nowej dziewczyny Rogacza nie byli też zadowoleni jego współlokatorzy. A zaczęło się tak:
Po całym zdarzeniu na korytarzu, Rogacz wraz z Dafnie, poszli na błonia i siedzieli tam mniej więcej trzy godziny. Gdy wrócili Potter obwieścił:
-Wiecie, chyba się zakochałem
-CO???- Połączone głosy Syriusz, Dorcas, Remusa i Petera potoczyły się po dormitorium
-Oj! Wy to wszystko potraficie zepsuć…, ale Dafnie jest cudowna…
Niecałe dwa dni później oznajmił im, że chodzi z „tą całą Ogden”. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Pewnego dnia nawet zrobili sobie listę:

LISTA RZECZY PRZESZKADZAJĄCYCH NAM W TYM, ŻE DAFNIE JEST NOWĄ DZIEWCZYNĄ ROGACZA:
1.      James Potter oddala się od nas:
a)      Nie ma ochoty do żartów,
b)      Ciągle błądzi gdzieś myślami (znaczy się jest nieobecny)
c)      Nie je [no tak Glizdek to najważniejsze;)]
2.      Dafnie gra w drużynie Quidditcha (nie rozumiem, co w tym złego, jak to, co ROZPRASZA JAMESA, acha)
3.      Zapomniał o urodzinach Glizdka (jak on mógł)
4.      Opuścił się w nauce (oczywiście poza transmutacją, wiesz, co mam na myśli Luniak, och zamknij się, no i poza obroną przed czarną magią i zaklęciami – też mi wielka nowość)
5.      Prawie zgubił mapę huncwotów (jaką mapę?????? GLIZDEK Sieć CICHO)
6.      Poplamił sokiem dyniowym moje nowe spodnie (oj przestań to niej takie istotne, wręcz przeciwnie TO JEST BARDZO ISTOTNE)
                                        Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Dorcas

Od tego czasu Rogacz coraz więcej czasu spędza z Dafnie i jak dotąd nic nie zapowiada, że się zmieni…

Właśnie w tej chwili Potter powiedział:
-Dafnie, Dor, Łapa idziemy na trening!
Oni, choć niechętnie, wstali i poszli za nim.
*
Gdybyśmy rozejrzeli się jeszcze uważniej zauważylibyśmy trzy dziewczyny siedzące pod drzewem. Jedna rudowłosa, czytająca książkę, druga blond włosa, oparta o pień i trzecia orzechowo włosa, siedząc odrobinę dalej. Właśnie tak było od jakiegoś już czasu: Hestia siedział trochę dalej od swoich koleżanek, Ann po prostu wypoczywała, a Lily czytała coraz to nowe książki. Nauka była jej jedyną pociechą, gdy czytała zapominała o problemach. W tej chwili miała ich sporo.
Właśnie zrobiła sobie przerwę, podniosła głowę i znów ich zobaczyła. Serce gwałtownie wywinęło jej koziołka. Szli sobie tam: szczęśliwi, trzymający się za ręce. Nie mogła na nich patrzeć. Powiedziała Ann, że musi iść do biblioteki i pobiegła do szkoły. Biegła i biegła, lecz nie wiedziała gdzie. W końcu znalazła się na siódmym piętrze. Korytarz była pusty. Usiadła pod ścianą i zaczęła płakać. Dlaczego? Dlaczego nie mogę poznać odpowiedzi? Potrzebne mi są odpowiedzi dotyczące Jamesa. Gdy tylko o tym pomyślała, na przeciwległej ścianie pojawiły się niewielkie drzwi. Wrzasnęła. Nie była pewna, czy one były już tu, gdy przyszła. Podeszła do nich i lekko nacisnęła na klamkę. Jej oczą ukazała się niewielka komnata. Był w niej tylko ogromny kryształowy żyrandol i troje drzwi. Podłoga połyskiwała nieznanym jej lakierem. Ściany otaczała przedziwna mgła, która nadawała pomieszczeniu blasku i tajemniczości. Oczarowana tym widokiem podeszła do najmniejszych. Były szafirowe o zwykłym, prostokątnym kształcie. Na nich można było dostrzec delikatne rzeźbione listki jaśminu, wraz z jego kwiatami usnutymi z mgły. Do nich przybita był krateczka o następującej treści:
                                                       
JUTRO
Za mną znajdziesz komnatę,
Jest jednak ze wszystkich najmniej wartościowa.
Kryje tajemnice przyszłości.
Pozna twoje największe marzenie
I pokarze, co stanie się z nim za kilka lat.
Pamiętaj jednak:
Ujrzysz tam odzwierciedlenie samej siebie,
Czyli twoje pragnienie,
Więc ostrożna bądź
I z tego, co zobaczysz przemyśleń nabądź,
Bo przyszłość burzliwa jest, niepewna,
 Więc nie bądź siebie taka pewna.
Spróbuj odgadnąć, jaka rolę
W przyszłości tej będziesz miała,
A przechodząc przez mnie
Swe pragnienie wypowiedz cicho, bezimiennie…

Ruda przeszła przez drzwi, a w głowie miała tylko jedno słowo. James. Chciała go zobaczyć w przyszłości. Dowiedzie się, co będzie z nim i czy kiedyś będą razem. Gdy weszła ujrzała kołyskę. Podeszła do niej. Spał tam mały chłopczyk. Miał gęste czarne włoski i uśmiechał się przez sen. Był identyczny jak Rogacz. Zdziwiła się. Czy za tymi drzwiami nie miał być przyszłość? A teraz, co? Przecież to jest MAŁY James a nie James z przyszłości! Jej wątpliwości rozwiało pojawienie się mężczyzny. Wszedł przez drzwi. Miał orzechowe oczy, orli nos i tą rozczochraną czuprynę czarnych włosów. Od razu rozpoznała w nim Jamesa. A wiec ten mały to nowe pokolenie Potterów… Tymczasem dorosły pan Potter podszedł do kołyski, spojrzał na syna i uśmiechnął się. Wtedy mały otworzył oczy, a Lily aż stanęła. Przecież to dziecko ma JEJ oczy. Ale czy na pewno? Przecież to jeszcze niemowlę, im kolor tęczówek jeszcze się zmienia. Nie mogła jednak oprzeć się myśli, że to JEJ synek.  Jej i JAMESA. ICH dziecko. Potem Rogacz nachylił się nad małym i szepnął:
-Jak się miewa moje szczęście?
Dziecko uśmiechnęło się i wyciągnęło ręce, a on uśmiechnął się i zapytał:
-Głodny?- Wziął je na ręce- zaraz mama cię nakarmi, tylko musimy ją poszukać.  Chłopczyk zakwilił cichutko, ale w jego oczkach pojawiło się przywiązanie.
Scena zmieniał się.
Stała w jakimś korytarzu. Usłyszała skrzypnięcie furtki i po pięciu sekundach ktoś wszedł do domu. Była to postać w czarnej szacie, z kapturem na głowie, więc nie widziała twarzy. Przez myśl przeszło jej, że to na pewno Syriusz ukrywa się tak, by wystraszyć malca, bo, choć nie wiedziała na pewno, wydawało jej się, że to ten sam dom, w którym była przed chwilą. W tej chwili po schodach zszedł roześmiany James, gdy ujrzał nieznajomego, uśmiech zszedł z jego twarzy i krzyknął:
-Lily- a jej serce aż podskoczyło. A więc to jest ICH syn, lecz i jej uśmiech szybko zszedł, gdy usłyszała, co będzie dalej- bierz Harry’ego i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam…
 Błysnęło zielone światło i James upadł martwy na ziemię, a krzyk Lily Evans połączył się z krzykiem Lily Potter. Po jej policzkach popłynęły łzy. Serce drgnęło, gdy jego druga połówka umarła i rozsypało się w proch. Chciała podejść do niego, wziąć w objęcia. Nie było to jednak jej dane. Poczuła jak sunie po schodach. Było to silniejsze od niej. Coś kazało jej iść za mordercą jej ukochanego. Usłyszała, że ktoś barykaduje drzwi. Czyżby to ja sama? Nieznajomy otworzył drzwi jednym machnięciem różdżki. Lily ujrzała samą siebie, stojącą z tym samym dzieckiem, które wcześniej widziała u Rogacza (ale teraz miało ok. roku). Trzymała jej w ramionach. Na widok mężczyzny wrzuciła dziecko do kołyski stojącej za nią i zasłoniła syna.
-Nie Harry, błagam, tylko nie Harry!- Usłyszała swój przerażony głos
-Odsuń się, głupia… odsuń się, i to już…- jego głos był wysoki, zimny i przypominał syk węża
-Nie Harry, błagam, weź mnie, zabij mnie zamiast niego…
-To ostatnie ostrzeżenie…
-Nie Harry! Błagam… zlituj się… zlituj… Nie Harry! Nie Harry! Błagam… zrobię wszystko…
-Odsuń się… odsuń się, dziewczyno…
Ruda ujrzała w swojej twarzy mieszaninę uczuć. Dominował strach (o syna) i determinacja. Widziała również dziwne wyzwanie. Niedane było jej się zastanowić. Zobaczyła jak czarna postać unosi różdżkę, błyska zielone światło i ona także upada martwa na podłogę. Następnie zamachowca skierował różdżkę na dziecko. Ruda stała. Nie miała pojęcia, co robić.  Zanim zastanowiła się, znów usłyszała ten zimny głos i po raz trzeci pokój wypełniło zielone światło. Jednak zaklęcie nie zabiło jej syna. Nie. Odbiło się od niego i trafiło w mężczyznę, który osunął się w nicość.
Scena znów się rozwiała, ale tym razem zobaczyła tylko te szafirowe drzwi. Przeszła przez nie. Znów znalazła się w  Pierwszej Komnacie. Upadła na ziemię i zaczęła płakać. A więc tak ma wyglądać przyszłość. Wreszcie będzie z Jamesem. Będą mięli dziecko, przepięknego synka, tak podobnego do jej przyszłego męża. To wszystko, o czym marzy będzie jej dane, lecz nie na długo. Los obdarzy ją spełnieniem największego marzenia, a potem odbierze je. Zniszczy. Da im pocieszyć się synem, a potem odbierze im życie, osierocając niewinne dziecko. Czuła, jak drży. Spazmatyczne dreszcze ciągnęły jej drobne ciałko na dno rozpaczy.
Minęło pół godziny i Ruda wytarła oczy. Przestał płakać, bo zwyczajnie zabrakło jej łez. Była wykończona. Jednak nie była pewna, czy chce zobaczyć, co kryje się za drugimi drzwiami. Mimo to podeszła do nich. Były srebrne. Zbudowane jakby z księżycowego pyłu zdawały się świecić kosmicznym blaskiem. Okrągły kształt przywodził na myśl planetę. Opuszczoną , ale majestatycznie piękną. Jak do tych szafirowych, tak i to tych przyczepiona była karteczka:

WCZORAJ
Za mną znajdziesz drugą komnatę,
Ona pomoże odpowiedzieć Ci na jedno pytania.
Musi jednak tyczyć się  przeszłości.
Przypatrz się uważnie temu, co zobaczysz
I rozwiej swe wątpliwości
Podejmij decyzję, a to, co ujrzysz
Pomoże ci odpowiedzieć na twe pytania.
Lecz znów nowych będziesz wiele miała,
Bo przeszłość jest zamglona,
Jak kula szklana
Zawiła i niepojęta
Jak labirynt długi,
I tylko ty będziesz wiedziała, co zrobić.
Gdy przeze mnie będziesz przechodzić,
Głośno wypowiedz pytanie
I zobacz, co się stanie

Lily bardzo zaintrygowało to, co przeczytała, wiec pchnęła drzwi i powiedziała głośno:
-Dlaczego James nagle przestał się za mną uganiać?
Gdy przeszła przez nie, znalazła się na błoniach. Zobaczyła samą siebie. Podeszła i zorientowała się, że jest w piątej klasie. Siedziała jakieś piętnaście minut, a potem usłyszała szelest i pomyślała, że wie, co zraz się zdarzy. Nie myliła się. Chwilę później do Lily z piątego roku podeszło kilkoro Ślizgonów, wśród nich, Bellatrix i Narcyza Black- kuzynki Syriusza.
-No proszę, czy to nie nasza panna szlama?
-Ależ Cyziu, czy nie uważasz, że powinnyśmy dać jej nauczkę?
-Zgadzam się Bello. Co ty na to Lucjuszu-Lucjusz Malfoy był prefektem Ślizgonów. Wysoki i jasnowłosy, był idealnym kandydatem na chłopaka Narcyzy Black (co też bardzo pasowało jej rodzinie, ponieważ państwo Malfoy’owie byli bardzo starą rodziną czarodziejów CZYSTEJ KRWI)
-Myślę, że to znakomity pomysł, co wy na to chłopaki?- Zapytał resztę towarzyszy. Ci nie odpowiedzieli, tylko wyciągnęli różyczki.
Wtedy znikąd pojawił się James, Syriusz i Remus i zaczęli z nimi walczyć. Ona szybko się dołączyła. Pokonali ich bez problemu, choć tamtych było więcej. Szybko podziękowała i odeszła.
No i niby ta scena zniechęciła Jamesa do mnie? Przecież nie raz mnie ratował…
Lecz wtedy zobaczyła, że myliła się, co do tego, że, Huncwoci sobie poszli. Owszem, dwóch z nich tak, ale jeden został. James.
Tylko nie to! On nie mógł TEGO zobaczyć i podsłuchać? A jeśli?
Ogarnęła ją panika. Widziała, co się zdarzy i nie chciała tego widzieć, ale ta dziwna moc, która kazała jej iść, wtedy, za tym mordercą, znów się w niej narodziła. Jakby chciała, żeby to ONA zobaczyła to z punktu obserwatora.
Czy to faktycznie mogło wyglądać na coś więcej?
Wtedy to zobaczyła. Gdy wyszła zza rogu zobaczyła siebie samą rozmawiającą z Billem Boot. Śmiała się do niego. To jedna z rzeczy, których nigdy nie robiła w stosunku do Jamesa. Owszem biła i wyzywała go, miotała w niego różnymi zaklęciami, ale nigdy się do niego nie uśmiechnęła. Teraz zobaczyła wszystko i zrozumiała. Zorientowała się również, że za nią pobiegł ON.
Może chciał mnie dogonić i zaprosić na randkę?
Teraz stał nieruchomo. Była pewna, że tak jak do jej tak i do jego uszu docierała rozmowa Lily z piątego roku i Billa:
-Hej Lily!
-Och! Witaj Bill!
-No to jak, już spakowana?
-Tak… w sumie tak… A ty?
-Ja też… słuchaj ja chciałem…
W tej chwili złapał ją z rękę. Przynamniej tak to wyglądało ze strony obserwatora. Prawda byłą tak, że Boot oddał jej szczęśliwą bransoletką, którą zgubiła jakiś miesiąc temu, a ona uradowana podskoczyła i objęła go.
Ruda wiedziała już, co czuł James. Z tej strony wyglądało to tak: Bill wziął ją za ręką, coś powiedział, ona wrzasnęła i rzuciła się na niego.
W rzeczywistości chciała pocałować go w policzek, tej jednak w ostatniej chwili jakoś tak przekręcił głowę i pocałowała go centralnie w usta.
Wtedy James odwrócił się i poszedł sobie. Nic nie powiedział.
Och! Dlaczego nie poczekał? Wtedy dowiedziałby się cała ta miłość to pomyłka.
A była to prawda, bo gdyby czarnowłosy poczekał, to zobaczyłby jak Lily odpycha niechcianego adoratora, wali go w twarz i odchodzi. Ale Rogacz już tego nie zobaczył, bo odszedł i…. Nagle wszystko zrozumiała.
On ją kochał. Kochał do tego stopnia, że poświęcił swoje uczucie dla jej szczęścia.
No tak. Tak to wyglądało: jakby ona i Boot, byli w sobie zakochani, a ona jest szczęśliwa.
Szczęśliwa???? Przecież to bzdura! Ale przecież widziała, że SAMA rzuciła się na Boota i wrzeszczała ze szczęścia.
Wtedy Ruda zdała sobie sprawę, że jest za bardzo spontaniczna. Potem przypomniała sobie zdanie, które powiedział jej Potter kilka miesięcy temu.
„Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa. Zawsze.”

Słowa te dźwięczały jej w uszach. Zrozumiała, co miał na myśli. To „WSZYSTKO” miało znaczyć JEGO miłość. MIŁOŚĆ, którą poświęcił, aby ona mogła być, z kim chce.
No to akurat mu się nie udało. Przecież ja chcę być z NIM. Tylko on teraz już nie chce, teraz jest z Dafnie.
Gdy o tym pomyślała, rozpłakała się. Gdy gęste łzy spływały jej po policzkach komnatę wypełniła dziwna mgła i nie widziała nic więcej oprócz srebrnych drzwi. Przeszła przez nie i znów zalazła się w Pierwszej Komnacie. Jak przedtem była pusta. Łzy przestały płynąć i podeszła do trzecich drzwi. Te były krwistoczerwone, ozdobione maleńkimi rubinami, które układały się, w nieznane jej, wzory runiczne. Były największe, wysokie i smukłe. Przywodziły na myśl płomyk, którym targał wiatr.  Jak do poprzednich dwóch, tak i do nich była kartka z informacją:

DZIŚ
Jestem komnatą najważniejszą
Bo jestem tobie bliska,
A jednak tak daleka.
We mnie kryje się teraźniejszość
I w tym cała uciecha!
Bo choć żyjesz mną
Wierzysz, że wiesz o mnie wszystko
Nie potrafisz dojrzeć tego
Co ja widzę.
Pytanie zadaj więc sobie
Zapytaj, czy wiesz o mnie wszystko
Bo jestem kręta jak droga
I stroma jak klif
Bezwzględna i niebezpieczna,
Tajemnicza i nieodkryta,
Bo jestem dzisiaj,
Nie wczoraj i nie jutro
Wciąż przy tobie,
Więc powinnaś mnie znać,
Tak jak ja znam ciebie
Gdy przeze mnie przejdziesz
Prześwietlę twoją duszę
Ujrzę serca pragnienie
I opowiem, co się z nim dzieje

Rudą zafascynowało to, co przeczytała. Z drugiej jednak strony nie chciał tam wchodzić.
Co mogę więcej tam zobaczyć? Wiem jak obecnie wygląda moje życie.
Mimo to jeszcze raz przeczytała karteczkę. „Serca pragnienie”.
Co jest moim największym pragnieniem? Zapytał samą siebie i od razu miał gotową odpowiedź. James. Ale co ta komnata może mi pokazać? W chwili, gdy to pomyślała, rubiny z drzwi powypadały i ułożyły się w dwa słowa:
Lily Evans
Przerażona odskoczyła, a kamienie znów powypadały i utworzyły zdanie:
Wiem takie rzeczy, że …
Wtedy przez myśl przeszło jej pytanie, „jakie rzeczy”?
O Jamesie Potterze
Evans odskoczyła i krzyknęła.
Jakie rzeczy?
„o Jamesie Potterze”
To zdanie nie dawało jej spokoju.
Postanowiła.
Wejdzie.
W końcu ta komnata miał rację, co do przeszłości. Ta  sytuacja RZECZYWIŚCIE się zdarzyła. Co do przyszłości nie miała pewności, ale i tak postanowiła pójść.
Powoli otworzyła drzwi i znalazła się w… zakazanym lesie.
Nikogo nie było. Rozejrzała się. Była to niewielka polanka otoczona gęstymi konarami drzew. Ich korony były ciemnozielone i tak ogromne, że prawie całkowicie przysłaniały słonce. Miało to taki rezultat, że na polanie panował półmrok. Ruda nigdy tu nie była, więc nie potrafiła powiedzieć jak daleko znajduje się w głąb lasu. Można zapytać skąd wiedziała, że to akurat Zakazany Las. Nie wiedziała, lecz ta sama siłą, co kazała iść jej za Mordercą, teraz podpowiadała jej, że to właśnie ten las. Nie minęło pięć minut a do jej uszu zaczęły dobiegać jakieś szepty. Po kolejnej minucie na polankę weszli James i Dafnie. Śmiali się. W pewnym momencie Ogden objęła Pottera za szyję i pocałował go.
Gdy Lily to zobaczyła, serce podeszło jej do gardła. Chciał krzyczeć, wrzeszczeć, lecz z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Czy to czary tej komnaty?
W tej chwili zobaczyła, że Dafnie „odkleja się” od Rogacza i wyciąga różdżkę z kieszeni chłopaka. Krótka nią macha, a on mruga i pyta:
-Gdzie ja jestem?- Jego wzrok padł na Ogden- Kim ty jesteś i co je tu robię?
- Jestem Dafnie. Dafnie Ogden-tamta powtórzyła swoje wcześniejsze słowa.- Nie pamiętasz mnie?
-Dzisiaj na korytarzu… hm… wpadłaś na mnie ii… nic więcej nie pamiętam.
-To oczywiste. Wtedy na korytarzu rzuciłam zaklęcie Imperius.
Zarówno Ruda jak i czarnowłosy wytrzeszczyli oczy.
-Co zrobiłaś???
- Crucio…- uśmiechnęła się szyderczo
Lily zobaczyła jak jej ukochany upada na ziemię, skręca się, wije, jednak nie krzyczy. Na jego twarzy malował się ból. Niewyobrażalny ból, który przeszywa go od środka. Kłuje jakby wbijało się niego tysiąc noży. Mimo to z jego ust wydobywały się pojedyncze, ciche jęki. Nic więcej. A ona patrzyła na to i nic nie mogła zrobić. Stała tam i z obłędem na twarzy patrzyła na to. Chciała krzyczeć, rzucić się na dziewczynę, ale Siła kazał jej zostać.
Dlaczego?
W tej chwili czarnowłosa cofnęła klątwę, a Potter odetchnął głęboko. W Rudej obudziła się nadzieja, że go zostawi, da mu spokój. Jednak nie zauważyła dzikiego blasku w oczach dziewczyny. Nie spostrzegła cienia kryjącego się na jej twarzy. Zobaczyła tylko jak unosi różdżkę i kieruje nią w czarnowłosego. Przygotowała się na kolejny atak, ale tym razem to nie nastąpiło. Zamiast tego Rogacz uniósł się w górę, poszybował do drzewa i został do niego przywiązany. Potem nastąpiła cisza. Cisza, która nasycała powietrze grozą. Dafnie zdawała nasycać się tą złowieszczą ciszą. Podniosła głowę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie był to ten nieśmiały uśmieszek, którym obdarzała uczniów Hogwartu. Nie. To był uśmiech szaleńca. Szaleńca, który jest pewny siebie. Bardzo pewny. To właśnie ona przerwała tę ciszę:
-Zawsze dostaje to, co chcę- mówiła szeptem, a mimo to jej każde słowo było napełnione wielką mocą i jakby… groźbą.
 Chłopak uniósł głowę. Spojrzenie miał twarde. Nic nie wskazywało no wcześniejsze tortury. Każdy skrawek skóry był napięty. Gdy jego głos również potoczył się na polance, był inny niż zawsze. Nie było już w nim tej nuty radości czy żartu.
-Czego ode mnie chcesz?
-Czysz to nie oczywiste?
Spojrzała na niego i ich oczy się spotkały. Z jednej strony oczy orzechowe, które zdawały się mówić, że nie widzą, o co chodzi, oczy, w których pojawiało się pytanie. Z drugiej strony oczy niebieskie, rządne krwi. Jednak po chwili ta rządza zniknęła i pojawiło się niedowierzanie.
-Ty nic nie wiesz…
On znów spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Nie było odpowiedzi. Nie naciskał, a ona znów się odezwała:
-Ale to nic… to nawet lepiej…- słowa te bardziej wypowiedziała do siebie, potem spojrzał na niego- wiesz, że nawet upraszczasz sprawę?
Zamilkła. W słabym blasku księżyca była straszniejsza i jeszcze piękniejsza niż zwykle.
-W takim razie załatwimy to inaczej- spojrzała na niego. Jej twarz przybrała dziwny wyraz. Malowało się na niej coś, co ani Ruda, ani James nie potrafili odgadnąć.
-Kochasz tę rudą szlamę?
Jego oczy napełniły się złością:
-Nie nazywaj jej tak! Nie pozwalam!
W tej chwili ona zaśmiała się i zapytała:
-Ty mi czegoś zabronisz? Ty? Crucio!
Potter znów wygiął się łuk. Jego ciało skręcało się z bólu. Tym razem krzyknął. Krótko, przeraźliwie. A ona spojrzała tylko na niego, prychnęła i szepnęła:
-Bolało?
Potem zamilkła. Stała nieruchom straszna w swym gniewie i patrzyła na niego. Zdawało się, że chce coś powiedzieć, ale czeka na odpowiednią chwilę; jakby chciał mieć pewność, że on zrozumie ją od razu. Potem przemówiła, ostrożnie dobierając słowa:
-Opowiem ci cząstkę mojej historii. To uświadomi Cię, że ze mną nie zadziera się. Mi się nie sprzeciwia. A więc dobrze- podniosła oczy i zaczęła mówić- Nigdy się nie skarżyłam. Zawsze byłam spokojną, zrównoważoną jedynaczką. Taka słodka, niewinna i grzeczna, a przynajmniej tak się im zdawało: tym wszystkim nic nieznaczącym ludziom, którzy mnie znali. Znali? O nie. NIKT nigdy mnie nie znał. Zawsze byłam inna. Zawsze chciała być wielka. Dokonać czegoś niezwykłego. I wtedy to się stała. Spotkałam chłopaka. Zakochałam się, a on wolał inną, moja przyjaciółkę. Miłość i przyjaźń? Nie!! One nie istnieją- w jej głosie zaczęła pojawiać się pasja. Traciła panowanie- Ale poradziłam sobie. Wiesz, co zrobiłam? Zabiłam chłopaka i przyjaciółkę. Potem zjawił się ON. Mój Mistrz. Powiedział, że chce mnie mieć w swoich szeregach.  Zgodziłam się, lecz on powiedział, że musi mnie sprawdzić. Kazał zabić mi rodziców. Zrobiłam to- mówiła to spokojnie. Tak spokojnie, jakby opowiadała o pogodzie, a nie o zabójstwach. Spojrzała na niego i zapytała- Teraz widzisz? Ze mną nie ma żartów. Zrobisz, co każę.
-Nie!- Padła odpowiedź
-Jesteś głupcem Jamesie Potterze. Czyż przed chwilą nie udowodniła, że ze mną się nie zadziera?
-Nie boję się śmierci!
-Ależ naturalnie; lecz nie masz, czego się bać. Ciebie nie zabiję. Jesteś potrzebny Czarnemu Panu. Posłużę się inną bronią. Widzisz, ja znam twoją słabość. Nie wygrasz. Nie ze mną. Jeśli nie będziesz posłuszny, rzucę zaklęcie Imperius, ale to nie będzie potrzebne. Będziesz robił, co każę. Zobaczysz.
-Skąd ta pewność?
-Bo inaczej zabiję Lily Evans…
 ______________________________________
*sytuacja (śmierć Potterów) zaczerpnięta z książki „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, str. 355 (cz. 1 rozdziału)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz