Ostatnie dnie września były jeszcze ciepłe,
jednak, gdy zwolnił on miejsce październikowi już z samego rana wiał silny i
chłodny wiatr. Niegdyś kolorowe liście powoli opadały i pozwalały mu „nieść”
się po błoniach. Trawa pożółkła. Zdawałoby się, że wszystkie zwierzęta i
rośliny poddały się w walce z tym wiatrem i zimnem. Było jednak coś, co
dodawało im otuchy. Słońce. Każdego rana wstawało coraz później, ale wciąż
świeciło najjaśniej jak tylko mogło. Ogrzewało zziębnięte zwierzęta. Pozwalało
kwiatom nacieszyć się swoim blaskiem. Podnosiło na duchu nie tylko całą naturę,
ale i tych, którzy uczęszczali do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Błonia były zatłoczone uczniami, którzy chcieli nacieszyć się ostatnimi
ciepłymi promieniami słonecznymi.
Cały zamek wrócił do swojego stałego rytmu,
wydawałoby się, że nic się nie zmieniło. Czy na pewno?
Gdyby zajrzeć w głąb tej uczniowskiej gwary
odnaleźlibyśmy sześć osób siedzących nad jeziorem.
Remus Lupin usiadł w na trawie, otworzył
książkę i swoim zwyczajem uczył się. Syriusz Black, z dziwnym blaskiem w oku,
wpatrywał się w Severusa Snape’a, nie zauważając, że oczy Dorcas Meadowes
wpatrzone są w niego. James Potter rozłożył się wygodnie na trawie i bawił się
zniczem. O jego kolana oparta była Dafnie Ogden. Peter Pettigrew wpatrzony był
w złotą piłeczkę, której udawało się ulecieć tylko niewielki kawałek, bo
zręczne dłonie Rogacza natychmiast ją łapały.
Z początku takie ustawienie Dafnie nie było
przyjmowane przez uczniów. Konkretniej przez uczennice, bo chociaż dawniej
James i tak nie zwracał na nie uwagi, to przynajmniej był wolny. Każda miała
nadzieję, że wreszcie da sobie spokój „z tą całą Evans”. Ich życzenie spełniło
się, lecz na krótko. Nie minęły 2 tygodnie jak ich ukochany związał się z nową
dziewczyną, a trzeba też wspomnieć, że była bardzo ładna. Z czasem musiały się
jednak do tego przyzwyczaić i znów wielbić go z daleka.
Z wyboru nowej dziewczyny Rogacza nie byli
też zadowoleni jego współlokatorzy. A zaczęło się tak:
Po całym zdarzeniu na korytarzu, Rogacz wraz z Dafnie,
poszli na błonia i siedzieli tam mniej
więcej trzy godziny. Gdy wrócili Potter obwieścił:
-Wiecie, chyba się zakochałem
-CO???- Połączone głosy Syriusz, Dorcas, Remusa i Petera
potoczyły się po dormitorium
-Oj! Wy to wszystko potraficie zepsuć…, ale Dafnie jest
cudowna…
Niecałe dwa dni później oznajmił im, że chodzi z „tą całą
Ogden”. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Pewnego dnia nawet zrobili sobie
listę:
LISTA
RZECZY PRZESZKADZAJĄCYCH NAM W TYM, ŻE DAFNIE JEST NOWĄ DZIEWCZYNĄ ROGACZA:
1. James Potter oddala się od nas:
a)
Nie
ma ochoty do żartów,
b)
Ciągle
błądzi gdzieś myślami (znaczy się jest nieobecny)
c)
Nie
je [no tak Glizdek to najważniejsze;)]
2. Dafnie gra w drużynie Quidditcha (nie
rozumiem, co w tym złego, jak to, co ROZPRASZA JAMESA, acha)
3. Zapomniał o urodzinach Glizdka (jak on mógł)
4. Opuścił się w nauce (oczywiście poza
transmutacją, wiesz, co mam na myśli Luniak, och zamknij się, no i poza obroną
przed czarną magią i zaklęciami – też mi wielka nowość)
5. Prawie zgubił mapę huncwotów (jaką mapę??????
GLIZDEK Sieć CICHO)
6. Poplamił sokiem dyniowym moje nowe spodnie (oj
przestań to niej takie istotne, wręcz przeciwnie TO JEST BARDZO ISTOTNE)
Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Dorcas
Od
tego czasu Rogacz coraz więcej czasu spędza z Dafnie i jak dotąd nic nie
zapowiada, że się zmieni…
Właśnie w tej chwili Potter powiedział:
-Dafnie, Dor, Łapa idziemy na trening!
Oni, choć niechętnie, wstali i poszli za nim.
*
Gdybyśmy rozejrzeli się jeszcze uważniej
zauważylibyśmy trzy dziewczyny siedzące pod drzewem. Jedna rudowłosa, czytająca
książkę, druga blond włosa, oparta o pień i trzecia orzechowo włosa, siedząc
odrobinę dalej. Właśnie tak było od jakiegoś już czasu: Hestia siedział trochę
dalej od swoich koleżanek, Ann po prostu wypoczywała, a Lily czytała coraz to
nowe książki. Nauka była jej jedyną pociechą, gdy czytała zapominała o
problemach. W tej chwili miała ich sporo.
Właśnie zrobiła sobie przerwę, podniosła
głowę i znów ich zobaczyła. Serce gwałtownie wywinęło jej koziołka. Szli sobie
tam: szczęśliwi, trzymający się za ręce. Nie mogła na nich patrzeć. Powiedziała
Ann, że musi iść do biblioteki i pobiegła do szkoły. Biegła i biegła, lecz nie
wiedziała gdzie. W końcu znalazła się na siódmym piętrze. Korytarz była pusty.
Usiadła pod ścianą i zaczęła płakać. Dlaczego?
Dlaczego nie mogę poznać odpowiedzi? Potrzebne mi są odpowiedzi dotyczące
Jamesa. Gdy tylko o tym pomyślała, na przeciwległej ścianie pojawiły się
niewielkie drzwi. Wrzasnęła. Nie była pewna, czy one były już tu, gdy przyszła.
Podeszła do nich i lekko nacisnęła na klamkę. Jej oczą ukazała się niewielka
komnata. Był w niej tylko ogromny kryształowy żyrandol i troje drzwi. Podłoga
połyskiwała nieznanym jej lakierem. Ściany otaczała przedziwna mgła, która
nadawała pomieszczeniu blasku i tajemniczości. Oczarowana tym widokiem podeszła
do najmniejszych. Były szafirowe o zwykłym, prostokątnym kształcie. Na nich
można było dostrzec delikatne rzeźbione listki jaśminu, wraz z jego kwiatami
usnutymi z mgły. Do nich przybita był krateczka o następującej treści:
JUTRO
Za
mną znajdziesz komnatę,
Jest
jednak ze wszystkich najmniej wartościowa.
Kryje
tajemnice przyszłości.
Pozna
twoje największe marzenie
I
pokarze, co stanie się z nim za kilka lat.
Pamiętaj
jednak:
Ujrzysz
tam odzwierciedlenie samej siebie,
Czyli
twoje pragnienie,
Więc
ostrożna bądź
I
z tego, co zobaczysz przemyśleń nabądź,
Bo
przyszłość burzliwa jest, niepewna,
Więc nie bądź siebie taka pewna.
Spróbuj
odgadnąć, jaka rolę
W
przyszłości tej będziesz miała,
A
przechodząc przez mnie
Swe
pragnienie wypowiedz cicho, bezimiennie…
Ruda przeszła przez drzwi, a w głowie miała
tylko jedno słowo. James. Chciała go
zobaczyć w przyszłości. Dowiedzie się, co będzie z nim i czy kiedyś będą razem.
Gdy weszła ujrzała kołyskę. Podeszła do niej. Spał tam mały chłopczyk. Miał
gęste czarne włoski i uśmiechał się przez sen. Był identyczny jak Rogacz.
Zdziwiła się. Czy za tymi drzwiami nie
miał być przyszłość? A teraz, co? Przecież to jest MAŁY James a nie James z
przyszłości! Jej wątpliwości rozwiało pojawienie się mężczyzny. Wszedł
przez drzwi. Miał orzechowe oczy, orli nos i tą rozczochraną czuprynę czarnych
włosów. Od razu rozpoznała w nim Jamesa. A wiec ten mały to nowe pokolenie Potterów…
Tymczasem dorosły pan Potter podszedł do kołyski, spojrzał na syna i uśmiechnął
się. Wtedy mały otworzył oczy, a Lily aż stanęła. Przecież to dziecko ma JEJ oczy. Ale czy na pewno? Przecież to jeszcze
niemowlę, im kolor tęczówek jeszcze się zmienia. Nie mogła jednak oprzeć
się myśli, że to JEJ synek. Jej i JAMESA. ICH dziecko. Potem Rogacz
nachylił się nad małym i szepnął:
-Jak się miewa moje szczęście?
Dziecko uśmiechnęło się i wyciągnęło ręce, a
on uśmiechnął się i zapytał:
-Głodny?- Wziął je na ręce- zaraz mama cię
nakarmi, tylko musimy ją poszukać. Chłopczyk zakwilił cichutko, ale w jego
oczkach pojawiło się przywiązanie.
Scena zmieniał się.
Stała w jakimś korytarzu. Usłyszała
skrzypnięcie furtki i po pięciu sekundach ktoś wszedł do domu. Była to postać w
czarnej szacie, z kapturem na głowie, więc nie widziała twarzy. Przez myśl
przeszło jej, że to na pewno Syriusz ukrywa się tak, by wystraszyć malca, bo,
choć nie wiedziała na pewno, wydawało jej się, że to ten sam dom, w którym była
przed chwilą. W tej chwili po schodach zszedł roześmiany James, gdy ujrzał
nieznajomego, uśmiech zszedł z jego twarzy i krzyknął:
-Lily- a jej serce aż podskoczyło. A więc to
jest ICH syn, lecz i jej uśmiech szybko zszedł, gdy usłyszała, co będzie dalej-
bierz Harry’ego i uciekaj! To on! Idź! Uciekaj! Ja go zatrzymam…
Błysnęło zielone światło i James upadł martwy
na ziemię, a krzyk Lily Evans połączył się z krzykiem Lily Potter. Po jej
policzkach popłynęły łzy. Serce drgnęło, gdy jego druga połówka umarła i rozsypało
się w proch. Chciała podejść do niego, wziąć w objęcia. Nie było to jednak jej
dane. Poczuła jak sunie po schodach. Było to silniejsze od niej. Coś kazało jej
iść za mordercą jej ukochanego. Usłyszała, że ktoś barykaduje drzwi. Czyżby to ja sama? Nieznajomy otworzył
drzwi jednym machnięciem różdżki. Lily ujrzała samą siebie, stojącą z tym samym
dzieckiem, które wcześniej widziała u Rogacza (ale teraz miało ok. roku).
Trzymała jej w ramionach. Na widok mężczyzny wrzuciła dziecko do kołyski
stojącej za nią i zasłoniła syna.
-Nie Harry, błagam, tylko nie Harry!-
Usłyszała swój przerażony głos
-Odsuń się, głupia… odsuń się, i to już…-
jego głos był wysoki, zimny i przypominał syk węża
-Nie Harry, błagam, weź mnie, zabij mnie
zamiast niego…
-To ostatnie ostrzeżenie…
-Nie Harry! Błagam… zlituj się… zlituj… Nie
Harry! Nie Harry! Błagam… zrobię wszystko…
-Odsuń się… odsuń się, dziewczyno…
Ruda ujrzała w swojej twarzy mieszaninę
uczuć. Dominował strach (o syna) i determinacja. Widziała również dziwne
wyzwanie. Niedane było jej się zastanowić. Zobaczyła jak czarna postać unosi
różdżkę, błyska zielone światło i ona także upada martwa na podłogę. Następnie
zamachowca skierował różdżkę na dziecko. Ruda stała. Nie miała pojęcia, co
robić. Zanim zastanowiła się, znów
usłyszała ten zimny głos i po raz trzeci pokój wypełniło zielone światło.
Jednak zaklęcie nie zabiło jej syna. Nie. Odbiło się od niego i trafiło w
mężczyznę, który osunął się w nicość.
Scena znów się rozwiała, ale tym razem
zobaczyła tylko te szafirowe drzwi. Przeszła przez nie. Znów znalazła się w Pierwszej Komnacie. Upadła na ziemię i zaczęła
płakać. A więc tak ma wyglądać przyszłość.
Wreszcie będzie z Jamesem. Będą mięli dziecko, przepięknego synka, tak
podobnego do jej przyszłego męża. To wszystko, o czym marzy będzie jej dane,
lecz nie na długo. Los obdarzy ją spełnieniem największego marzenia, a potem
odbierze je. Zniszczy. Da im pocieszyć się synem, a potem odbierze im życie,
osierocając niewinne dziecko. Czuła, jak drży. Spazmatyczne dreszcze
ciągnęły jej drobne ciałko na dno rozpaczy.
Minęło pół godziny i Ruda wytarła oczy.
Przestał płakać, bo zwyczajnie zabrakło jej łez. Była wykończona. Jednak nie
była pewna, czy chce zobaczyć, co kryje się za drugimi drzwiami. Mimo to
podeszła do nich. Były srebrne. Zbudowane jakby z księżycowego pyłu zdawały się
świecić kosmicznym blaskiem. Okrągły kształt przywodził na myśl planetę.
Opuszczoną , ale majestatycznie piękną. Jak do tych szafirowych, tak i to tych
przyczepiona była karteczka:
WCZORAJ
Za
mną znajdziesz drugą komnatę,
Ona
pomoże odpowiedzieć Ci na jedno pytania.
Musi
jednak tyczyć się przeszłości.
Przypatrz
się uważnie temu, co zobaczysz
I
rozwiej swe wątpliwości
Podejmij
decyzję, a to, co ujrzysz
Pomoże
ci odpowiedzieć na twe pytania.
Lecz
znów nowych będziesz wiele miała,
Bo
przeszłość jest zamglona,
Jak
kula szklana
Zawiła
i niepojęta
Jak
labirynt długi,
I
tylko ty będziesz wiedziała, co zrobić.
Gdy
przeze mnie będziesz przechodzić,
Głośno
wypowiedz pytanie
I
zobacz, co się stanie
Lily bardzo zaintrygowało to, co przeczytała,
wiec pchnęła drzwi i powiedziała głośno:
-Dlaczego James nagle przestał się za mną
uganiać?
Gdy przeszła przez nie, znalazła się na
błoniach. Zobaczyła samą siebie. Podeszła i zorientowała się, że jest w piątej
klasie. Siedziała jakieś piętnaście minut, a potem usłyszała szelest i
pomyślała, że wie, co zraz się zdarzy. Nie myliła się. Chwilę później do Lily z
piątego roku podeszło kilkoro Ślizgonów, wśród nich, Bellatrix i Narcyza Black-
kuzynki Syriusza.
-No proszę, czy to nie nasza panna szlama?
-Ależ Cyziu, czy nie uważasz, że powinnyśmy
dać jej nauczkę?
-Zgadzam się Bello. Co ty na to
Lucjuszu-Lucjusz Malfoy był prefektem Ślizgonów. Wysoki i jasnowłosy, był
idealnym kandydatem na chłopaka Narcyzy Black (co też bardzo pasowało jej
rodzinie, ponieważ państwo Malfoy’owie byli bardzo starą rodziną czarodziejów
CZYSTEJ KRWI)
-Myślę, że to znakomity pomysł, co wy na to
chłopaki?- Zapytał resztę towarzyszy. Ci nie odpowiedzieli, tylko wyciągnęli
różyczki.
Wtedy znikąd pojawił się James, Syriusz i
Remus i zaczęli z nimi walczyć. Ona szybko się dołączyła. Pokonali ich bez
problemu, choć tamtych było więcej. Szybko podziękowała i odeszła.
No
i niby ta scena zniechęciła Jamesa do mnie? Przecież nie raz mnie ratował…
Lecz wtedy zobaczyła, że myliła się, co do
tego, że, Huncwoci sobie poszli. Owszem, dwóch z nich tak, ale jeden został.
James.
Tylko
nie to! On nie mógł TEGO zobaczyć i podsłuchać? A jeśli?
Ogarnęła ją panika. Widziała, co się zdarzy i
nie chciała tego widzieć, ale ta dziwna moc, która kazała jej iść, wtedy, za
tym mordercą, znów się w niej narodziła. Jakby chciała, żeby to ONA zobaczyła
to z punktu obserwatora.
Czy
to faktycznie mogło wyglądać na coś więcej?
Wtedy to zobaczyła. Gdy wyszła zza rogu
zobaczyła siebie samą rozmawiającą z Billem Boot. Śmiała się do niego. To jedna
z rzeczy, których nigdy nie robiła w stosunku do Jamesa. Owszem biła i wyzywała
go, miotała w niego różnymi zaklęciami, ale nigdy się do niego nie uśmiechnęła.
Teraz zobaczyła wszystko i zrozumiała. Zorientowała się również, że za nią
pobiegł ON.
Może
chciał mnie dogonić i zaprosić na randkę?
Teraz stał nieruchomo. Była pewna, że tak jak
do jej tak i do jego uszu docierała rozmowa Lily z piątego roku i Billa:
-Hej Lily!
-Och! Witaj Bill!
-No to jak, już spakowana?
-Tak… w sumie tak… A ty?
-Ja też… słuchaj ja chciałem…
W tej chwili złapał ją z rękę. Przynamniej
tak to wyglądało ze strony obserwatora. Prawda byłą tak, że Boot oddał jej
szczęśliwą bransoletką, którą zgubiła jakiś miesiąc temu, a ona uradowana
podskoczyła i objęła go.
Ruda wiedziała już, co czuł James. Z tej
strony wyglądało to tak: Bill wziął ją za ręką, coś powiedział, ona wrzasnęła i
rzuciła się na niego.
W rzeczywistości chciała pocałować go w
policzek, tej jednak w ostatniej chwili jakoś tak przekręcił głowę i pocałowała
go centralnie w usta.
Wtedy James odwrócił się i poszedł sobie. Nic
nie powiedział.
Och!
Dlaczego nie poczekał? Wtedy dowiedziałby się cała ta miłość to pomyłka.
A była to prawda, bo gdyby czarnowłosy
poczekał, to zobaczyłby jak Lily odpycha niechcianego adoratora, wali go w
twarz i odchodzi. Ale Rogacz już tego nie zobaczył, bo odszedł i…. Nagle
wszystko zrozumiała.
On ją kochał. Kochał do tego stopnia, że
poświęcił swoje uczucie dla jej szczęścia.
No tak. Tak to wyglądało: jakby ona i Boot,
byli w sobie zakochani, a ona jest szczęśliwa.
Szczęśliwa????
Przecież to bzdura! Ale przecież widziała, że SAMA rzuciła się na Boota i
wrzeszczała ze szczęścia.
Wtedy Ruda zdała sobie sprawę, że jest za
bardzo spontaniczna. Potem przypomniała sobie zdanie, które powiedział jej
Potter kilka miesięcy temu.
„Zrobię
wszystko, abyś była szczęśliwa. Zawsze.”
Słowa te dźwięczały jej w uszach. Zrozumiała,
co miał na myśli. To „WSZYSTKO” miało znaczyć JEGO miłość. MIŁOŚĆ, którą poświęcił,
aby ona mogła być, z kim chce.
No
to akurat mu się nie udało. Przecież ja chcę być z NIM. Tylko on teraz już nie
chce, teraz jest z Dafnie.
Gdy o tym pomyślała, rozpłakała się. Gdy
gęste łzy spływały jej po policzkach komnatę wypełniła dziwna mgła i nie
widziała nic więcej oprócz srebrnych drzwi. Przeszła przez nie i znów zalazła
się w Pierwszej Komnacie. Jak przedtem była pusta. Łzy przestały płynąć i
podeszła do trzecich drzwi. Te były krwistoczerwone, ozdobione maleńkimi
rubinami, które układały się, w nieznane jej, wzory runiczne. Były największe,
wysokie i smukłe. Przywodziły na myśl płomyk, którym targał wiatr. Jak do poprzednich dwóch, tak i do nich była
kartka z informacją:
DZIŚ
Jestem
komnatą najważniejszą
Bo
jestem tobie bliska,
A
jednak tak daleka.
We
mnie kryje się teraźniejszość
I
w tym cała uciecha!
Bo
choć żyjesz mną
Wierzysz,
że wiesz o mnie wszystko
Nie
potrafisz dojrzeć tego
Co
ja widzę.
Pytanie
zadaj więc sobie
Zapytaj,
czy wiesz o mnie wszystko
Bo
jestem kręta jak droga
I
stroma jak klif
Bezwzględna
i niebezpieczna,
Tajemnicza
i nieodkryta,
Bo
jestem dzisiaj,
Nie
wczoraj i nie jutro
Wciąż
przy tobie,
Więc
powinnaś mnie znać,
Tak
jak ja znam ciebie
Gdy
przeze mnie przejdziesz
Prześwietlę
twoją duszę
Ujrzę
serca pragnienie
I
opowiem, co się z nim dzieje
Rudą zafascynowało to, co przeczytała. Z
drugiej jednak strony nie chciał tam wchodzić.
Co
mogę więcej tam zobaczyć? Wiem jak obecnie wygląda moje życie.
Mimo to jeszcze raz przeczytała karteczkę. „Serca pragnienie”.
Co
jest moim największym pragnieniem? Zapytał samą siebie i od razu miał gotową
odpowiedź. James. Ale co ta komnata może
mi pokazać? W chwili, gdy to pomyślała, rubiny z drzwi powypadały i ułożyły
się w dwa słowa:
Lily
Evans
Przerażona odskoczyła, a kamienie znów
powypadały i utworzyły zdanie:
Wiem
takie rzeczy, że …
Wtedy przez myśl przeszło jej pytanie, „jakie
rzeczy”?
O
Jamesie Potterze
Evans
odskoczyła i krzyknęła.
Jakie rzeczy?
„o Jamesie Potterze”
To
zdanie nie dawało jej spokoju.
Postanowiła.
Wejdzie.
W końcu ta komnata miał rację, co do
przeszłości. Ta sytuacja RZECZYWIŚCIE
się zdarzyła. Co do przyszłości nie miała pewności, ale i tak postanowiła
pójść.
Powoli
otworzyła drzwi i znalazła się w… zakazanym lesie.
Nikogo nie było. Rozejrzała się. Była to
niewielka polanka otoczona gęstymi konarami drzew. Ich korony były ciemnozielone
i tak ogromne, że prawie całkowicie przysłaniały słonce. Miało to taki rezultat,
że na polanie panował półmrok. Ruda nigdy tu nie była, więc nie potrafiła
powiedzieć jak daleko znajduje się w głąb lasu. Można zapytać skąd wiedziała, że
to akurat Zakazany Las. Nie wiedziała, lecz ta sama siłą, co kazała iść jej za
Mordercą, teraz podpowiadała jej, że to właśnie ten las. Nie minęło pięć minut
a do jej uszu zaczęły dobiegać jakieś szepty. Po kolejnej minucie na polankę
weszli James i Dafnie. Śmiali się. W pewnym momencie Ogden objęła Pottera za
szyję i pocałował go.
Gdy Lily to zobaczyła, serce podeszło jej do
gardła. Chciał krzyczeć, wrzeszczeć, lecz z jej gardła nie wydobył się żaden
dźwięk.
Czy
to czary tej komnaty?
W tej chwili zobaczyła, że Dafnie „odkleja
się” od Rogacza i wyciąga różdżkę z kieszeni chłopaka. Krótka nią macha, a on
mruga i pyta:
-Gdzie ja jestem?- Jego wzrok padł na Ogden- Kim
ty jesteś i co je tu robię?
- Jestem Dafnie. Dafnie Ogden-tamta
powtórzyła swoje wcześniejsze słowa.- Nie pamiętasz mnie?
-Dzisiaj na korytarzu… hm… wpadłaś na mnie
ii… nic więcej nie pamiętam.
-To oczywiste. Wtedy na korytarzu rzuciłam
zaklęcie Imperius.
Zarówno Ruda jak i czarnowłosy wytrzeszczyli
oczy.
-Co zrobiłaś???
- Crucio…- uśmiechnęła się szyderczo
Lily zobaczyła jak
jej ukochany upada na ziemię, skręca się, wije, jednak nie krzyczy. Na jego
twarzy malował się ból. Niewyobrażalny ból, który przeszywa go od środka. Kłuje
jakby wbijało się niego tysiąc noży. Mimo to z jego ust wydobywały się
pojedyncze, ciche jęki. Nic więcej. A ona patrzyła na to i nic nie mogła
zrobić. Stała tam i z obłędem na twarzy patrzyła na to. Chciała krzyczeć,
rzucić się na dziewczynę, ale Siła kazał jej zostać.
Dlaczego?
W tej chwili
czarnowłosa cofnęła klątwę, a Potter odetchnął głęboko. W Rudej obudziła się
nadzieja, że go zostawi, da mu spokój. Jednak nie zauważyła dzikiego blasku w
oczach dziewczyny. Nie spostrzegła cienia kryjącego się na jej twarzy.
Zobaczyła tylko jak unosi różdżkę i kieruje nią w czarnowłosego. Przygotowała
się na kolejny atak, ale tym razem to nie nastąpiło. Zamiast tego Rogacz uniósł
się w górę, poszybował do drzewa i został do niego przywiązany. Potem nastąpiła
cisza. Cisza, która nasycała powietrze grozą. Dafnie zdawała nasycać się tą
złowieszczą ciszą. Podniosła głowę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie
był to ten nieśmiały uśmieszek, którym obdarzała uczniów Hogwartu. Nie. To był
uśmiech szaleńca. Szaleńca, który jest pewny siebie. Bardzo pewny. To właśnie
ona przerwała tę ciszę:
-Zawsze dostaje
to, co chcę- mówiła szeptem, a mimo to jej każde słowo było napełnione wielką
mocą i jakby… groźbą.
Chłopak uniósł głowę. Spojrzenie miał twarde.
Nic nie wskazywało no wcześniejsze tortury. Każdy skrawek skóry był napięty.
Gdy jego głos również potoczył się na polance, był inny niż zawsze. Nie było
już w nim tej nuty radości czy żartu.
-Czego ode mnie
chcesz?
-Czysz to nie
oczywiste?
Spojrzała na niego
i ich oczy się spotkały. Z jednej strony oczy orzechowe, które zdawały się
mówić, że nie widzą, o co chodzi, oczy, w których pojawiało się pytanie. Z
drugiej strony oczy niebieskie, rządne krwi. Jednak po chwili ta rządza
zniknęła i pojawiło się niedowierzanie.
-Ty nic nie wiesz…
On znów spojrzał
na nią pytającym wzrokiem. Nie było odpowiedzi. Nie naciskał, a ona znów się
odezwała:
-Ale to nic… to
nawet lepiej…- słowa te bardziej wypowiedziała do siebie, potem spojrzał na
niego- wiesz, że nawet upraszczasz sprawę?
Zamilkła. W słabym
blasku księżyca była straszniejsza i jeszcze piękniejsza niż zwykle.
-W takim razie
załatwimy to inaczej- spojrzała na niego. Jej twarz przybrała dziwny wyraz.
Malowało się na niej coś, co ani Ruda, ani James nie potrafili odgadnąć.
-Kochasz tę rudą
szlamę?
Jego oczy napełniły
się złością:
-Nie nazywaj jej
tak! Nie pozwalam!
W tej chwili ona
zaśmiała się i zapytała:
-Ty mi czegoś
zabronisz? Ty? Crucio!
Potter znów wygiął
się łuk. Jego ciało skręcało się z bólu. Tym razem krzyknął. Krótko,
przeraźliwie. A ona spojrzała tylko na niego, prychnęła i szepnęła:
-Bolało?
Potem zamilkła.
Stała nieruchom straszna w swym gniewie i patrzyła na niego. Zdawało się, że
chce coś powiedzieć, ale czeka na odpowiednią chwilę; jakby chciał mieć
pewność, że on zrozumie ją od razu. Potem przemówiła, ostrożnie dobierając
słowa:
-Opowiem ci
cząstkę mojej historii. To uświadomi Cię, że ze mną nie zadziera się. Mi się
nie sprzeciwia. A więc dobrze- podniosła oczy i zaczęła mówić- Nigdy się nie
skarżyłam. Zawsze byłam spokojną, zrównoważoną jedynaczką. Taka słodka,
niewinna i grzeczna, a przynajmniej tak się im zdawało: tym wszystkim nic
nieznaczącym ludziom, którzy mnie znali. Znali? O nie. NIKT nigdy mnie nie
znał. Zawsze byłam inna. Zawsze chciała być wielka. Dokonać czegoś niezwykłego.
I wtedy to się stała. Spotkałam chłopaka. Zakochałam się, a on wolał inną, moja
przyjaciółkę. Miłość i przyjaźń? Nie!! One nie istnieją- w jej głosie zaczęła
pojawiać się pasja. Traciła panowanie- Ale poradziłam sobie. Wiesz, co
zrobiłam? Zabiłam chłopaka i przyjaciółkę. Potem zjawił się ON. Mój Mistrz.
Powiedział, że chce mnie mieć w swoich szeregach. Zgodziłam się, lecz on powiedział, że musi
mnie sprawdzić. Kazał zabić mi rodziców. Zrobiłam to- mówiła to spokojnie. Tak
spokojnie, jakby opowiadała o pogodzie, a nie o zabójstwach. Spojrzała na niego
i zapytała- Teraz widzisz? Ze mną nie ma żartów. Zrobisz, co każę.
-Nie!- Padła
odpowiedź
-Jesteś głupcem
Jamesie Potterze. Czyż przed chwilą nie udowodniła, że ze mną się nie zadziera?
-Nie boję się
śmierci!
-Ależ naturalnie;
lecz nie masz, czego się bać. Ciebie nie zabiję. Jesteś potrzebny Czarnemu
Panu. Posłużę się inną bronią. Widzisz, ja znam twoją słabość. Nie wygrasz. Nie
ze mną. Jeśli nie będziesz posłuszny, rzucę zaklęcie Imperius, ale to nie
będzie potrzebne. Będziesz robił, co każę. Zobaczysz.
-Skąd ta pewność?
-Bo inaczej zabiję
Lily Evans…
______________________________________
*sytuacja (śmierć Potterów) zaczerpnięta z
książki „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, str. 355 (cz. 1 rozdziału)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz