niedziela, 15 lipca 2012

4. Gryfonka


Czy można zmusić kogoś do miłości? Wskazać palcem osobę i powiedzieć „to ta jedyna”? Wydawać by się mogło, że nie. Ale nie zapominajcie, że to świat magii. Rzeczywistość, w której zwykły człowiek staje się, na cóż… niezwykły.  Ale ta rzeczywistość powoli zanika. Ucieka z niej miłość. Zło zaczyna przejmować kontrole. Także nad tym niezwykłym uczuciem zwanym miłością… James Potter zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział też, że każda dziewczyna z jego fanklubu nigdy nie obdarzyła go szczerym i czystym uczuciem. Wszystko była na pokaz. On nienawidził sztuczności. Ale szczerość również potrafiła być okrutna. Prawie tak, jak życie. Niestety największe zło miało dopiero nastąpić.  Czuł to w każdej kropli jesiennego deszczu, w każdym podmuchu wrześniowego wietrzyku, w każdym promyku zaspanego słońca. W powietrzu, które ciasno oplatało każdego, chcąc go ostrzec. I w całej naturze, dającej słabe sygnały tej dziwnej anomalii.
Przeczesał włosy i westchnął.  Koszmary nie dawały mu zasnąć. Nocami próbował zrozumieć. A to nie było łatwe. Czyżby coś groziło jego matce?
Nie rozumiał. Próbował, jednak czuł, że jego własne życie powoli zaczyna iść własnym torem i wcale nie zamierza informować go o ważnych zmianach. Czuł się taki bezsilny… Słaby…
Zamknął oczy i oparł gorące czoło o szybę. Zimne szkło dawało ukojenie. Powoli uspokajał się, oddając ciało w objęcia Morfeusza. Nie, ten chłopak nie mógł wiedzieć co go czeka. Owszem, był uzdolniony wszechstronnie, ale to nie wystarczyło. Nie mógł ujrzeć swojej przyszłości… tylko, czy to by coś dało? Nie… Jego natura nie obawia się śmierci… nie swojej…
***
W pokoju panowała cisza. Wypełniała każdy jego kąt, każdy najmniejszy zakątek. Chociaż była tu trójka młodych, zwykle rozgadanych, czarownic, to ona panowała nad wszystkim. Jednak po chwili, ktoś odważył się jej sprzeciwić. Po dormitorium potoczyło się echo stukania do drewnianych drzwi. Ów przybysz nie czekał na odpowiedź. Wszedł do środka. Torba unosiła się na wysokości bioder dziewczyny, zapewnie sterowna za pomocą różdżki, której jednak nie było widać. Podeszła do wolnego łóżka i ułożyła tam swoje rzeczy. W pewnym momencie lekko drgnęła, jakby sobie o czymś przypomniała. Odwróciła się.
- Cześć! Jestem Dafne Ogden, wasza nowa współlokatorka.
Jej uroda zdawała się olśniewać każdego. Było w niej coś mrocznego i tajemniczego. Emanowała  z niej siła, choć jednocześnie miało się wrażenie, że jest zagubiona. Czarne włosy gładko opływały jej twarz, by końcówkami lekko muskać jej ramiona. Ciemne oczy, okryte kaskadą długich rzęs patrzyły z trudnym do opisania uczuciem. Czy była to litość? A może żal i... nienawiść. Tak... jej oczy były wielką zagadką. Nad nimi widniały ostro zarysowane brwi, zastygłe w pozycji dziwnej ironii ze świata. Jednak to jej usta zwracały największą uwagę. Ich głęboka, krwista czerwień kłóciła się z bladością jej twarzy. Kąciki warg, delikatnie zagięte w dół, dodawały jej dziwnej zmysłowości. Krótka spódniczka uwydatniała długie nogi, a mundurek przylegał do dobrze zbudowanego ciała… W skrócie można powiedzieć, że była bardzo ładna.
Dziewczyny wytrzeszczyły oczy. Teraz wszystko się urzeczywistni. Dorcas zamieszka u chłopaków a ta czarnowłosa piękność u nich. Zdawała się być miła. Wszystkie pomyślały, że kiedyś w przyszłości mogą ją polubić, ale teraz? Teraz była jakby nowym rozdziałem w książce opisującej ich życie. Była nowa, co nie znaczy, że inna. Miała pomóc im otrząsnąć się po stracie przyjaciółki, wejść na jej miejsce. Ale czy to możliwe? W raz z nią zamykał się też rozdział zatytułowany „Dorcas przyjaciółką”. Nie wiedziały jak długi będzie ten rozdział. Może już do końca książki, może tylko do połowy, a może tylko kilka kartek. Parę nic nieznaczących stron. Ale czy na pewno?
                                                   ***
Tymczasem w Pokoju Wspólnym panowała wesoła atmosfera.
Kolejna fala śmiechu zdawała sie rozsadzać pomieszczenie. Jedni śmieli się, zapominając o Bożym świecie, inni pozwolili sobie tylko na nikły uśmiech. Była też grupka dziewcząt, która śmiałą się sztucznie i trzepotała zalotnie rzęsami… Możecie się zapytać, kto sprawił, że wszyscy Gryfoni zebrali się przy kominku i śmieją się?  Wtedy ja odpowiem, nie domyślacie się? Ma czarne, półdługie włosy, które z nonszalancją opadają mu na czoło. I zimne, szare oczy, z którymi tęskni pół szkoły. I ten uśmiech… wspomniałam już, że jest uważany za najprzystojniejszego chłopka w Hogwarcie? Syriusz Black siedział otoczony przez kolegów ze swojego domu i opowiadał im jedną z ich przygód.
Do ogólnej radości nie przyłączał się tylko… James Potter. Potrzebował czasu na namysł. Żarty zaczęły mu się nudzić. Okłamywał przyjaciół. Mówił, że wszystko jest w porządku… Że nie mają się o co martwić… Że ma po prostu gorszy dzień… Że myśli o tym nowym czarnoksiężniku…
Powoli, choć ledwo zauważalnie, zaczął odtrącać znajomych.  Złe przeczucie powracało… Nocny koszmar powtarzał się… A serce wciąż tęskniło… Gdy zamykał oczy widział ją. Największą uwagę skupiał na oczach: duże, migdałowe i takie smutne. Nie widział w nich tego, co zawsze. Gdy w poprzednich latach obserwował ją były bardzo wesołe, a gdy rozmawiał z nią osobiście zawsze zwężały się do szparek. Dziś było inaczej. Choć miały zwykły kolor i kształt całkowicie nie pasowały do Lily. Co się z nią stało? Zauważył tę zmianę, ale wolał nie zaprzątać sobie nią głowy. Nie chciał, by własne wmyśli go zdradzały…
                                                    ***
Dorcas walczyła ze sobą. Już od dłuższego czasu obserwowała swojego przyjaciela. Widziała jak cierpi. Gdyby miała pewność, że jeśli mu powie o uczuciach Lily to, to wszystko załatwi. Nie miała jednak tej pewności. Nie wiedziała, jaka zareaguje. Wyśmieje ją czy uwierzy?
W końcu postanowiła, że nic nie powie. Co ma być, to będzie. Może znajdzie sobie jakaś inną sympatię? Ale czy to możliwe? Czy James faktycznie może pokochać kogoś innego? Zakochać się bez pamięci, ze wzajemnością, w innej dziewczynie niż Lily? W całym zamku jest wiele uczennic, które oddałyby wszystko, aby jeden z Huncwotów zaprosiłby je na randkę. Z tym nie było problemu. Tylko, czy Rogacz jest w stanie coś takiego zrobić? Co prawda przez te wakacje bardzo wydoroślał, ale czy to wystarczy? Tak wiele było tych „ale”…
Dlaczego?
Dlaczego życie nie może być mniej skomplikowane? 
                                                         ***
Wąska drużka prowadziła na szczyt góry. Czarodzieje nazywali go Szczytem Strachów.  Niewiadomo, dlaczego. Po prostu. Od pokoleń tak było. Wielu z nich zapomniało już o nim. Zapomniało, że gdzieś na północy rośnie ogromny i wysoki, a zarazem przerażający bór, który zabrał ze sobą już tyle bezbronnych dusz. Zapomniało, że dokładnie na środku stoi równie wysoka i jeszcze bardziej przerażająca góra, ze szczytem sięgającym czarnych chmur. Można się tam było dostać tylko ową wąską ścieżką.  Wszelkie czary były tu bezbronne, bo Szczyt Strachów chroniony był najpotężniejszą starożytną magią.
Dokładnie o północy ktoś teleportował się u podnóża tej góry. Drobna postać szła dróżką bardzo sprawnie. Widać było, że nie robi tego pierwszy raz. W pewnym momencie zatrzymała się. Zwinnym ruchem wyciągnęła różdżkę. Błysnęło zielone światło. Uspokoiła się. Nie wiedziała, kim to „coś” w krzakach było. Wiedział natomiast, że nie będzie jej już przeszkadzać, że już nie ujrzy światła dziennego, bo jest martwe. Och! Jaką przyjemność dawała śmierć. Czyjaś śmierć. Na dodatek z twojej ręki. Tak ją nauczył jej mistrz. Z początku nie była przekonana o tego. Teraz jak najbardziej. Zabijanie innych nie sprawiało jej kłopotów.  Wręcz przeciwnie można powiedzieć, ze to pokochała.  Pokochała do tego stopnia, że nie zawahała się zabić własnych rodziców. Musiała to zrobi, by udowodnić, że jest warta uczenia się u mistrza. Mistrza w zabijaniu…
Gdy dotarła na szczyt nie była sama. Ktoś na nią czekał. Wiedziała, kto:
- Mistrzu?
 Odwrócił się.  Jego czerwone oczy wyglądające jak szparki błysnęły w cieniu nocy. Mimo woli przeszły ją dreszcze. Nie odwróciła jednak wzroku. Wtedy jasna błyskawica rozjaśniła niebo. Silny wiatr zerwał im z głowy kaptury i ukazał to, co tak bardzo chcieli zataić.  Niższą z postaci była dziewczyna: kruczoczarna i bardzo ładna. Oczy błyszczały jej odbijając księżyc. Jej mistrz był na wpół człowiekiem. Miał wężowatą twarz, ze szparkami zamiast nozdrzy i wąskie blade usta.
 Założył kaptur, aby ukryć oblicze:
- Czy urzeczywistniasz mój plan?- jego głos był niczym syk węża. Czuła ciarki na plecach, lecz mimo to z kamienną twarzą odpowiedziała:
- Tak jest panie.
- Napotkałaś jakieś trudności z dotarciem tutaj?
- Nie.           
- To dobrze. Możesz odejść.
 Patrzył jak odchodzi. Był z niej zadowolony, mimo, że pochodziła z Gryffindoru. Była jego marionetką. Robiła wszystko, co kazał. Nie pytając zawsze wykonywała wszystkie rozkazy. O tak. Już, jako Tom Riddle była bardzo przekonujący…
                                                             ***
 Lily Evans obudziła się wcześnie. Poszła do łazienki, wzięła prysznic, ubrała się, spięła włosy w kucyk. Po wyjściu postanowiła nie budzić przyjaciółek. Usiadła na łóżku i zaczęła rozmyślać. Dzisiaj w nocy obudziła się i odruchowo spojrzał na łóżko Dorcas, a właściwie Dafnie. Nie było jej. Nie miała pojęcia, co o tym sadzić.  Normalnie pomyślałaby, że poszła do Pokoju Wspólnego. Tak też z początku było. Zaniepokoił ją jednak sen. Znów to przeklęte przeczucie. Ostatnim razem spełniło się. A teraz?
Nie miała jednak dużo czasu do rozmyślań, bo właśnie wstały dziewczyny. Było jednak spokojniej niż zwykle. Zazwyczaj Dorcas kłóciła się z Hestią o łazienkę, a dzisiaj? Wszystko odbywało się w grobowej ciszy. Nikt nie miał ochoty wysilić się i pomyśleć, jaką ubrać bluzkę czy jakiej użyć szminki. Jednym machnięciem różdżki pościeliły łóżka i już chciały wyjść, gdy odezwała się Dafne:
- Proszę was poczekajcie…
Wszystkie trzy odwróciły się jak na komendę. Nowa wskazała na łóżka i poleciła im usiąść. Oznajmiła też, że chce porozmawiać:
- Wiem, że nie do końca mnie akceptujecie…- zaczęła, ale nie skończyła, bo przerwała jej Hestia
- To nie tak. Chcemy, abyś i ty nas spróbowała zrozumieć. Dorcas była nasza przyjaciółką od pierwszej klasy i… najzwyczajniej ciężko jest nam tak od razu Cię zaakceptować. W końcu tak jakby zajęłaś jej miejsce…
- Myślicie, ze moglibyśmy zostać przyjaciółkami?
- Na pewno, tylko daj nam czas…
 Uśmiechnęły się do siebie i poszły na śniadanie.
                                                ***
Dwa tygodnie później…

Dorcas czekała na chłopaków. Mięli tylko coś załatwić i przyjść po nią. Nie było ich już jakieś pół godziny. Postanowiła poczekać w Pokoju Wspólnym. Usiadła na fotelu i zaczęła rozmyślać.   Te ostatnie dwa tygodnie były cudowne! Czuła się taka wolna, taka nieograniczona. Żyła w pełnym luzie. Razem z chłopakami było jej wspaniale. Nikt nie mówił jej, co ma robić, a czego nie. Huncwoci spełniali wszystkie jej życzenia. Kiedy jej się nudziło to nagle wymyślali jedne z najśmieszniejszych żartów, a przy tym robili to tak sprytnie by nikt ich nie nakrył. Zazwyczaj podpisywali się pod kawałami, ale pamiętając o słowie danym Dumbledore’owi obecnie nie robili tego. Kiedy chciała coś słodkiego zaraz dostawała to. Lily na pewno nie pochwaliłaby tego… opanuj się Dorcas po raz kolejny skarciła samą siebie. Mimo wszystkich wygód trochę brakowało jej przyjaciółek. Jednak one znalazły sobie nową. Nie myślała o tym. Nie chciała. Nie musiała. Dlaczego? Bo chłopcy bardzo się starali jej pomóc, bo nie miała na to czasu i wreszcie, dlatego, że zaczynała inaczej patrzeć na Blacka. Kiedyś go nienawidziła. A teraz? Z dnia, na dzień zdawała sobie sprawę, że on nie jest jej obojętny…
Gdy znów w swojej wyobraźni ujrzała Syriusza, an właśnie stanął przed nią. Rzucił tylko:
- Idziesz? Chłopaki czekają przed portretem Grubej Damy.
Kiwnęła głową i poszła.
                                                      ***
James zobaczył jak Dor i Łapa wychodzą przez portret Grubej Damy. Pasowali do siebie. Nie wiedział czy się kochają. Byli podobni z charakteru, stylu bycia…,Ale czy może łączyć ich coś więcej niż zwykłe koleżeństwo czy przyjaźń. 
Niektórzy nie wierzą w przyjaźń między kobietą a mężczyzną. On wierzył. Dokładnie to czuł do Dorcas. Nic więcej. Oczywiście w całej szkole aż huczało od plotek „Potter- Meadowes”. No cóż, w końcu razem mieszkali…
Nagle z tych rozmyślań wyrwał go krzyk dziewczyny. Ktoś na niego wpadł. Upadł na ziemię, a nieznajoma poleciała z nim. Usłyszał tylko ciche „przepraszam”. Ona zaplątał się w jego szatę. Otworzył oczy. Na nim siedziała bardzo ładna uczennica. Gdy uśmiechnął się do niej, na bladej twarzy Gryfonki pojawił się delikatny uśmiech. Czarne kosmyki oplątywały twarz anioła. Tak. Ewidentnie była aniołem.
W tej chwili ona podniosła się, więc Rogacz zrobił to samo.
- Przepraszam…- jej słowa były niczym śpiew najpiękniejszych ptaków
- Nic się nie stało…
Ona wymamrotała jeszcze coś niezrozumiałego i odeszła.
Potter chciał krzyknąć, żeby nie odchodziła. Co się ze mną dzieję?  Ja mam takie problemy? No proszę! Dawna pewność siebie wróciła i wtedy krzyknął:
- Zaczekaj!
Stanęła, odwróciła się i spojrzał na niego pytająco.
- Jak się nazywasz?
- Dafne, Dafne Ogden.
- To słuchaj. Powiedziałem, że nic się nie stało, ale nie powiedziałem, że nie oczekuję wynagrodzenia. No wiesz: ach te moje zbolałe plecy, och jak bolą!- Dodał dramatycznym głosem
- Oczekujesz, że ci je rozmasuje?- Spytała czarnowłosa z lekką nadzieją
- Nie, proponuję ci spacer po błoniach.
- Znaczy się randka?- Zapytała z lekkim uśmiechem
- Właściwie można tak to nazwać.
                                                    ***
Jej plan się spełniał. Znów dostała to, co chciała. To normalne. Tak nauczył ja mistrz; zawsze bierz to, na co masz akurat ochotę i zabijaj bez ograniczeń, z zimną krwią. Dostanie chłopaka. Jednak tym razem zostanie zabita szlama. Przez chłopaka właśnie zaczęła zabijać. Tym razem nie daruje, nie podda się i go zdobędzie… 
                                                    ***
 Lily, Ann i Hestia siedziały na swoich łóżkach. Każda zastanawiała się nad dzisiejszym dniem, gdy do pokoju dosłownie wpadła zdyszana Dafnie i wykrzyknęła:
- IDĘ NA RANDKĘ Z POTTEREM!!!   
-,Z KIM???- Odkrzyknęły tamte. Były to różne krzyki, choć każdy zdradzał zdziwienie. Lily po prostu niedowierzała, Ann bała się, że znów Lily poróżni się z przyjaciółką. Tym razem miał to być Hestia. Dlaczego? Odkąd w ich dormitorium pojawiła się ta „nowa”, to Janes bardzo oddaliła się od nich. Zaczęła więcej czasu spędzać z nową przyjaciółką.  Kibicowała jej. Tak też i tym razem było. Jej okrzyk był pełen zdumienia, ale w pozytywnym sensie.
- No z Jamesem. Jamesem Potterem. Tylko w co ja się ubiorę? Hestia pomożesz mi?
- Jasne!
Tak wie zaczęły wybierać ciuchy na randkę.
Ann po prostu znów siedziała w osłupieniu.
A Lily? Lily pobiegła do łazienki, zamknęła się i zaczęła płakać. Przez ostatnie dwa tygodnie żyła nadzieją. Tylko ona dawała je siłę. Ona pozwalał wstawać co rano, jeść, po prostu żyć. Na domiar złego będzie musiał mieszkać z nową dziewczyną Rogacza.
                                               ***
Blond włosy chłopak błądził po labiryncie zwanym biblioteką. Nie szukał niczego konkretnego. Musiał pomyśleć, poukładać sobie w głowie wszystko, co usłyszał. Chodziło o Jamesa. Nie mógł sobie wyobrazić go w towarzystwie innej dziewczyny niż Lily Evans. Zadawał sobie jedno pytanie: Czy James Potter rzeczywiście może pokochać tą nową dziewczynę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz