niedziela, 15 lipca 2012

100 lat James, 100 lat..



29.10.2011r.
Dzisiaj jest szczególna rocznica. Bardzo, bardzo ważna dla mnie.  Jestem piekielnie dumna z tego, ze prowadzę tego bloga aż rok, co zdarzyło mi się po raz pierwszy. Z tej okazji przygotowałam taki mały bonus (który i tak miał się pojawić, tyle że z notką. No cóż. Wyszło, jak wyszło).  Jest on wynikiem przeczytania przeze mnie „Dziadów” Mickiewicza. Swój ślad ma tu cz. II. Ech, kto czytał, będzie wiedział. Ale najpierw pozwólcie, że trochę pogadam. Mogę?

100 lat, James! 100 lat…
*
James Potter Story stał się moją własnością w  chwili opublikowania tekstu o skromnym tytule ‘ONA’.  Dziewczyna, którą tam opisałam, odrobinę się zmieniła. Chociaż wciąż jest roztrzepaną romantyczką, to chyba odrobinę wydoroślała.  Czasem przeraża ją jej własna powaga. A mimo to wytrwała z tym blogiem czas, który ma nadzieję jest początkiem długich lat.  Chyba i o to chodzi  w tym całym jej ‘wydoroślaniu’ – odrobinę dłużej trwa w swoich postanowieniach. Jeśli to czytacie, to znacie już ją trochę. Wiecie, że pisanie to jest to, co kocha.  „James” ukształtował ją, ale nie zapominajmy, że to ona go stworzyła.  Ona oraz czytelnicy, którzy pokazywali jej, że warto kontynuować tę pracę.  Dokładnie rok temu twierdziłam, że komentarze są tylko dodatkiem. Że piszę dla siebie. I wciąż tak jest, jednak przyłapuję się na tym, że czekam… czekam na miłe słowa, za które dziękuję wam. Jesteście najwspanialszymi ludźmi, których znam, chociaż przecież nigdy się nie spotkaliśmy. 
JPS jest taki, jaki sobie wymarzyłam. W ‘starym stylu’… oryginalny i nowatorski. Bo wierzę, że właśnie taki jest. Inna historia, odrobinę inna dziedzina magia niż u pani Rowling (choć wy jeszcze mało o niej wiecie) i specyficzny nastrój. Nie wiem, czy to jest dobre. Ale jest moje.
Czego bym sobie życzyła? Kolejnego roku. Tak samo owocnego i tak samo niesamowitego. A resztę… resztę dowiecie się od nich…   Oni mają tu większy głos.

***
Zakazany Las miewa dobre humory. Dzisiaj, kiedy księżyc dawno już zawisł na niebie,  otwiera swą gęstwinę dla gromady młodych ludzi.  Wyczuwając ich podniecenie, gra przyjazną muzyką. Wraz z lekkim, jesiennym wietrzykiem tworzą duet tak zgrany, tak czysty, że wielu muzyków zazdrości im rytmu. Oraz słów. A owszem, las często do nas mówi. Chyba po prostu za rzadko to dostrzegamy.  Lub zbyt rzadko chcemy przystanąć i posłuchać. Istnieją jednak takie dni, kiedy nadchodzi chwila refleksji. Kiedy siadamy i wsłuchujemy się w to, co ktoś chcę nam powiedzieć…  Dziś jest taki dzień i młodzież, która właśnie rozpaliła ognisko na polance, dobrze o tym wie. Ogień oświetlił ich twarze, kiedy usiedli w kole, uśmiechając się melancholijnie.  Zakazany Las nie zrobi im dzisiaj krzywdy. Są bezpieczni. Przyszli tutaj, by zanurzyć się we mgle swoich własnych wspomnień.  W pewnym momencie ciszę, która panowała wokół,  rozdarł śmiech. Chłopak, a właściwie młody mężczyzna, który siedział w samym środku, odchylił głowę do tyły i zaśmiewał się z czegoś, nic nie robiąc sobie z tego, że inni patrzyli się na niego, jak na wariata. Był przystojny, o ostrych rysach szczęki i mocno czekoladowych oczach.  Gdy ściągnął okulary, ucichł i zapatrzył się w ogień, poprzez dwa okrągłe szkiełka.
- To był dziwny rok, nie uważacie? – jego głęboki głos wydobywał się jakby z zaświatów. Wspominał. – Tyle się działo.  Jeśli patrzeć na to z perspektywy czasu, trudno dopatrzeć się jakiś pozytywnych zdarzeń. A mimo to nie chciałbym cofnąć czasu. Lepiej żyć dalej – chwycił pergamin, który podała mu siedząca przed nim dziewczyna. Pióro w dłoni zadrżało lekko ale stalówka ledwo dotknęła papieru – Gdybym mógł wybrać, życzyłbym sobie szczęścia. Takie zwykłego, prawdziwego, normalnego szczęścia – James szybko nabazgrał na papierze jedno słowo.
Szczęścia
Przekazał przedmioty Syriuszowi.  Ten uśmiechnął się nonszalancko i odłożył je na trawę. Chwycił krótki, pogięty patyczek i zanurzył go w pomarańczowo – czerwonych językach ognia. Przez chwilę przyglądał się palącej końcówkę, po czym wrzucił ją w płomienie. W jego stalowych oczach odbijało się ciepło.
- Niezapomniany rok. Może smutny, ale uświadomił mi, że trzeba walczyć o przyjaźń. Oraz to, że huncwoci są niezniszczalni – przeczesał ręką swoje półdługie, czarne włosy i zaśmiał się w sposób bardzo przypominający szczekanie psa – Życzyłbym sobie takich przyjaciół, jakich mam. Na całą wieczność – Zapisał szybko coś na kartce.
Przyjaźni
Remus, jako następny  w kolejce pochwycił pergamin i zapatrzył się na niego. Starannie nakreślił litery, po czym odłożył pióro na kolana.
- Dla mnie to był rok próby. Wiele się zdarzyło i wiele przeszliśmy, ale jakoś to było… „Było”, bo to już przeszłość. Ważna, ale jednak to było wczoraj. – Uśmiechnął się blado, nieświadomie dotykając blizny na nadgarstku – Życzyłbym sobie przyszłości. Spokojnego jutra. W  takim składzie, w jakim się tu spotykamy. Może być w większym… - kilka osób zachichotało.
Przyszłości
Lunatyk przekazał pergamin ostatniemu huncwotowi. Ten zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się błogo. Butem rozkopał ziemię wokół siebie, myślami będą daleko, a potem podniósł głowę i powiedział.
- To był po prostu inny rok. Za mało było  w nim słodyczy. Za mało dobroci. I tego cichłabym nam życzyć – Peter westchnął. Po czym szybko nabazgrał jedno słówko, zapatrzył się na kartkę i podał ją Samarze.
Słodyczy
- Dla mnie był to jeden z najlepszych roków. Najbardziej niezwykłych – uśmiechnęła się z  rozrzewnieniem. Oparła łokieć o jeansy i ułożyła podbródek na otwartej dłoni. Jej ciemne oczy zalśniły ciepłym blaskiem płomieni – ale brakło mi takiej jedności. Chciałabym, aby przez następny rok byliśmy równi. Żebyśmy siebie akceptowali za to, kim  naprawdę jesteśmy. Życzyłabym sobie akceptacji… Tak, abyśmy wszyscy razem pokonali to, co musimy pokonać…
Akceptacji
Następna była Lily. Rudowłosa spokojnie przeczytała każde słowo na pergaminie i zamyśliła się na chwilę.
- Nie wiem, czy był to zły rok. Ale chciałabym, żeby w następnym było drobinę więcej miłości. To ona jest naszą siłą.  Największą, jedyna i niepokonaną… I tego bym sobie życzyła, bo to może sprawić, że będzie lepiej – nieświadomie chwyciła grubego warkocza i trzymał go w dłoni. Ruda grzywka opadła jej na oczy.
Starannie napisała swoje słowo i przekazała kartkę Potter, zapatrzonej w horyzont.
Miłości.
Emma, mimo, że wzięła kartkę, wciąż patrzyła na linie łączącą  niebo z ziemią. Ciemne włoski opadły jej gęstą kaskadą na policzki, kiedy pochyliła lekko głowę. Potter rozejrzała się wokoło.  Patrzyła na twarze, które przez ostatni rok stały się jej najbliższe na świcie. Zatrzymała spojrzenie na oczach brata.
- Ja nie liczę dni w latach. Ale był to czas sprzeczności. Ogromnego smutku, rozpaczy… a jednocześnie radości – znów spojrzała w niebo – życzyłabym sobie, żeby ludzie więcej marzyli – powoli nakreśliła swoje życzenie i oddała kartkę Alex.
Marzeń
Blondynka  od razu napisała coś na kartce  i położyła obok siebie.
- Najlepszy rok w moim życiu. Nauczył mnie, że trzeba mieć nadzieję na lepsze jutro. Że nie warzne, co się zdarzy, zawsze mogło być gorzej. I tego bym sobie życzyła: nadziei.
Roześmiała się wesoło i spojrzała n siedzącą obok Nadiyę. Jej śliczna twarz elfa  pogrążona była  w mroku. Ognisko rzucało światło na jej szczupłą sylwetkę… Wśród siedzących tu dziewczyn była jedną z najurodziwszych.  Drugą była ta, której właśnie podała pergamin.
Nadziei
Dorcas wygięła usta w uśmiechu.
- Rok przeżyć. Życzyłabym nam wszystkim odrobiny szaleństwa. Żebyśmy nigdy nie zapomnieli, kim jesteśmy. I żebyśmy tak szybko nie dorastali - zaśmiała się,  a blondynka jej zawtórowała. Wzięła pióro i bezwiednie napisała słowo, które jako pierwsze przyszło jej do głowy.  Czarną główkę położyła na ramieniu Syriusza i przymknęła oczy. Rachel wyciągnęła rękę, by wziąć od niej kartkę.
Szaleństwa
- Rok zmian. A czego nam życzę? – siedział sztywno, gładząc niebieską sukienkę -Magii. Żebyśmy wyczytali  z niej wszystko, czego chcemy. I nauczyli się słuchać – zapisała słowo, nie uśmiechając się przy tym ni razu. 
Magii.
- James?
Chłopak podszedł i jeszcze raz, głośno przeczytał wszystko to, co zapisali na pergaminie.  Potem wrzucił kartkę do ogniska. Kucnął i przyglądał się, jak pomarańczowe, rozgrzane płomyki chwytają się pergaminu i powoli go zwęglają…
- Jesteśmy szczęściarzami – spojrzał na nich.  Na potwierdzenie jego słów, kilka osób pokiwało mu głowami. A potem, zupełnie nieoczekiwanie, wszyscy wybuchli śmiechem.  W jednym, ścisłym gronie przekazywali  sobie  pozytywna energię. I Zakazany Las, tak przyjazny im dzisiaj, cieszył się  z nimi. Jako jedyny świadek tego dziwnego obrządku. 
Księżyc nieubłaganie zbliżał się ku linii horyzontu. Noc ustępowała miejsca kolejnemu dniowi. Była to czynność niezmienna od tysięcy lat. I, choć monotonna, za każdym razem inna. Piękniejsza. I tym razem Słońce wschodziło w czerwono – fioletowej łunie, mieniąc się i błyszcząc.   Nieświadome, że Księżyc waz z nocą zabrał kolejną tajemnicę.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz