[Bonus świąteczny]
***
Szloch rozdziera ciszę. Cela otoczona jest wianuszkiem różnych starych rzeczy. Łóżko z pożółkłą pościelą, drewniane krzesło, skrzypiąca szafa, zwiędnięty kwiatek i fujarka. Mała, kolorowa fujarka. Jedyny przedmiot w celi, który ma kolor. Nad drzwiami napis. Słowo – przekleństwo. Urocza nazwa wiezienia.
Sierociniec.
Dziewczynka siedzi w kącie. Czerwone, zapuchnięte oczka patrzą w przestrzeń. Nie drgnie nawet, gdy drzwi zaskrzepią, sygnalizując, że ktoś wszedł.
- Kolacja już na stole – kobieta patrzy na nią łagodnie – Zejdziesz, Carolinko?
Nie odpowiada, wciąż zapatrzona w przestrzeń.
Nieszczęśliwe dziecko.
Kolejna warstwa farby odlepia się i zderza z betonem.
Klamka wraca na miejące, jeszcze pamiętając ciepło kobiecej dłoni.
Samotne dziecko.
*
Zimna dłoń dotyka różdżki. Kobiece palce gładzą drewno. Oddech jest płytki, przyspieszony. Zimny marmur szczypie jej ciało, ale ona uparcie siedzi dalej. Ciemne oczy błądzą po gwiazdach. Myśli uciekają w inną rzeczywistość. W dobrą rzeczywistość. Usta rozchylają się lekko. Melodia jest cicha, delikatna. Smutne nuty uderzają w jej serce. Tęskni. Za jedyną osoba, która ja rozumie. Kocha, kogoś, koga nigdy nie powinna poznać. Jakże ona nienawidzi świąt! Te w Hogwarcie nie są lepsze. Tu również cierpi. Nienawidzi tej szkoły.
Nieszczęśliwa dziewczyna.
Ostatni dźwięk odchodzi w nicość.
Łza spływa po bladym policzku, będąc jedynym symbolem słabości.
Samotna dziewczyna.
*
Dorosłość nie uderzyła w nią nagłą falą. Już, jako dziecko byłą poważna i skupiona. Nie zaskoczyła jej, nie wystawiła na próbę, nie skrzywdziła. Nie… ona ja wyzwoliła. Przyniosła upragnioną wolność. Bez ograniczeń. Bez wyrzeczeń. Bez znienawidzonych ludzi. Zadrżała, gdy długie, chłodne palce spoczęły na jej karku.
- Caroline?
Nieludzka twarz. Tak bardzo zmieniona przez ostatni rok. Ledwo go poznała. Dreszcz, który pojawił się z chwilą, gdy ona wypowiedział jej imię, zniknął. Poczuła pustkę.
Nieszczęśliwa kobieta.
Szept jest słyszalny jedynie dla nich. Umyka z wiatrem.
Jedyny dowód chorej, niebezpiecznej miłości.
Samotna kobieta.
*
Ja, Roger Potter…
Ja, Caroline Haydon…
Przysięgam ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską… oraz to, że cie nie opuszczę aż do śmierci.
Zimny metal zderzył się z bladą dłonią. Symbol zniewolenia. Już kolejnego w jej życiu. Spogląda w oczy mężczyzny, który ją kocha. Który bezgranicznie jej ufa.
Naiwny!
Odwraca wzrok, kiedy uśmiecha się do niej ciepło. Nie potrafi odwdzięczyć się mu tym samym. Jest tylko furką do potęgi.
*
Nazywać się będzie James…
Siedmiomiesięczne dziecko gaworzy wesoło. Pulchne piąstki tną powietrze. Śmieje się. Całkowicie świadomie. Jej serce drży. Trzyma w dłoniach swoje dziecko. Swojego ukochanego synka. Mały łapie ją za włosy, a z jej ust wydobywa się prawdziwy śmiech.
Od siedmiu magicznych miesięcy nie mam w jej życiu sztuczności.
Zaczęła nowe życie.
Zmiany byłe kolosalne. Były lepsze. Odpowiednie. Upragnione.
- Witaj, kochanie…
Gdy usta mężczyzny muskają jej policzek już wie, że jakaś dziwna siłą naprowadziła ją na odpowiedni tor. Niczego nie żałowała.
Tu był jej dom.
A ona nareszcie była szczęśliwa.
*
Nazywać się będzie Emma…
- James! Przestań dźgać ją paluszkiem!
- Kiedy ona tylko śpi i płacze! Może, jak ją obudzę…
- Ani mi się waż!
- Wygląda jak różowy pulpet…
- James!
- Synku, nie mecz mamy…
*
Wesołych Świąt… Caroline.
Pierwsze święta bez dziecka były piekielnie trudnym okresem. Ciągle o nim myślała. Mały nie wiedział, ile jego mam mu zawdzięczała… To, jak bardzo się zmieniała zawdzięczała tylko i wyłącznie jemu. Był jej ogromnym skarbem. Światełkiem w tunelu, dzięki któremu zawróciła.
Noga zwisła bezwładnie, kiedy oparła plecy o kamienną ścianę. Przyjemny chód gładził jej skórę. Czułą się odprężona. Ten stan pogłębił się jeszcze, kiedy silne ramiona oplotły jej talię. Oparła głowę na jego ramieniu. Ufała mu.
- O czym myślisz, Caroline?
Nie odpowiedziała. Odwróciła się jedynie i mocno pocałowała go w usta. On też ją zmienił. Pokazał nową definicję uczucia, które myślała, że już zna.
- Kocham cię, Rogerze…
Stęsknione usta szepczą słowa. Prawdziwe i tak piękne.
- Ja też cię kocham.
Odpowiedź daje tyle samo radości, co pieszczota.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy oparła głowę o jego tors. Była szczęśliwa.
Polubiła Gwiazdkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz