niedziela, 15 lipca 2012

13. Wiara Emmy.


Wszyscy zamarli. Każdemu wydawała się oczywista myśl, że to wielka rozpacz przemawia przez dziewczynę.  Nawet czarodzieje nie potrafili przywrócić życia zmarłym. To, że ten chłopak pokonał śmierć, wydawało się po prostu niemożliwe.  Przezwyciężyć śmierć! Nie! Na pewno nie mógł tego zrobić. Ktoś musiał się pomylić. James Potter nigdy tak naprawdę nie umarł. To była tylko hipoteza. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Faktem było, że żył. Wezwano uzdrowicieli i oni to potwierdzili. Na tym kończyła się prawda. Reszty, ludzie już tylko się domyślali. Każdy miał coś do powiedzenia, a jedna historia w ogóle nie przypominała drugiej. Mimo, że każda była inna to wszystkie kończyły się tak samo. „3 listopada, na swoim pogrzebie, chłopiec odżył…”. I tyle. Wszystko inne było zagadką. Myślę, że tak naprawdę nikt z nich, nigdy już nie pozna prawdy. A zagadka została rozwikłana. Dokonał tego sam Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore. Był to jednak człowiek, który nie zawsze mówił wszystkim o wszystkim. Tym razem było podobnie. Opowieść, o tym, co tam się stało usłyszała tylko garstka osób. Miałam szansę jej wysłuchać, choć nie jestem pewna czy legalnie. Ale jak inaczej miałabym napisać prawdę? No dobra. Postaram się opisać to jak najbardziej przyziemnie, choć ta sprawa do takich nie należy. Jak wielką macie wyobraźnie? Mam nadzieję, że sporą, bo to znacznie ułatwi. Niech w waszej głowie pojawi się obraz czarnowłosego rozczochrańca z orzechowymi oczami. Na jego twarzy widnieje szeroki i pewny siebie uśmiech, a w ręku trzyma różdżkę. Widzicie go? Jest bardzo przystojny, prawda? Wiecie już, że wyruszył na spotkanie z Voldemortem. Zrobił to, by uchronić ukochaną, ale później okazało się, że ta dziewczyna była tylko przynętą. Zginął, bo Czarny Pan mścił się na jego rodzicach, których, warto wspomnieć, zabił tego samego wieczoru. Tu pojawia się pytanie: Jak przeżył? Ciężko opisać stan, w którym się znajdował. Dobre byłoby tu określenie śmierć kliniczna, choć i ono nie jest całkowicie trafne. Chłopak był w śpiączce tak silnej, że spowodowało to jakby zamrożenie serca. Słowem zawiesił się w czasie. Żył, ale był na pograniczu życia i śmierci. Tak naprawdę wrócił na ziemię, tylko dzięki woli życia. Wyrwał się z objęć śmierci. Wiem, że to wszystko brzmi trochę nierealnie, ale tak właśnie jest. Chęć życia przywróciła go powrotem do świata żywych. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do jednego: nigdy tak naprawdę nie umarł! Aż gęsia skórka przechodzi, gdy pomyśli się, że prawie zakopali żywego człowieka! Pozostaje tylko dziękować, że znalazł w sobie tyle siły, by wyczarować Patronusa, w czym pomogli mu przyjaciele. Dyrektor Hogwartu nie potrafił odpowiedzieć tylko na jedno pytanie: Skąd na policzku „zmarłego” widniał ślad szminki?
 Myślę, że nie skłamię, gdy powiem, że miał szczęście. O tak! James Potter był wielkim szczęściarzem!
                                                        ***
 Jasne włosy Amani opadły bezwładnie wraz z głową. Klątwa została przydzielona. „Umrzesz, gdy zaznasz szczęścia”. Co to znaczyło? Warzyła każde słowo… Czy szczęście faktycznie może ją dogonić? Tu? Przecież ten wymiar był inny. Ten wymiar był tajemnicą, która tylko zmarli poznawali. I ona nie żyła. A jednak dostała szansę. Człowieczeństwo. Tak piękne słowo. Dusza w ciele… Już to posiadała. Teraz miała ujawnić się człowiekowi. Swojemu ziemskiemu odpowiednikowi. Swojej ludzkiej siostrze. Jednak każdy dotyk odczuwała inaczej. Mocniej, wyraźniej. Bolało. Ale to był zasłużony ból. Gdy chodziła, tysiące igieł wbijały się w jej stopy, gdy mówiła, przez jej gardło przechodził ogień. Gdy patrzyła, oczy piekły, jakby miały zaraz się usamodzielnić. Usta szczypały, dłonie drżały. Ciało było jeszcze jej obce. Choć minęło już tyle czasu, ona wciąż czuła ból. Czas połączyć się z ciałem. Ze swoim ciałem. Ale ten ból… Ten  wielki ból!
- Och… - jęknęła jeszcze i potem upadła rozsypując delikatną mgiełka na posadzce. Przez drobne ciało znów przeszedł dreszcz. Łzy płynęły po bladych policzkach. Była Strażnikiem Spokoju, więc przęstko przyjęła gładko. Nie panikowała. Nie histeryzowała. To była jej misja…
                                                       ***
Za Ziemi, w zupełnie innym wymiarze Alexandra Cooney obudziła się gwałtownie. Miała dziwny sen. Widziała srebrzystą postać, która wiła się z bólu. Ale była jakby pogodzona ze swoim bólem. Nie wiedzieć czemu widział w niej Kate. Swoją zmarłą siostrę. Dlaczego? Przecież nie wiedziała jej twarzy. Ale to przeczucie… wiedziała, że ona jest jej bliska. Bardzo bliska. Powtórnie zasnęła z przekonaniem, że jej Kate  Cooney w postaci anioła czuwa nad swoją małą siostrzyczką,
- Pomóż mi, Kate,  błagam… - szeptała przez sen, ale nie czuła ukojenia. Ciało nachodziły delikatne dreszcze. Ból. Wewnętrzny ból. Nie wiedziała, jak go powstrzymać. Ale była gotowa go znosić, byle tylko zobaczyć się z siostrą. Byle tylko znów poczuć się bezpieczną. A ten nieludzki ból sprawiał, że czuła się bezpieczna. Że widziała sens tego, co miało nastać. Powoli rozumiała. Sen przynosił zbawianie, ono z koli rozpacz ale i szczęście. Znów przebudziła się gwałtownie.  Wilgotne ciało miała zaplątane w pościel. Szaro-zielone oczy skrzyły się łzami. Twarz zastygła jej w wyrazie przerażenie. Czuła lęk. Strach osoby ze snu. Ostatkiem siły wyszeptała:
- Amani! (Spokój)
                                                        ***
Nieoczekiwany zwrot akcji!
Głosił wielki nagłówek w Proroku Wieczornym. Na pierwszej stronie było zdjęcie cmentarza przepełnionego ludźmi. Po nim tekst
Niecałą godzinę temu, do naszej redakcji dotarły szokujące fakty. James Potter, zamordowany przez Śmierciożerców, albo nawet samego Czarnego Pana, powrócił do życia! Ludzie mówią dużo, ale tak naprawdę niewiele wiedzą. Naszym reporterom udało się jednak dotrzeć do źródła bardziej wiarygodnego. „3 listopada osoby z ministerstwa, ze szkoły magii i mieszkańcy Doliny Godryka śpieszyli na cmentarz pożegnać troje wspaniałych osób. Oczywiście byłam wśród nich. Najbardziej żal mi było małej Emmy Potter. Żebyście widzieli tę rozpacz na jej twarzy!- Mówi z przejęciem nasze „źródło”- trzymała się dzielnie. Poryczałam się jak małe dziecko, kiedy zakopywali Rogera i Caroline. Nie mogłam w to uwierzyć. Ich śmierć stałą się tak realna. A potem wnieśli trumnę z ciałem chłopaka. Wysoki, przystojny i blady. Jego przyjaciele wykonali piękny gest. Wyczarowali patronusy. Symbole nadziei i dobra. I właśnie wtedy stało się coś dziwnego. Z różdżki chłopaka wystrzelił srebrny zwierzak i podszedł do siostry. Potem wszystko wydarzyło się niesamowicie szybko.  Dziewczynka krzyknęła „ON ŻYJE!” i zrobiło się wielkie zamieszanie, wezwali magomedyków, którzy potwierdzili wiarygodność tego zdarzenia…”. Wystarczyło jednak trochę dziennikarskiego nosa i uporu, aby przekonać się, że wszystko to, to nie cała prawda. Istnieją różne wersje tego, co działo się potem… jedną z głównych jest to, że pogrzeb był upozorowany. Istnieją przypuszczenia, że w związku z niezgodnościami miedzy Rogerem Potterem, a Bartemiuszem Crouchem, szefem biura Aurorów, szanowany Auror postanowił upozorować własną śmierć. Oczywiście każdy wiedział, że jego żona pójdzie za nim w ogień, więc i tym razem dokonali się tak przerażającego czynu razem. Pan Potter najprawdopodobniej rzucił na swojego syna klątwę Imperius. Gdy szesnastoletni James, odgrywał swoją bohaterską scenkę, Roger P. upozorował śmierć swoją i Caroline. Najmłodsze dziecko państwa Potterów było im potrzebne, do udawanie wielkiej rozpaczy. Z nieoficjalnego źródła wiemy, że Emma wyswobodziła się już z sideł ojca tyrana, który katował ją przez całe życie…”-  Co za bzdury!!!- Wykrzyknął Syriusz Black. Minę miał zniesmaczoną i wręcz wściekłą- Ojciec tyran? Gdzie? W którym miejscu? Dziecko katowane przez całe życie? James pod działanie Imperiusa? Upozorowanie własnej śmierci? Co ten cholerny szmatławiec sobie wyobraża?
Młody gryfon zerwał się na równe nogi i wybiegł z dormitorium, strącając przy tym jakiś wazon. Nikt za nim nie pobiegł. On teraz musiał być sam. Musiał przemyśleć wszystko, bo prawda była taka, że sprawa go przerosła.  Czuł, że traci wszystkich, na których mu zależało. Co prawda James żył, ale on powoli tracił nadzieję. Uzdrowiciel mówił, że taka śpiączka może potrwać kilka miesięcy a nawet lat! Stracił brata i najlepszego przyjaciela. Stracił przybranych rodziców. Wszystko było zbyt trudne…
                                                         ***
Niekiedy życie płata figla. Odbiera kogoś, tylko po to, aby go zastąpić. Czasem jednak oddaje zgubę. Ale wtedy nic już nie jest tak jak zawsze. Życie się komplikuje i idzie własnym torem. Tracimy nad nim panowanie. Modlimy się o pomoc, ale ona nie przychodzi. Zostajemy poddani próbie, tylko, że tak ciężko jest ją przejść. Każdy z nas jest egoistą w większym lub mniejszym stopniu, dlatego we wszystkim dopatrujemy się korzyści dla siebie. Natomiast historia potrafi naprawdę nas zaskoczyć. Wszystko zaczęło się w dwa tygodnie po pogrzebie Rogera i Caroline Potter…
Myślę jednak, że najpierw powinnam krótko opowiedzieć, co działo się przez te 14 dni. Oczywiście Rogacza przeniesiono do Klinika Magicznych Chorób i Urazów im. Św. Munga. Tam czuwali nad nim przyjaciele i rodzina. I tu właśnie należą się wyjaśnienie. Byli trzej Huncwoci i trzy dziewczyny. Zapytacie, kogo brakuje. Przy łóżku chorego nie czuwała Hestia Jones. Jej przyjaciółkom zdaje się, że już na zawsze ją straciły, ponieważ Hes zrobiła im ogromną awanturę…
Do Sali wpadła zgrzana dziewczyna. Brunatne włosy, mokre od deszczu układały się niestaranne. Popatrzyła na przyjaciół ze zdziwieniem. Jakby się ich tu nie spodziewała. Przystanęła na chwilę i zaczęła się cofać. Miała nadzieję, że jej nie zauważyli. Nic bardziej mylnego. Podbiegłą di niej Ana:
- Hes! Jak miło cię widzieć! Gdzie się podziewałaś?
- Teraz się przejmujesz?- Zapytała sucho
- O co ci chodzi?
- Nie wiesz- wysyczała-nikt z was nie raczył mnie powiadomić o całej sytuacji. Dowiedziałam się dopiero od dyrektora! Rozumiem, wcześniej byliście przejęci, ale od pogrzebu minęło już dwa tygodni, a wy nie przysłaliście mi nawet listu! Nic! Powiem wam tylko tyle, że nie chcę was znać!!!...
Krzyczała na nich dopóki nie przyszedł uzdrowiciel i nie kazał jej wyjść. Nikt za nią nie pobiegł i na tym to się kończy. Koniec przyjaźni. Czy warto rozwijać dalej ten temat? Dziewczyny zdradziły, ale przede wszystkim bardzo zraniły koleżankę. Były to nieświadomie podjęta decyzja. O tak! Decyzja, ponieważ miały wybór i go podjęły. Każda z osobna i wszystkie naraz. No cóż, w życie na wszystko przychodzi pora, a miedzy niegdyś nierozłącznymi przyjaciółkami już od pewnego czasu tworzył się mur. Mur swoich spraw, dorastania, obowiązków, kłopotów i spraw sercowych. To ten mur sprawił, że teraz nie były już sobie tak bliskie, jak niegdyś. Hestia zawsze była dobrą i uczciwą osobą, ale niczym się nie wyróżniała. Widziała świat w swoim ponurym odcieniu, być może, dlatego, że nie potrafiła się w nim odnaleźć. Była świetną aktorką, ale życie wylało na jej głowę już tyle wiader z lodowatą wodą, że przestała marzyć. Przestała wierzyć, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to można to osiągnąć. W rezultacie, do jedenastego roku życia była poważnym i ponurym dzieckiem. Ale nie Hogwart ją zmienił, tylko przyjaciele. Teraz zawiedli ją, bo nie traktowali jej jak przyjaciółkę. Nie pomyśleli o niej. Postawili, jako zdrajcę. Liczyła na wsparcie najbliższych, bo miała wielki wyrzuty sumienia. Przecież to ona zaprzyjaźniła się z Dafnie. Wiedziała, że nie zasłużyła na przyjaźń, a i oni nie byli odpowiednimi osobami dla niej. Tak się musiało stać. Wspólna decyzja.
Tym sposobem Hestia Jones wypełniła swoją część przepowiedni…
*
Przez czternaście dni przyjaciele i rodzina czuwali przy Rogaczu. Ci ostatni pojawiali się spontanicznie. Każdego dnia pojawiał się ktoś nowy i więcej już nie przychodził. Było to zaskakujące i dość dziwne. Wydawałoby się, że nikogo nie interesuje los Rogacza. Dla wszystkich, oprócz Lily i Any było to zachowanie naturalne i zrozumiałe, ale one taktownie udały, że niczego nie zauważają. Wyczuły, że ta sprawa jest poważna i nikt nie chce o niej mówić.
Osiemnasty listopada zapowiadał się zwyczajnie. Huncwoci tradycyjnie siedzieli nad łóżkiem Rogacza. Udało im się wygonić dziewczyny do herbaciarni, żeby się posiliły. Od niespełna dwudziestu dni, po zakończeniu lekcji, udawali się do szpitala św. Munga i czuwali nad przyjacielem. Jego stan był stabilny i chociaż jeszcze się nie obudził, oni nie tracili nadziei.  Po godzinie przyszły dziewczyny. Każdy z przyjaciół wciągnął książki i przegotowywał się w ciszy do jutrzejszych zajęć. Tylko Emma siedziała na brzegu łóżka i trzymała brata za rękę. Trwali tak w niewymownej ciszy aż do przyjścia uzdrowicielki. Kobieta krzątała się po sali i zwracała większej uwagi na otoczenie. W pewnym momencie Potter krzyknęła cicho i zesztywniała. Kilka par oczu natychmiast zwróciło się w jej kierunku. Wszyscy oniemiali patrzyli się, jak blada dłoń Jamesa lekko drga. Chłopak zamrugał i delikatnie otworzył oczy. Zmrużył je i próbował przyzwyczaić się do jaskrawego światła. Rozejrzał się po sali:
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, panie Potter- odpowiedział kobieta z ulgą w głosie- cieszymy się, że wreszcie się pan obudził…
- Wreszcie się obudziłem?- Powtórzył nieprzytomnym głosem
- Tak witaj wśród żywych James! – radosne głosy Huncwotów złączyły się w jedno
- James? Do mnie się zwracasz? Tak się nazywam?
Wszyscy zamarli. Każdy z nich się tego spodziewał, ale też w głębi duszy wierzył, że do niczego takiego nie dojdzie. Jak bardzo się mylili!
Tylko, że nikt nie przeżył tego, co Emma. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie potrafiła tego zrozumieć. Nie mogła. W tej chwili był dla niej wszystkim, co jej pozostało z dawnego życia. Tak bardzo chciała odzyskać, chociaż jego część. Nieświadome tego, że płacze osunęła się kilka kroków. Stanęła sztywno.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? To ja Emma! Twoja siostra- krzyknęła w rozpaczy- proszę, przypatrz się mi. Jestem twoją młodszą siostrą. Kocham cię i nie chce cię stracić, rozumiesz- szepnęła stojąc nad nim. Potter tylko przypatrywał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili milczenia wyciągnął do niej ręce. Bez zastanowienia czy jakiegokolwiek zawahania wskoczyła w jego otwarte ramiona. Mocno przytulił ją do siebie.
- Przykro mi, ale cię nie pamiętam. Mimo to wierzę ci.
- Naprawdę?- Zapytała zachrypniętym od łez głosem
- Tak. Nie widzę powodów, żebyś miała mnie okłamywać.
*
James Potter zmienił się. Nie tylko psychicznie. Piętno strasznych wydarzeń zostało i na zewnątrz. Wciąż był przystojny, ale jego skóra pobladła. Twarz stała się bardziej pociągła. Stopniowo może  było zauważyć coraz to więcej różnic między nim, a Emmą.  Dziewczynka ze swoją oliwkową karnacją przypominała małą Hiszpankę, James uwodził ciemnymi oczami na bladym płótnie. Dopiero teraz wyszły wszystkie różnice. Teraz widać było, ze dziewczynka ma urodę ojca, a chłopak wdał się w matkę.
Przez dziesięć kolejnych dni nic się nie zmieniało. Huncwoci i dziewczyny poświęcali każdą wolną minutę na opowiadanie najciekawszych historii z życia Rogacza. Niestety nic nie dawało jakichkolwiek oznak, że jego stan się polepszył. Nikogo i niczego nie pamiętał. Wierzył tylko Emmie. Zachowywał się jak starszy brat. Gorliwie słuchał opowieści i za każdym razem ze smutkiem oznajmiał, że nic nie pamięta.
- To nic- mówiła wtedy panna Potter. Każdy wierzył, że wreszcie bariera w jego mózgu się przełamie i znów będzie dawnym Jamesem. Niestety tak ciężko było to osiągnąć…
Niestety z czasem ta wiara malała. Powoli każdy utwierdzał się w przekonaniu, że stary Rogacz już nie wróci. James Potter miał zniknąć, a na jego miejsce miał pojawić się ktoś zupełnie obcy. Ktoś, kogo niekoniecznie chcieli mieć przy sobie…
                                                                 ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz