Perspektywa Jamesa
Czułem się podle. Widziałem, jak na mnie patrzą, ale nie
potrafiłem przypomnieć sobie niczego konkretnego. Pamiętałem tylko Emmę. Nie.
„pamiętałem” to złe określenie. Czułem, że jestem nią w jakiś sposób związany.
Nie chodziło mi bynajmniej o taki sam kolor oczu, tylko o dziwną nić, która nas
wiązała. Czułem, że jesteśmy sobie bliscy, ale nie potrafiłem jej tego
powiedzieć. Wierzyłem, że mam amnezję. Merlinie, dlaczego wszystko musiało być
takie trudne? Dlaczego nie potrafiłem powiedzieć im, że ich pamiętam? Bo
przecież pamiętam! Moje serce wywraca fikołki, gdy tylko widzę te bliskie mu
twarze… Tak bardzo nie chciałem ranić nikogo, ale wszystko było takie dziwne…
obce… nowe. Nie potrafiłem odnaleźć się w nowym świcie, ale ten obcy świat ode
mnie wymagał. Chciał, żebym się stał kimś, kim nie jestem. Gdzieś w środku
czułem, że jestem inny, ale teraz wszystko się zmieniło. W moim mózgu
zatrząsnęła się jakaś blokada i nie potrafiłem jej otworzyć. Byłem bezsilny.
Krzyczałem, ale z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Wołałem, ale
nikt nie przychodził mi z pomocą. Krwawiłem wewnętrznie, ale nikt nie potrafił
opatrzyć tych ran…
*
Wszystko zmieniło się pewnego słonecznego
jesiennego dnia. Większość uczniów przeniosła się z książkami i notatkami na
błonia, by nacieszyć się być może ostatnim ciepłym dniem. Wśród tych
nastolatków była też Lily Evans. Siedziała nad brzegiem jeziora i rozmyślała.
Była sama. W tej chwili nie potrzebowała towarzystwa. Musiała poukładać sobie
kilka spraw. Rogacz ‘przypominał’ sobie każdego po kolei. No prawie… Zaczynał
mieć dziwne przebłyski z przeszłości. ‘Odzyskał
pamięć’, ale za chińskiego smoka nie potrafił przypomnieć sobie, co czuje do
Lilyanne. To tak bardzo ją męczyło… Rozumiała. Huncwoci to jego najlepsi
przyjaciele, Emma to ukochana siostra, z Dorcas zna się od dziecka, a co z
resztą? Nigdy specjalnie nie przyjaźnił się z Hestią czy Aną! Cały jego świat
powrócił do normalnego stanu rzeczy. Z jednym tylko wyjątkiem. Ktoś wymazał z
zapisanych kart jego życia wszystkie wspomnienia o pewnej rudowłosej
dziewczynie. Westchnęła przeciągle… widać nie myliła się. Zawsze tylko udawał,
że coś do niej czuł… Jak możesz!– Zganiła
się w myślach- James Potter był o cal od
śmierci ratując cię, a ty twierdzisz, że nigdy cię nie kochał. Wstydź się Lily!
Z tych dziwnych, ale jakże ważnych rozmyślań
wyrwał ją owy obiekt jej westchnień. Wyszedł już ze szpitala świętego Munga i
teraz po prostu codziennie wieczorem musiał stawiać się w Skrzydle Szpitalnym
na „przegląd”. Poza tym chodził już normalnie na lekcje i sypiał w swoim
dormitorium. Wyglądał całkiem dobrze. Nie! To złe określenie. Przecież on
zawsze wygląda nieziemsko! Podszedł do niej śmiało, tak jak za dawnych dobrych
czasów.
- Hej!
- Cześć- odparła lekko zmieszana- Coś się
stało?
- Czy coś musi się stać, żeby podejść do
mojej ukochanej rudowłosej piękności?- Zapytał, a jej podskoczyło serce.
- C-co?
- Błagam cię, spróbuj zachowywać się
normalnie- jęknął zrezygnowany- naprawdę cię nie pamiętam, ale staram się, żeby
było tak jak zawsze…
- Przecież mnie nie pamiętasz! Skąd możesz
wiedzieć, jak zachowywałam się kiedyś?- Oburzyła się
- Choć, przejdziemy się…- ruszył do przodu
nawet nie obracając się do tyłu. Ta poszła z nim- wiem wszystko od reszty Huncwotów.
Nie jest mi łatwo, ale chcę zachować pozory. Nie ułatwiasz mi tego. Twoje zachowanie
sprawia, że zaczynam wątpić, czy reszta mówi mi prawdę…
- Dlaczego?
- Ty mi powiedz. Wszyscy mówią mi, że ja
zawsze latałem za tobą, ty mnie nie znosiłaś, aż w końcu ja dałem ci spokój i…
- Tak to prawda…- przerwała mu chamsko- i co
z tego?
- Dlaczego ty patrzysz się na mnie w taki dziwny
sposób?- Wyrzucił to z siebie na wydechu, bojąc się, że zmieni zdanie- Wbijasz
we mnie wzrok, jak co najmniej trzy czwarte dziewczyn w Hogwarcie. To nie
trzyma się kupy…
- A może się zmieniłam? Może zrozumiałam, że
mi zależy na tobie? Nikt ci nie opowiadał jak byłam zazdrosna o Dafnie?- Syknął
na dźwięk tego imienia- James, ja po prostu cię kocham…
Zatrzymał się raptownie. Poczuł, że coś pękło
w jego głowie. Tak, jakby te dwa magiczne słowa były szyfrem do zburzenia muru,
który postał w jego głowie. Poczuł się wolny. Pamiętał.
- Liluś…- drgnęła na to zdrobnienie wciąż
zaszokowana własnymi słowami- ja też cię kocham…- A gdy spojrzała na niego
zdezorientowana dodał- pamiętam cię… wszystko pamiętam…
Spojrzeli na siebie. Zielone tęczówki
spotkały orzechowe i oboje zatopili się w swoich oczach. Czuli dziwnie uniesienie,
a serca zaczęły im bić szybciej. Powoli zaczęli zbliżać się do siebie. Ujął jej
twarz w obie dłonie i delikatnie dotknął jej ust swoimi wargami. Gdy przekonał
się, że i ona chce go pocałować, wbił się z pasją w jej malinowe wargi. Ta
jedna mała chwila trwała dla nich całą wieczność. Obiął ją w pasie, aby czuć
każdą wypukłość smukłego ciała. W tej chwili pragnęli jedynie siebie. Tylko to
było potrzebne im do szczęścia. Jedno dla drugiego było całym światem.
Wszystkim. Potrzebowali się jak powietrza.
Nie liczył się nikt inny…
- Spotkajmy się na korytarzu na siódmym
piętrze. Dzisiaj, zaraz po lekcjach…- wyszeptał między pocałunkami w chwili,
gdy zadzwonił dzwonek. Potem oddalił się…
Została sama, czując, że to najszczęśliwszy
dzień jej życia…
Szkoda tylko, że nie wiedziała, jak bardzo
się myli i szkoda, że nie miała pojęcia, że ktoś słyszał ich rozmowę…
*
Alexandra siedział na parapecie i wpatrywała
się w niebo. Jakiś ptak właśnie przecinał puchowe chmury, potem zatopił się w
tych obłokach i zniknął z pola widzenia.
Westchnęła z dziwnym rozrzewnieniem. Wszystko miało się zmienić. Bała
się tego, co miało nastąpić. Z jednej strony bardzo chciała jechać do Hogwartu,
z drugiej… obawiała się spotkać z nim.
Co będzie, jeśli jej nie pozna? Albo ją zignoruje? Co jeśli nie będzie chciał
jej znać, po tym, jak zniknęła? Zadawała sobie wiele pytań, na których odpowiedzi tak naprawdę nie
chciała znać.
- Kocham cię, Jamesie Potterze. Ale
wybraliśmy zupełnie inne drogi. Tak bardzo żałuję… - starła słoną łzę, która
spłynęła po jej policzku. Chciała wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Tylko
powoli brakowało jej sił, by tą wiarę utrzymać.
*
Ann, Dorcas i trzy czwarte Huncwotów
siedzieli przy jednym stole w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Dziewczyny i Lupin studiowały książki, Peter
bazgrał coś na pergaminie, zapatrzony gdzieś w dal. Syriusz siedział na kanapie
i przyglądał się czarnowłosej mieszkance swojego dormitorium. Był ewidentnie
znudzony. Przed nim leżała gazeta. Na drugiej stronie widniały przeprosiny za
artykuł mówiący o Rogerze Potter jako o ojcu – tyranie. Wyrwał się ze szkoły
i urządził małą scenkę w Redakcji Proroka
Codziennego. Efekty widać wyło w piśmie. Humor znacznie mu się polepszył. W
pewnym momencie zwinnym ruchem zabrał pergamin Dorcas
- Ej! – krzyknęła i podskoczyła, aby odebrać
mu pracę domową. Była wysoka, ale on niestety też, więc nie dała rady – Black!
Oddaj mi to!
- A co dostanę w zamian?
- Hm… zastanówmy się… kopa w tyłek! – znów
spróbowała, ale ten kolejny raz zrobił unik. Teraz już cały stolik przestał
zajmować się sobą i z uśmiechami przyglądał się parze.
- E.. Nie podoba mi się ta opcja. No
kochanie, wysil się!
- Nie jestem twoim kochaniem, Black!
- Na pewno, Meadowes?
- Absolutnie! – Gryfonka poskoczyła, uczepiła
się jego ramienia i chwyciła pergamin – 1:0 dla mnie, Black…
- Ja mam imię! – warknął lekko niezadowolony.
Ta tylko puściła mu perskie oko, uśmiechnęła się zalotnie i wróciła do pracy.
Syriusz przyjrzał się jej profilowi. Była ładna, musiał to przyznać. Ale czy mu się podobała w
ten sposób? I co ona czuje do niego? Mógłby się łatwo dowiedzieć, ale… byli
przyjaciółmi. Wolał żyć w niepewności, niż stracić przyjaciela. Tego jednego
był pewien. To była jedyna rzecz, która powstrzymywał się od umówienia z
jakąkolwiek dziewczyną. Nie ‘ruszał’ lesek kolegów i przyjaciółek. A Dorcas z
pewnością była mu bliska. Usłyszał głuchy trzask. Bardzo charakterystyczny. Od
razu wiedział, że ktoś wyszedł z ich
dormitorium. I rzeczywiście. Po kilku sekundach na najwyższym stopniu ukazała
się zaspana twarz Emmy. Gdy tylko go zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i
dosłownie sfrunęła po schodach, wpadają wprost w jego ramiona. Okręcił się wraz
z nią wokół własnej osi, a ona zaśmiała się wesoło. Kilka dziewczyn spojrzał an
nią z zazdrością. Była tylko dzieckiem, ale gdy tylko była w pobliżu, Syriusza
nie obchodziło nic innego. I dlatego ja kochał. Byłą prawdziwa, szczera do bólu
i postrzegała świat w swój optymistyczny, zabawny sposób. Była jak siostra.
- Zostaw ją, bo wyciągnę różdżkę!
- Jimiii! – dziewczynka zaśmiała się wesoło i
zaraz znalazła się w ramionach starszego brata. Ten tylko zaśmiał się i we
trójkę podeszli do stolika.
- Czego się uczycie?
- Transmutacja. Jutro zdajemy to przeklęte
zaklęcie!
- McGonagall dała mi trochę więcej czasu… ale
chyba z wami to zdam. Łatwizna.
- Ta, jasne… - zadrwiła Ana.
- No co? Przecież transmutacja jest banalna.
A zaklęcie zmieniania kształtu jest bardzo proste. Nawet nie chce mi się czasu
tracić, by zaglądnąć do książki. – ostentacyjnie ziewnął – a propos zabijania
czasu… nudno się tu ostatnio zrobiło. Może byśmy wreszcie zrealizowali ten
kawał, na którym pracowaliśmy w wakacje?
– nagle wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. Remus spojrzał na niego niedowierzaniem.
- O tym kawale wiedzieliśmy tylko mu czterej.
I po amnezji nic ci nie mówiliśmy, więc…
- Odzyskałeś pamięć, ty stary bydlaku! –
Syriusz rzucił poduszką w Jamesa
- Nie mówiłem wam?
- Nie – wykrzyknęli zgodnie
- Przepraszam… zapomniałem – zrobił niewinną
minę
*
- Panie, on żyje…
Voldemort spojrzał na jednego ze swoich sług.
Żyje? Ach tak? Wiec klątwa Sewerusa nie zadziałała? Poniesie karę. Ale teraz…
trudno. Są ważniejsze sprawy. Musi się skupić.
Inaczej cały plan diabli wezmą. A im zajmie się później. Nie może pozwolić mu
żyć. N I K T nie ujdzie z życiem, jeśli odważy się przeciwstawić jemu.
- Jamesie Potterze nieświadomie wydałeś na
siebie wyrok. Śmierć jest ci pisana..
*
Szła na siódme piętro. Była szczęśliwa. Przez
wszystkie lekcje nie mogła się skupić, ale nie pokazywała tego, bo postanowili,
że na razie ukryją ten fakt przed przyjaciółmi. Tanecznym krokiem weszła po
schodach i… stanęła oko w oko z Sewerusem Snape’em…
at} { o w �o0 �_9 zy. Zmrużył je i próbował
przyzwyczaić się do jaskrawego światła. Rozejrzał się po sali:
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, panie Potter- odpowiedział
kobieta z ulgą w głosie- cieszymy się, że wreszcie się pan obudził…
- Wreszcie się obudziłem?- Powtórzył
nieprzytomnym głosem
- Tak witaj wśród żywych James! – radosne
głosy Huncwotów złączyły się w jedno
- James? Do mnie się zwracasz? Tak się
nazywam?
Wszyscy zamarli. Każdy z nich się tego
spodziewał, ale też w głębi duszy wierzył, że do niczego takiego nie dojdzie.
Jak bardzo się mylili!
Tylko, że nikt nie przeżył tego, co Emma.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie potrafiła tego zrozumieć. Nie mogła. W
tej chwili był dla niej wszystkim, co jej pozostało z dawnego życia. Tak bardzo
chciała odzyskać, chociaż jego część. Nieświadome tego, że płacze osunęła się
kilka kroków. Stanęła sztywno.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? To ja Emma!
Twoja siostra- krzyknęła w rozpaczy- proszę, przypatrz się mi. Jestem twoją
młodszą siostrą. Kocham cię i nie chce cię stracić, rozumiesz- szepnęła stojąc
nad nim. Potter tylko przypatrywał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po
chwili milczenia wyciągnął do niej ręce. Bez zastanowienia czy jakiegokolwiek
zawahania wskoczyła w jego otwarte ramiona. Mocno przytulił ją do siebie.
- Przykro mi, ale cię nie pamiętam. Mimo to
wierzę ci.
- Naprawdę?- Zapytała zachrypniętym od łez
głosem
- Tak. Nie widzę powodów, żebyś miała mnie
okłamywać.
*
James Potter zmienił się. Nie tylko
psychicznie. Piętno strasznych wydarzeń zostało i na zewnątrz. Wciąż był
przystojny, ale jego skóra pobladła. Twarz stała się bardziej pociągła.
Stopniowo może było zauważyć coraz to
więcej różnic między nim, a Emmą. Dziewczynka
ze swoją oliwkową karnacją przypominała małą Hiszpankę, James uwodził ciemnymi
oczami na bladym płótnie. Dopiero teraz wyszły wszystkie różnice. Teraz widać
było, ze dziewczynka ma urodę ojca, a chłopak wdał się w matkę.
Przez dziesięć kolejnych dni nic się nie
zmieniało. Huncwoci i dziewczyny poświęcali każdą wolną minutę na opowiadanie
najciekawszych historii z życia Rogacza. Niestety nic nie dawało jakichkolwiek
oznak, że jego stan się polepszył. Nikogo i niczego nie pamiętał. Wierzył tylko
Emmie. Zachowywał się jak starszy brat. Gorliwie słuchał opowieści i za każdym
razem ze smutkiem oznajmiał, że nic nie pamięta.
- To nic- mówiła wtedy panna Potter. Każdy
wierzył, że wreszcie bariera w jego mózgu się przełamie i znów będzie dawnym
Jamesem. Niestety tak ciężko było to osiągnąć…
Niestety z czasem ta wiara malała. Powoli
każdy utwierdzał się w przekonaniu, że stary Rogacz już nie wróci. James Potter
miał zniknąć, a na jego miejsce miał pojawić się ktoś zupełnie obcy. Ktoś, kogo
niekoniecznie chcieli mieć przy sobie…
***
Eee... chyba Ci wpadł na koniec kawałek z początku rozdziału.
OdpowiedzUsuń