~*~
Miłość. Jedno słowo, które posiada
tak wiele znaczeń. Zastanawiać się można nad jej sensem. Można tez po prostu
dać się jej ponieść. Pozwolić, by zawładnęła twoim sercem i umysłem. Wielu
mówi, że jest to najsilniejsze uczucie ze wszystkich. Nie może jej pokonać
nienawiść i zło. Niektórzy jednak twierdzą, że istnieje uczucie czystsze i
potężniejsze od miłości. Uczucie, dla którego człowiek jest w stanie zrobić
naprawdę wiele. Przyjaźń. Uczucie skomplikowane, ale jednak czyste. Przychylić
bym się mogła do owego stwierdzenia. Przyjaźń to najwyższe ze wszystkich uczuć.
Prawdziwa przyjaźń jest szczera, nieodwołana, wieczna i niepojęta. Delikatna,
gwałtowna i nieprzewidywalna. Troskliwa, cierpliwa. Wybacza wiele i wiele
toleruje. Wytyka wady, choć potrafi je znieść. Jest niezastąpiona. Wszystkie te
cechy można przypisać miłości, to oczywiste. Jednak prawdziwa miłość ma jedną
wadę. Może
być nieszczęśliwa. Cóż z tego, że kochamy
tak szczerze i bezinteresownie, skoro nasze serce pęka i powoli rozsypuje się
na miliony kawałeczków. Miłości nie wystarczą dwoje ludzi, którzy się kochają.
Czy sprawiedliwym jest to, że, choć wypełnia ich najpiękniejsze ze wszystkich
uczuć, są wyjałowieni w środku. Puści, niczym studnia bez wody. Głęboka. W
samym sercu pustyni. Bez szans na przetrwanie.
Pewna czwórka chłopaków doskonale
zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego już dawno temu poprzysięgli sobie, że
przyjaźń zawszę będzie u nich na pierwszym miejscu. Choć każdy z innych
powodów, to żaden z nich nie przywiązywał wagi do miłości. No, może poza
jednym. Wariatem, który wpadł w wir pierwszej miłości. Zawsze jednak pamiętał o
swoich przyjaciołach. A uczucie, które zagościło między ową czwórą było szczere
i prawdziwe. Czyste i bezinteresowne. Huncwoci. Tak siebie nazwali. Wielu
widziało w nich paczkę rozrabiaków, z którymi zawsze można było się pośmiać. To
prawda. Prawdą było też to, że byli nad wyraz inteligentni. Choć jednemu zawsze
przypisywano mniejsze zdolności i on miał swoje przebłyski mądrości. Mało
jednak kto znał ich z tej najlepszej strony. Ze strony prawdziwych przyjaciół.
Oni sami nie chwalili się, wierząc, że to sprawa ich wszystkich.
Byli jednością. Cztery osobowości w
jednym ciele. W jednym istnieniu.
Każdy z nich ma swoje demony. Dla
jednego jest to ojciec, który poniżał go, czasami bił, przez całe dzieciństwo.
Który już na zawsze wyrył na nim piętno. Dla drugiego demonem jest ona sam. A
raczej pewna przypadłość, która na zawsze zmieniła jego życie. Wilkołactwo. Dla
trzeciego jest to rodzina, która go wyklęła.
Pochodzenie, które już na zawsze przypięło do niego konkretną łatkę. Czwarty
z nich nie miał demonów przeszłości. Był szczęśliwy. Jednak ostatnio kłopoty
zaczęły mnożyć mu się niemiłosiernie. Przeklął swoją matkę, która kochała jego
największego wroga. Która go okłamywała. Owe kłamstwa doprowadziły do próby
samobójczej. To poczucia odrzucenia i niepewności. Do bólu, który już zawsze
będzie mu towarzyszył. Ponadto dowiedział
się, że ma misję. Z ochotę poszukuje swojego celu. Skąd może wiedzieć, że
zaprowadzi go to do śmierci?
Wszyscy jednak walczą z tymi
demonami. A pomaga im w tym przyjaźń. I cztery słowa: Lunatyk, Glizdogon, Łapa
i Rogacz.
Mimo wszystko to miłość sprawiła im
największy ból. Zacznijmy od tego najbardziej poszkodowanego. Przez 5 lat
uparcie wierzył, że pierwsza miłość jest czymś niezastąpionym i wiecznym.
Ukochana raniła go zbyt często. A jednak w swej szczenięcej prostocie wierzył,
że im się uda. Potem wszystko zniknęło. Pogodził się z jej stratą. Taka jest
kolej nastoletniej, pierwszej miłości. Kiedyś musi zginąć. Drugi z przyjaciół
nie wierzył w miłość. W pragnienie, zauroczenie… to jeszcze. Jednak nigdy nie
wypowiedział tego jednego słowa. Ostatnimi czasy poznał swoją pierwszą miłość.
Jeszcze jednak nie chce się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą. Kolejny z
braci wierzy w miłość, jednak nie wierzy, że jest ona przeznaczona dla niego. Wciąż
myśli o sobie, jak o wykluczonym. Jego rozum nie chce przyjąć do siebie tego
uczucia, mimo że serce powoli oddaje się pewnej dziewczynie. Dla czwartego z
całej grupy miłość jest czymś zupełnie nierealnym. Abstrakcyjnym. Ojciec dawno
wbił mu do głowy, że on nie ma szans na szczere uczucie. Że żadna go nie
zechce. A więc nie próbował. Jakież było
jego zdziwienie, kiedy znalazła się taka, która go zechciała. Która
zaakceptował go takim, jaki jest.
Choć w przyjaźni są biegli, to miłość
jest dla nich zupełnie czymś nowym. Abstrakcyjnym.
Wróćmy jednak do owego pierwszego
amatora. Jak się okazuje, to nie jest jego jedyna styczność z miłością. Jedni
powiedzieliby, że bardzo szybko się pocieszył. On jednak należy do osób, które
z łatwością nawiązują kontakt. Które bez problemu mówią o swoich uczuciach.
Jednak przy owej nowej miłości nie potrafił tak szybko powiedzieć „kocham”. Ich
znajomość była pełna wzlotów i upadków. Gorących chwila a także nieprzyjemnych
zdarzeń. Cóż się dziwić? Z natury są wrogami. Gryfon i Ślizgonka. Odważny,
uczciwy, wesoły rozrabiaka, dla którego przyjaźń i rodzina to najważniejsze
priorytety. Oraz zimna, spokojna, poważna kłamczucha, dla której nie istnieją
pozytywne uczucia. Która dopiero ich się uczy. Cokolwiek nie powiedzą, łączy
ich dojrzałe uczucie. Dopiero wkraczają w dorosłość, jednak już wiedzą, że coś,
co ich łączy, jest wyjątkowe.
Oboje przeżyli traumę.
Oboje boją się zaufać.
Oboje kochają się ponad życie.
Ich miłość przypomina ziarnko, które
właśnie zaczęło kiełkować. Powoli, dzięki wodzie i słońcu, zaczyna puszczać
pąki. Jednak nie będzie z nich kwiatu. Nie będzie cudownego zakończenia. Ich
miłość została zduszona w zarodku. Klątwa, który wisi na nim, jest potężnym
czarem. Wielkim zaszczytem i ogromnym brzemieniem. Są jak pionki w grze. On,
choć najważniejszy, już został spisany na straty. Jego misją jest poświęcić
się. Ona jest jedynie pomocnikiem. Może przedłużyć mu życie jedynie
odrzuceniem. Musi przestać go kochać, choć wydaje jej się to niemożliwe.
Wielu ma nadzieję, że to ziarno
miłości jednak wyda kwiat. Jeśli tak, będzie on górował ponad wszystkim. Będzie
piękniejszy, niż jakiekolwiek kwiaty znane ludzkości. Mówi się, że nadzieja
jest matką głupców. Jednak podobno ta sama nadzieja umiera ostatnia.
Na razie jednak kwiat usycha. Powoli,
acz konsekwentnie. Ginie w zarodku.
*
Tamta noc trwała wiecznie. Tak, jak
chciała Alex. Cicha i bezpieczna. Snująca się w nieskończoność. Wciąż
nierealna. Tak nierzeczywista, a jednak prawdziwa. Prawdziwe były również dwa
ciała, które stykały się ze sobą. Złączone w miłosnym uścisku. Można by rzec –
desperackim uścisku. Młoda kobieta tuliła się do swojego kochanka wiedząc, że
jest to ich pierwsza i ostatnia noc. Że to ostatnie godziny, w których są
razem. Wiedziała, że to, co powie, zadecyduje o tym, że staną się wrogami.
Obudziła się pierwsza. Zaciągnęła się jego
zapachem, rozkoszując się bliskością Jamesa. Delikatnie uniosła się na ramieniu
i przyjrzała się śpiącemu. Był niezwykle spokojny. I szczęśliwy. Owe szczęśnie
potrafiła wyczytać z jego twarzy. Jakiś dziwny przedmiot ścisnął jej gardło,
dusząc ją wewnętrznie. Mimo wszystko – nie żałowała swojej decyzji. Nie żałowała,
choć teraz było jeszcze trudniej. Jakieś dziwne ciernie oplotły jej serce.
Kolce kłuły jej ciało. Łzy cisnęły jej się do oczu.
To koniec. Myśl pojawiła
się w jej głowie niespodziewanie. Była nie tyle żałosna, co przepełniona
spokojem. Alex ze spokojem przyjmowała wszystkie krzywdy. Ze spokojem oddawała się bólowi. Dawno temu
już nauczyła się, że nie warto mu się przeciwstawiać. Bezsensownie walczyć. Tu
zawsze jesteś skazany na porażkę. Zresztą tak myślała egoistka. Bez wątpienia
nią była. Jednak zawładnęło nią czyste uczucie do chłopaka. I wiedziała, że
musi wyzbyć się egoizmu. Byleby tylko on cierpiał jak najmniej.
Pocałowała go w usta. Delikatnie. Nie
chciała go budzić. Starała się odwlec tę chwilę. Na próżno. Blade usta
uśmiechnęły się leniwie. Powieki rozchyliły się, by zobaczyć nad sobą osobę,
przez którą serce zabiło mu mocniej. Jej jasne włosy opadły na jego tors,
delikatnie go łaskocząc. Założył jeden kosmyk za jej ucho i uśmiechnął się,
kiedy wtuliła policzek w jego dłoń.
- Dzień dobry – mruknęła, przerywając
ciszę.
- Dzień dobry. Jak się spało? –
Uśmiechnął się łobuzersko. Usiadł na kocyku i przytulił ją.
- Całkiem dobrze – być może nie
chciał usłyszeć drwiny w jej głosie. Tej odrobiny smutku, która się tam kryła. Ona
jedna już niedługo była tą Alex, z którą spędził noc. Szybko przeobraziła się w
ową zimną, opanowaną istotę. Odepchnęła go, kiedy chciał ja przytulić. Wstała i
dziarsko spojrzała mu w oczy.
- To niczego między nami nie zmienia.
– Powiedziała twardo. Spojrzał na nią dziwnie. Uśmiech momentalnie zszedł mu z
twarzy. Również wstał.
- Ty chyba żartujesz! – Złapał ją za
ramiona. Próbowała się wyrwać, jednak był silniejszy. Bez problemu potrafił
sprawić, aby spojrzała mu w oczy. – Po tym wszystkim, co się wydarzyło w nocy,
ty mówisz mi, że nic się nie zmieniło! Jeśli uważasz to za śmieszne, to
przestań chrzanić.
- To ty przestać chrzanić, Potter. Dostałeś
to co chciałeś. Teraz oboje wracamy do rzeczywistości.
- Dostałem? – Powtórzył za nią niczym
echo. Nie mieściło mu się w głowie to wszystko, co rozgrywało się w tamtej
chwili.
- Tak. A po co było to wszystko? –
Wskazała na dach, kocyk i świece – chciałeś się ze mną przespać.
- Nie ukrywam, że tak…
- Brawo! Cel osiągnięty – zadrwiła,
choć jej serce zmiękło na widok jego skruszonej miny. Jednak ona dopiero
wchodziła w swoją rolę. Musiała być bardziej bezwzględna.
- To nie tak! Nie zaplanowałem tego na
wczoraj. Nie sądziłem, że moglibyśmy tak szybko…. Że my… - brakowało mu słów.
To ona przejmowała kontrolę. – Ty też tego chciałaś, Alex.
- Owszem. Było miło. Ale teraz
zostańmy…
- Przyjaciółmi? – Zaśmiał się drwiąco – Nie
stać cię na słodsze kłamstwo? Bo przecież to wszystko jej jednym wielkim
kłamstwem. To, że mnie kochasz. Ostatnia noc.
- Nigdy nie powiedziałam, że cię
kocham! Nigdy też nie obiecywałam ci niczego. To tylko seks, James.
- Mylisz się – wysyczał jej do ucha –
w naszym wieku można kochać się jedynie miłością szczerą i gwałtowną. Myśmy się
kochali, Alex – zaakcentował.
Przełknęła ślinę. Ciernie oplatające
jej serce wiły się coraz gęściej. Powoli sunęły po całym ciele sprawiając, że
nie mogła się ruszyć. Chciała być silna i twarda. Chłodna i opanowana. Jednak
coraz trudniej było zachować kamienną twarz, kiedy jego orzechowe oczy patrzyły
na nią z miłością. Była pewna, że on ją kocha. James nigdy nie kłamał. Ta
świadomość odbierała jej siły. Myśl, że mogłaby być więcej takich nocy…. Że ich
palce splatałby się ze sobą codziennie… Że usta odnajdowały siebie każdego
dnia… Że…
Przestań! Kolejna
myśl. Tym razem logiczna. Ból będzie trwał chwilę. Potem pojawi się otępienie. Przecież
wiesz, jak to jest, Alex. Znała te uczucia. Nie
były dla niej obce. Potrafiła się z nimi pogodzić. Wyrastała wśród osób wyrachowanych, które
potrafiły idealnie udawać. Wiedziała, że teraz musi zrobić to, co oni.
- James, przestań. Podjęłam decyzję.
– Westchnęła, nawet nie mając siły się kłócić.
- Jasne! – warknął – Ty podjęłaś decyzję! Bo moje zdanie i uczucia się nie liczą!
- Nie udawaj rozpieszczonego
dzieciaka. Już wczoraj tłumaczyłam ci, że nic z tego nie będzie! – złość powoli
w niej narastała.
- Myślałem, że przekonałem cię o tym,
że to, co mówiłaś było po prostu głupie! Przecież możemy jakoś to pogodzić. –
dodał już spokojnie.
- Nie, nie możemy. Od początku to
wiedziałam i…
- Wiedziałaś? – Czekoladowe oczy
przysłonił gniew – A mimo to zdecydowałaś się na wszystko, co między nami
zaszło?! I nie mów, że cię zmusiłem, bo to była twoja decyzja!
- Tak, zdecydowałam się, bo… - Bo co?
Co miała na swoje usprawiedliwienie? Przecież wiedziała, jakie będą konsekwencje
jej czynu. Bo cię kocham…
- Bo postanowiłaś się mną zabawić!
- Nie masz prawa tak mówić –
wyszeptała i dobrze wiedziała, że miał wszelkie prawo tak sądzić.
- Jesteś hipokrytką, Alex. – Spojrzał
na nią z pogardą w oczach. Obrzydzenie malowało się na jego twarzy – To się
stanie Twoim hobby? – Zadrwił – Udowadnianie, że nowa w szkole nie znaczy
gorsza? Że możesz mieć każdego? Polecam Smarkerusa, jest… - siarczysty cios
wymierzony w policzek przypomniał mu, że przesadził. Nie zamierzał jednak się
wycofać. Był wściekły i rozżalony.
- Dupek – syknęła i wybiegała z
pomieszczenia. Zostawiła za sobą całą panoramę miasta i pierwszego mężczyznę,
którego pokochała.
Miałaś rację, babciu, pierwsza miłość zawsze jest
nieszczęśliwa… Westchnęła, przypominając sobie słowa ukochanej osoby. Tylko
jej ufała. Tylko ją kochała. Dlaczego więc tym razem jej nie posłuchała? Długo
powstrzymywane łzy wreszcie wyciekły. Nie było sensu nie pozwalać im ciec.
Musiała wypłakać żal. Dawno już nie używała tego sposobu. Teraz jednak nie
miało to znaczenia. Dla Jamesa zrobiłaby wszystko. Wyzbyła się egoizmu, chcąc
pomóc mu przeżyć. W zamian dostała oskarżenia, że jest wyrafinowana dziwką,
która cały czas grała.
- Ironia – wyszeptała z wściekłością.
Tyle razy kłamała i ludzie nie wiedzieli o tym. Tym razem jednak mówiła prawdę
i James uważa, że go oszukała.
Ale czy było inaczej? Chciała dobrze,
a wyszło jak zawsze. Inaczej. Na pewno nie źle. Najważniejsze, że James Potter
ma coraz większe szanse na przeżycie.
*
- Cooney! – Zatrzymała się, jednak nie
odwróciła. W myślach powtórzyła sobie, żeby nie dać się sprowokować. Musi
pokazać, że jest od niej lepsza.
- Dlaczego nie jestem zdziwiona tym
spotkaniem, Evans? – Alex wciąż stała do niej tyłem.
- Czy musze ci mówić, że jesteś
dwulicową świnią? – W głosie rudowłosej słychać było ledwie skrywaną furię.
- Nie bardzo rozumiem.
- Dwa dni temu James wyszedł na
randkę z tobą. Wrócił nad ranem. I od tego czasu się zmienił. Nie je, zamknął
się w sobie.
-Nie zauważyłam – postanowiła się
odwrócić i otwarcie stawić jej czoła. Przyjęła obojętny wyraz twarzy.
- Oczywiście udaje, że wszystko jest
dobrze, ale zbyt dobrze go znam, żeby…
- Ty go znasz? Błagam Cię, Evans!
Przez pięć czy sześć lat nie wiedziałaś nawet, że ma siostrę!
Zielone oczy Lily jakby odrobinę
przygasały. Blade policzki pokrył rumieniec. Nie straciła jednak hardości i
determinacji. Była zbyt przekonana o tym, że blondynka, która stoi przed nią,
jest źródłem przemiany Jamesa. Bardzo chciała mu pomóc. Nie miała jednak
pojęcia, co może zrobić.
- Dlaczego ty mu to robisz?
- Problem nie leży we mnie. Problem
polega na tym, że Potter nie potrafi zrozumieć słowa „nie” i uważa, że wszystko
mu się należy. Mało tego… dla niego oczywistością jest to, że on mnie woła a ja
za nią lecę. Rozczarowała go prawda. Nic więcej.
Odwróciła się i odeszła. Coraz
bardziej nienawidziła roli, jaką ma w tym wszystkim grać. Pragnęła podejść do
Jamesa i go przytulić. Pragnęła słów, że jest jego nadzieją. Jego światłem. Osoba,
która pomaga mu się pozbierać. Tymczasem bezustannie go raniła.
Hogwart, który jeszcze kilka chwil
temu był spełnieniem marzeń, stał się przeklętym miejscem koszmaru, który
rozgrywał się w jego murach. Na jej oczach i za zgodą Dumbledorea.
*
James!
Pewnie już widziałeś nagłówki w Proroku. Samej ciężko
mi w to uwierzyć, jednak to prawda. Harriet nie żyje. Wraz z nią zginął jakiś
Auror. Raven przeniesiono do Munga, jednak jej stan jest krytyczny. Nie można
jej odwiedzać. Nawet nie oddali nam ciała Harriet. Została pochowana na jakimś
nieznanym cmentarzu. Rodzice jej szukają, ale nie wiem ile to potrwa. Nie
jestem pewna czy to coś da. Obawiam się, że on infiltruje Ministerstwo. Błagam
Cię, nie pisz otwarcie o wszystkim. Jesteśmy bezradni. Podejrzewają nas.
Dlatego pamiętaj, żeby na procesie zachowywać się porządnie. Jesteś jedyną
osobą, która może ich przekonać, że Ciebie „nie zepsuliśmy”. Nas tam nie
będzie. Nie wolno nam. Próbowałam temu zaradzić, ale się nie udało. Teraz
próbujemy dostać się do Raven, jednak podejrzewamy, że i ją będą chcieli
odizolować. O ile z tego wyjdzie.
Trzymaj się przyjaciół, James. Nie poddawaj się. Sama
nie wiem już, co jest iluzją, co prawdą. Jednak wierzę, że cokolwiek się zdarzy
– uda Ci się. W końcu jesteś synem Rogera. Moim bratankiem. Wiedz, że możesz na
mnie liczyć. Tylko pamiętaj – dyskretnie. Cos czuję, że nasza rodzina jest
śledzona.
Carter.
*
Przez kolejne tygodnie niebo usłane
było czarnymi chmurami. Nic nie zapowiadało rychłego powrotu słońca. James
zachowywał się normalnie, nie chcąc dać Alex satysfakcji. Ona natomiast godziła
się powoli z tym, że z jego strony było to przelotne uczucie. Wspomnienia ich
ostatniej nocy powracały w każdej samotnej chwili. Nie było mowy o tym, że mogą
zapomnieć. Jednak duma wygrywała. Duma i przepowiednia, która nie tylko
złączyła ich losy. Ona sprawiła, że
nigdy nie będzie im dane być razem. Blondynka często ironizowała, że czuję się
jak w taniej oparze mydlanej. Jednak jej relacje z Amani zaczęły trochę się
ocieplać. Nie potrafiła jej nienawidzić, bo irracjonalnie czuła, że są ze sobą
powiązane. W ten sposób radziła sobie z bólem. James natomiast znalazł inny
sposób. Marzec nieubłaganie zbliżał się ku końcowi a termin rozprawy zaczynał
na nim ciążyć. Cała na sprawa przysłoniła mu myśli. Nawet Emma, która zawsze
wierzyła w brata, zaczęła się denerwować. Wymyślała różne scenariusze. James
nieustannie uspokajał siostrę, jednak sam był coraz bardziej zaniepokojony.
Emma często budziła się z krzykiem w środku nocy. Wstawali wtedy wszyscy i
uspokajali ją dopóty nie uwierzyła, że jest z nimi i tu zostanie. Rogaczowi
powoli zaczęła doskwierać ta sytuacja. Chciał dać Emmie pewną odpowiedź.
Obiecał sobie, że zaoszczędzi jej cierpień. Tymczasem nic nie mógł zrobić.
*
Ciociu!
U nas ciągła burza. Dotarły do mnie wszystkie
informacje. Gniew kumuluje się już od jakiegoś czasu. Sam też nie wiem, co jest
iluzją. Te wszystkie śmierci, proces, dziennik czy moja niespełniona miłość. Wiem
tylko, że natłok tego wszystkiego mnie zabija. Powoli przestaję być sobą. A oni
sprytnie grają. Odbierają mi was w chwili, kiedy najbardziej tego potrzebuję. I
Emma zaczyna tracić wiarę. Nie mogę patrzeć na jej cierpienie. Przysłania mi
ono wszystko. Chciałbym ujrzeć jej uśmiech. Ale ten szczery. Nie ten, którym
obdarza nas każdego dnia. Znamy się zbyt dobrze, by mogła mnie oszukać.
Przestałem wierzyć w to, że przeznaczone jest mi
jakiekolwiek szczęście. Ostatnio odebrana mi kolejną miłość. Oprócz przyjaźni
nie mam już nic. Jest tylko Ona i Emma. Czuje, że powinienem być już mężczyzną.
Jednak wciąż siedzi we mnie chłopak, który pragnie zjeść obiad u matki. A potem
pognać z dziewczyną na randkę. Chciałbym się móc jej oświadczyć. Następnie
przedstawić ją rodzicom i Emmie. Chciałbym mieć z nią dzieci i patrzeć jak moja
siostra zdaje kolejne egzaminy. Jak i ona układa swoje życie. Nie zdawałem
sobie spraw, że mam takie prozaiczne marzenia. A nie mam już szans na ich
spełnienie. Rodzice zginęli a kobieta, którą kocham nie pasuje do takiego
schematu. Nie widzi się w tej roli. Więc i ja przestałem się widzieć. Nie ma
sensu udawać, że coś może się udać. Chcę tylko, żeby jedno mi wyszło – żeby
Emma ułożyła sobie życie.
Rogacz.
*
- Jeszcze raz! Powiedz to jeszcze
raz!
- Chłopak ma szansę na wygraną. Może
mu się udać.
- To niemożliwe…
*
Rogaczu!
Nie mów o przegranej, kiedy istnieje jeszcze jakaś
szansa. To, co piszesz, jest smutne. I godne podziwu. Wierzę, że Twoje marzenia
się spełnią. Może nie w taki sposób, jaki sobie wymyśliłeś, ale jednak. Nic nie
poradzę na to, co się dzieje. Choćbym nie wiem jak chciała, nie dam rady.
Jednak nie wolno przestać wierzyć. To doprowadzi do wygranej Zła. Wierzę, że
jest szansa. MUSI być jakiś sposób. Wiem, że to dla was ciężki czas. Jednak
dacie sobie radę, bo macie siebie. Emma daje Ci siłę i na odwrót. Rodziców wam
nie wrócę. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko tu byli. Ale, choć tak często
zakopuję się w przeszłości, nie potrafię cofnąć czasu.
Wierze jednak, że kłopoty miłosne to jedynie przejście.
Mówi się, że pierwsza miłość zawsze jest bolesna. I nigdy trwała, wiec trzeba
dać jej przeminąć. Jednak trzymaj się obecnej miłości, Rogaczu. Nawet jeśli wam
nie wychodzi, to miłość jest siłą. I daje siłę. W jej imię można walczyć i
wygrać. Nie bój się zaufać. Nie bój się wierzyć. I nie bój się kochać. Emma
daję Cie motywację. Dlaczego i tamta kobieta nie miałaby tego robić? Kiedyś
napisałeś, że czujesz, iż ona Cię kocha. Wierzę w Twoje przeczucia. Intuicja to
potężne narzędzie. Wierz w to, co myślisz. Marzenia, o których pisałeś to
dorosłe, odpowiedzialne plany. Wierzę, że właśnie ową kobietę miałeś przed
oczami, kiedy o tym myślałeś.
Pamiętaj, że tylko wiara w ocalenie najbliższych daje
nam motywację do walki.
C.C.
*
Na początku marca pojawiła się
wiadomość, że James i Emma mogą odwiedzić Raven w św. Mungu. Oboje jednak
wiedzieli, że nie jest to takie proste. Nauka i proces pochłaniały sporą część
wolnego czasu. Przy tym czyli się coraz
gorzej. Całe to zamieszanie źle odbijało się na ich zdrowiu psychicznym.
Chodzili bladzi i wyczerpani. Wiedzieli jedno:
powoli mają tego wszystko dość. Jednak w głowach siedziała im również
inna myśl… muszą wygrać. Nie ma innej opcji.
*
C.C!
To filozoficzne myśli. Sam tak próbuje sobie to
wytłumaczyć. To jest motywacja do działania. Ale i wielki ból. Chciałbym zawalczyć
o tą miłość. Jednak proces wszytko mi przysłania. Boję się, że później może być za późno. A
jednak Emma zawsze będzie najważniejsza. Jej szczęście zawsze jest na pierwszym
miejscu.
Rogacz.
*
Ciemność.
Czarna otchłań. Bez dna. Śliskie, półokrągłe ściany.
Spadała. Coraz szybciej i szybciej.
Ból.
Nieznośny. Palące ciepło rozchodziło się po jej ciele.
Rozsadzał żyły.
Krzyk.
Mamo, gdzie jesteś? Była pewna, że tu będzie. Nawet
przez chwilę w to nie wątpiła. Zawsze razem. Przecież miały być zawsze razem!
- Raven!
Ten nieznośny głos. Tak niepasujący bolesnej nicości,
która ja otaczała. Chciała się z niej wyrwać. Ale czy to miało sens? Może po
tym bólu nastąpi ocalenie?
- Raven!
Ten głos był inny. Chyba należał do dziecka. A więc
jednak jest niedaleko nieba.
Gdzie jesteś Aniołku? Choć tutaj… Ty z pewnością
zaprowadzisz mnie dalej. Do świata bez ciernienia.
- Nie możesz się poddać, Rav. I nawet
nie próbuj mi robić na złość. Nie tym razem…
Och, to ty James? Dlaczego tym razem mam robić coś
zgodnie z twoimi słowami. Kiedy chciałam, żeby ty mnie wysłuchał, to była inna
sytuacja. Ja chciałam dla ciebie dobrze. Chciałam ci pomóc. A ty pragniesz,
żebym wróciła do tego strasznego miejsca? Żebym nie trafiła do raju, tylko tkwiła
w cierpieniu i żałobie.
-Wiem, że mnie słyszysz. Jimmy mnie
słyszał, więc ty też. Nie zostawiaj mnie. Nas.
Te błagalny, płaczliwy głos. Była pewna, ze brat tuli
siostrę do piersi, dając jej schronienie. A mnie kto da schronienie? Kto mnie
przytuli? Nie mogła jednak zignorować łez aniołka.
Jasność.
W końcu uchyliła powieki i spojrzała w parę piwnych
oczu. Coś było nie tak. Coś się w nich zapaliło.
Radość? Ulga?
- Raven!
Bezwładne ciało matki. Dwie dziewczyny. A może trzy?
Ból, ten potworny, palący ból Cruciatusa. Początek nicości. Okrzyki walki. Bezwładne
ciało mężczyzny. Oddech. Nicość.
Salę szpitalną wypełnił krzyk.
Ciemnowłosa, blada dziewczyna kurczowo złapała się prętów łóżka. Alarm wył
gdzieś w tle. Przerażona dziewczynka mocno wtuliła się w ramie brata.
Raven Smith wciąż od nowa przeżywała
koszmar ostatniej nocy.
*
Kochana siostrzyczko!
Pomyślałem, że czas napisać do Ciebie. Byłbym
całkowitym idiotą, jeśli żywiłbym nadzieję, że odpiszesz do mnie lub chociaż
ucieszysz się z mojego listu. Wiele decyzji, które pojąłem, nie było dobrych.
Przyznaję się do wszystkich błędów. Niestety byłem ślepcem. Mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi moje
odejście, siostrzyczko. Zawsze Cię kochałem. Zawsze miałem na względzie twoje
dobro. Wiem, że za wcześnie jest na pojednanie.
Wierz mi, że jestem na bieżącą, jeśli chodzi o
wszystkie sprawy dotyczące Ciebie. Jestem niezwykle dumny z osoby, jaką jesteś.
Zostało w Tobie wiele ciepłych uczuć i cieszę się, że piekło, jakie przeszłaś
nie przeszkadza Ci być dobrym, mądrym i ciepłym człowiekiem. Że potrafisz się
uśmiechać. Ja dawno już zapomniałem jak to jest wygiąć usta w czymś choćby
podobnym do uśmiechu. Wiem, że mało Cię to obchodzi. Prawdę mówić dziwie się,
ze jeszcze to czytasz. Może po prostu przejdę do rzeczy.
Dumbledore zaproponował mi pracę. Potrzebuję pieniędzy
i miejsca, w który mogę czuć się bezpieczny. Chce również mieć Cię na oku.
Nieważne czy Ci się to podoba, czy nie. Od września obejmę posadę nauczyciela
Obrony Przed Ciemnymi Mocami. Dobrze wiem, że nie będzie to dla Ciebie komfortową
sytuacją. Mam nadzieję, że uda nam się przezwyciężyć wszelki negatywne uczucia.
Siostrzyczko, nie proszę o miłość czy zaufanie. Proszę o najzwyczajniejsza więź
łączącą uczennicę i nauczyciela.
Adam
Zgniotła kartkę, dając upust swojej
złości. Nie miała słów na to, by opisać uczucia, który nią targały. Zobaczyć
go? Po tylu latach? Właściwie zapomniała już jak wygląda.
Kłamiesz – przemknęło jej przez myśl.
Dobrze pamiętała jego roziskrzone oczy i potargane włosy. Silną, choć szczupłą
sylwetkę. Delikatny uśmiech i bajki na dobranoc. Minęło siedem lat, od kiedy
odszedł z domu. Straciła wtedy wszystkich. Rodzice nigdy się nimi nie
interesowali. Zajęci robieniem kariery, wprowadzaniem nowych gwiazd na rynek.
Adam natomiast zawsze był przy niej. Był jej bohaterem. Niestety pewnego dnia
przestało mu to wystarczać. Postanowił pomagać w zniszczeniu zła. Po prost
wyszedł z domu. Uciekł od niej.
Coś ściskało jej serce. Nie była
pewna czy złość, czy to może wzruszenie. Nie potrafiła mu wybaczyć. Jednak
myśl, że już za kilka miesięcy będzie miała go obok… Po prostu poczuła się
bezpieczna.
__________________________________________________
Wiem, że znów schrzaniłam dosłownie
wszystko. Ale nie zapomniałam o tym blogu. Po prostu musiałam poukładać sobie kilka spraw. Ostatnio było
ciężko. Naprawdę nie miałam siły na pisanie tego opowiadania. Nie chciałam go
zniszczyć i dodawać rozdziału „na siłę”.
Pewnie już niektórzy o mnie
zapomnieli. Eh… Sama jestem sobie winna. Teraz już tak będzie. Rozdziały będą
pojawiały się rzadko. Ale BĘDĄ, to mogę wam obiecać. Skończę to opowiadanie.
Pomału, ale dam radę.
Dodam jeszcze, że uzupełniłam
wszystkie strony. Nowe zdjęcia, nowi bohaterowie… cóż, może to chociaż odrobinę
zrekompensuje moją długaśna nieobecność.
Cóż, co mogę jeszcze powiedzieć.
Chyba tylko: przepraszam.
Imseth
Łał. Dlaczego ja zawsze tak idiotycznie zaczynam komentarz? Ale mniejsza z tym, w rozdziale znalazłam parę błędów, np. "drugiego demonem jest ona sam." raczej on. "Jasne! – warknął – Ty" kropka po warknął. I gdzieś tam jeszcze napisałaś 5 nie słownie. Sorry, że tak się czepiam od samego początku, ale wolę powypisywać ci błędy, a potem pozachwycać się nad rozdziałem :P Więc... mówię szczerze z ręką na sercu, z nogą na podłodze i dłonią na myszce, że rozdział był genialny. Najbardziej powalił mnie początek, bo pokazałaś Huncwotów nie jako idiotycznych chłopaków, którzy tylko robią żarty, ale jako rodzinę w pewnym sensie, co uwielbiam :) I jak Alex mogła to zrobić Jamesowi? Jednak gdzieś tam myślałam, że będą żyć długo i szczęśliwie, ale cóż... Jak. Mnie. Wkurza. Lily. Przez twoje opowiadanie znielubiłam ją jeszcze bardziej (a nie sądziłam, że to możliwe ;)). Piękna zakładka z bohaterami, a cytaty z piosenek idealnie dobrane. I ty się tutaj nie załamuj, że nikt nie pamięta o tym blogu. Ja zaglądałam tutaj co parę dni, żeby zobaczyć czy nie było nowej notki mimo, że na pulpicie nic nie było. Szkoda tylko, że rozdziały będą tak rzadko się pojawiać, ale masz racje. Szkoda by było zniszczyć tak dobrego bloga rozdziałami na "odwalcie się". Kurczę, ale mi długi komentarz wyszedł, chyba najdłuższy jaki napisałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Zapraszam na NN: http://jess-jej-historia-z-hogwartu.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńBoże, wielbię cię dziewczyno, wiesz? <3
OdpowiedzUsuńaune